Każdy jest innym i nikt sobą samym.

- I wydaje się, że jesteśmy bezpieczni. Na skanerach mam tylko zwykły ruch powietrzny.
- To dobrze. I co teraz?
- Teraz lecimy na Coruscant.
- Jak się przedostaniemy przez imperialną blokadę? - spytała.
- Och, cóż... to skomplikowane. Może najpierw zajmij się nogą.
- A czemu ty nie zajmiesz się ręką?
- Chcę najpierw sprawdzić ładunek. Nie musisz mi towarzyszyć.
- To dobrze.
Zeerid kiwnął głową.
- Do luku medycznego musisz iść prosto i potem skręcić w prawo.
Aryn się uśmiechnęła.
- Kolto na rany.
- Kolto na rany - powtórzył żołnierskie powiedzenie, dotyczące medycznej opieki na polu bitwy. - W kambuzie jest jedzenie - dodał. - Głównie proteinowe batony i suplementy z glukozą.
Poczęstuj się.
- Nadal jadasz jak żołnierz.
- Wiele rzeczy robię nadal jak żołnierz.
Tylko nie te najważniejsze.
Aryn odeszła, a on ruszył w stronę ładowni. Wszedł i ostrożnie zbliżył się do skrzyń, jakby miał do czynienia z łatwymi do spłoszenia zwierzętami. Skrzynie były nieduże, najwyżej jednometrowe, i zajmowały niewiele miejsca w pustym poza tym luku. Nie wiedział, czego się spodziewał. Prawdopodobnie czegoś większego. Ładunek przysparzał zbyt wielu kłopotów jak na swoje małe gabaryty. Przesunął ręką po skrzyniach i postanowił, że jednak nie chce oglądać przyprawy. Wrócił do kabiny, aby przejąć sterowanie statkiem. Sygnał przywoławczy Orena już migotał. Zeerid włączył komunikator.
- Gadaj - powiedział.
- Nasi hakerzy mają nagranie z portu. Widziałem całe zajście.
- Zajście? Postrzelili mnie. Dwukrotnie.
- Nazwisko przywódcy grupy uderzeniowej, uzyskane na podstawie rozpoznania twarzy,
brzmi Vrath Xizor. - Oren zachichotał. - Podobno jest nauczycielem szkoły podstawowej z Core.
- Możemy chyba spokojnie założyć, że to fałszywe dane. Kim on jest naprawdę, Oren?
- Naszym zdaniem, wolnym strzelcem. Prawdopodobnie pracuje dla Huttów. Huttowie nie życzą sobie, żeby syntprzyprawa dotarła na Coruscant. Mają... na pieńku z naszym klientem.
Huttowie. Wychodzi na to, że mieszają się do wszystkiego.
- Masz tylko to? - spytał Zeerid.
- Tylko. Jak zamierzasz dostarczyć przyprawę na Coruscant, Zet?
- Uważaj, bo ci powiem, Oren. Macie przeciek w organizacji. Dostarczę przyprawę. Tylko tyle musisz wiedzieć.
Oren znów zachichotał.
- Do zobaczenia, Zet.
Stojąca za plecami Zeerida Aryn odchrząknęła. Zeerid nie potrafił się zmusić do spojrzenia jej w oczy, zaczął więc wklepywać współrzędne do nawigacyjnego komputera, a Aryn opadła w fotel drugiego pilota. Już dawno nie dzielił z kimś kabiny. Zauważył, że Aryn obandażowała łydkę.
- Ładnie ci z tym opatrunkiem - zażartował.
- Dzięki. - Aryn zerknęła na obliczenia w komputerze nawigacyjnym. - Te współrzędne nie zaprowadzą nas na Coruscant.
- Nie - zgodził się. - Zabiorą nas do układu Kravos.
- Przecież to martwy układ - zauważyła. - Na obrzeżach imperialnej przestrzeni.
Skinął głową.
- Konwoje dostawcze zatrzymują się tam, by zebrać wodór z gazowych olbrzymów.
- Nie rozumiem. Na czym polega twój plan dotarcia na Coruscant?
- Myślałem, że to ty masz jakiś plan - odparł.
- Słucham?
Uśmiechnął się.
- Żartuję.
- To nie jest śmieszne. Mów, jaki masz plan, Zeerid.
- Jest niebezpieczny - powiedział.
Aryn nie wyglądała na przejętą. Czekając na wyjaśnienia, przez iluminator kabiny
przyglądała się aksamitnej przestrzeni, przez którą lecieli. Zeerid podjął wyzwanie.
- Mam zamiar podłączyć się „Tłuściochem” do statku Imperium.
- Co to dokładnie znaczy?
- To, co mówię. Słyszałem o czymś takim w szkole latania, jeszcze gdy byłem na służbie.
- Słyszałeś o czymś takim?
Zeerid kontynuował, jakby Aryn nic nie powiedziała:
- Wieki temu szmuglerzy mieli zwyczaj wskakiwać do nadprzestrzeni i wyskakiwać z niej milisekundy za statkiem Republiki, powiedzmy za jakąś dużą jednostką dostawczą lecącą na Coruscant. Przemytnik wychodzi z nadprzestrzeni i wyłącza wszystkie silniki oprócz
manewrowych.
Aryn zadumała się nad tym, co usłyszała.
- Taki przyczajony statek trudno wykryć czujnikami.
- Owszem, ale tylko wtedy, gdy wychodzi się z nadprzestrzeni w cieniu statku dostawczego.
I gdy natychmiast wyłączy się silniki.
- Trzeba wiedzieć, w którym dokładnie punkcie statki dostawcze się wyłonią.
- Szmuglerzy wiedzieli to w tamtych czasach, a my wiemy to teraz.
Zeerid znał każdy szczegół dotyczący nadprzestrzennych szlaków Core. Gdyby wiedział, w którym miejscu statek imperialny wejdzie w nadprzestrzeń i znał cel jego podróży, wiedziałby, w jakim punkcie statek wyłoni się z nadprzestrzeni.
- A potem co?
- Potem się doczepiasz.
Oczy Aryn zrobiły się wielkie jak oczy Rodianki.
- Doczepiasz się?
- Za pomocą elektromagnetycznej plomby. Ta część to łatwizna.
- Załoga statku dostawczego to wyczuje.
Zeerid skinął głową.
- Dlatego to musi być duży statek i trzeba się podłączyć do przedziału ładunkowego lub czegoś podobnego. Czegoś, co może być puste w środku. Później, po przejściu atmosfery, dezaktywuje się plombę i odlatuje w czyste niebo.
Brzmiało to niedorzecznie, gdy mówił o tym głośno. Sam nie mógł uwierzyć, że się nad czymś takim zastanawia.
Aryn westchnęła i znów spojrzała w iluminator kabiny.
- To jest ten twój plan?
- Tak. Masz lepszy?
- Czy ktoś to kiedykolwiek wykonał?
- Nikt, kogo bym znał. Kiedy Republika dowiedziała się o tym procederze, dostosowała skanery sensoryczne, by wyszukiwały doczepione statki. Od wieków nikt tego nie próbował.