Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Oczy wszystkich utkwione były w ziemi oświetlonej przez ogień. Tessa, rozbijając twarde grudy i nucąc naiwne piosenki z nikłą już tylko nadzieją w sercu, że Angel je kiedyś usłyszy, przez dłuższy czas nie zauważyła, kto pracuje w jej najbliższym sąsiedztwie – był to mężczyzna ubrany w długą bluzę i zajęty przekopywaniem tej samej działki co ona; przypuszczała, że to ktoś przysłany jej przez ojca dla przyśpieszenia roboty. Spostrzegła go dopiero wtedy, gdy zaczął kopać blisko niej. Chwilami obłok dymu rozdzielał ich, potem rozpraszał się; wreszcie oboje mogli się widzieć nawzajem, lecz byli oddzieleni od innych.
Tessa nie odzywała się do niego ani on do niej. Pomyślała, że podczas dnia nie widziała go, ani teraz nie poznawała w nim żadnego wyrobnika z Marlott, w czym zresztą nie było nic dziwnego ze względu na jej powtarzające się w ostatnich latach dłuższe okresy nieobecności. Kopiąc przysunął się do niej stopniowo tak blisko, że światło ogni odbijało się w jego stalowych widłach równie wyraźnie jak w jej własnych. Podchodząc do ogniska, by doń wrzucić garść zeschłego zielska, spostrzegła, że jednocześnie on robi to samo. Płomień buchnął wyżej i Tessa ujrzała przed sobą twarz d'Urberville'a.
Nieoczekiwana obecność i groteskowy wygląd Aleca ubranego w marszczoną bluzę, jaką nosili teraz tylko starzy wyrobnicy, miały w sobie coś upiornie komicznego, co ją przejęło dreszczem. D'Urberville wybuchnął długim, cichym śmiechem.
– Gdybym miał chęć do żartów, powiedziałbym, że to wszystko wygląda jak obraz raju – zauważył kapryśnie, schylając głowę, by spojrzeć na Tessę.
– Jak to? – zapytała niepewnie.
– Żartowniś mógłby powiedzieć, że to mu przypomina raj. Ty jesteś Ewą, a ja – tym starym szatanem, który pod postacią zwierzęcia przychodzi, by ją kusić. Kiedy zajmowałem się teologią, byłem wprost porwany tą sceną z Raju utraconego Miltona. Brzmi to mniej więcej tak:
“Królowo, droga już gotowa i niedługa
Poprzez zielonych mirtów rzędy
...jeżeli" zgodzisz się na moje przewodnictwo,
Zawiodę cię tam szybko."
“Więc prowadź" – rzekła Ewa.
I tak dalej... Droga, droga Tesso, mówię to tylko dlatego, żebyś sama tego nie powiedziała i nie posądziła mnie, zresztą mylnie, gdyż masz o mnie taką fatalną opinię.
– Nigdy nie powiedziałam ani nie przyszło mi na myśl, że pan jest szatanem. Myślę o panu z zupełną obojętnością z wyjątkiem chwil, kiedy pan mnie obraża. Czy pan tu przyszedł do kopania ze względu na mnie?
– Tak, wyłącznie. Po to tylko, by cię zobaczyć. Dopiero idąc tu zobaczyłem w sklepie tę bluzę i kupiłem ją, by mnie w niej nie poznano. Przychodzę tu z protestem przeciw twej nadmiernej pracy.
– Ta praca sprawia mi przyjemność, robię to dla ojca.
– Czy termin twojej umowy już upłynął?
– Tak.
– A teraz co zamierzasz? Czy połączyć się z “drogim mężem"?
Ta upokarzająca aluzja dotknęła ją do żywego.
– Nie wiem – odpowiedziała z goryczą. – Nie mam już męża.
– To prawda w tym znaczeniu, w jakim sama to rozumiesz. Natomiast masz przyjaciela. Postanowiłem wbrew twej woli urządzić cię wygodniej. Gdy wrócisz do domu, zobaczysz, co wam posłałem.
– Alec, wolałabym, by mi pan nic nie dawał! Nie mogę nic przyjąć! Nie lubię tego, to niewłaściwe z pana strony.
– Właśnie, że właściwe! – zawołał wesoło. – Nie mogę pozwolić, by kobieta, dla której żywię tyle serdecznych uczuć, żyła w takiej biedzie, a ja bym jej nie pomógł.
– Ależ ja wcale nie jestem w biedzie! Jeżeli mam jakie troski, to... to... wcale nie ze względu na biedę!
Odwróciła się i z rozpaczą zabrała się znów do kopania, a łzy jej spływały na rączkę wideł i na grudy ziemi.
– Ale ze względu na twoje rodzeństwo – ciągnął dalej. – Ich właśnie miałem na myśli.
Serce Tessy drgnęło. Dotknął najbardziej wrażliwego miejsca. Domyślił się, co było powodem jej najgłębszej troski. Od czasu gdy powróciła do domu, pokochała dzieci całą duszą.
– Jeżeli twoja matka nie wyzdrowieje, ktoś powinien zająć się dziećmi, skoro twój ojciec jest niezdolny do pracy.
– Będzie musiał pracować! Ja mu pomogę!
– I ja również.
– O, nie, proszę pana!
– Ależ to nie ma sensu! – wybuchnął d'Urberville. – Przecież on jest przekonany, że należymy do jednej rodziny, i będzie z tego zadowolony!
– Nie jest przekonany. Wyprowadziłam go z błędu.
– To szaleństwo z twojej strony! Rozgniewany, odwrócił się od niej, podszedł do żywopłotu, zdjął z siebie długą bluzę, w którą był przebrany, zwinął ją, cisnął na stos płonącego perzu i oddalił się.
Po jego odejściu Tessa nie mogła zabrać się na nowo do kopania; zaniepokoiła się, czy Alec nie powrócił znów do jej ojca, i wziąwszy widły pod pachę pobiegła do domu.
Niedaleko od domu spotkała jedną z sióstr.
– O Tessy – zawołała dziewczynka – posłuchaj, co się stało! Liza-Lu płacze, dom jest pełen ludzi, mama czuje się daleko lepiej, ale wszyscy mówią, że ojciec umarł.