Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Napoleon stanął przed księżną, rozstawiając szeroko nogi.
─ Chwała bez potęgi? Taka chwała jak moja? Mościa księżno, Kolumb lub Kopernik mają
nie mniejszą ode mnie, a jednak lada oficerzyna z mojej gwardii miał wstęp co dzień tam,
gdzie oni byliby trzy razy na rok zaproszeni, a pierwszy lepszy hrabia odbiera niskie ukłony
od tych, którzy by się Kopernikowi i Kolumbowi nie usunęli z ławki w parku wersalskim.
Chwała? Chwała musi mieć mundur i szpadę lub stanowisko i pieniądze. Inaczej, jest czczym
dymem, a może się stać pośmiewiskiem, tak jak moja obecnie. Mówią o Karolu Piątym i
pędzlu Tycjana; gdyby Tycjan podniósł chustkę do nosa Karolowi Piątemu, to by nikt o tym
nie wiedział nawet. Żaden kronikarz nie notowałby tego faktu. Stanowisko robi wszystko.
Tycjan był geniuszem, a Karol Piąty miernym, przeciętnym człowieczyną. To są właśnie te
przeklęte przywileje arystokracji rodowej, Polignaców i Fezensaców, o które sobie wiecznie
nosy rozbijać będą parowie mego cesarstwa do dziesiątego pokolenia. Gdybym się był urodził
w czasach wojen krzyżowych, byłoby inaczej. Ale dosyć o tym. Czy dawno była pani w Ro-
sji?
─ W zeszłym roku.
─ Co tam mówią o mnie?
─ Kałmuki śpiewają o tobie w dalszym ciągu, sire:
Przyszedł burzyć ołtarze,
niewinnych ludzi mordować
i tam dalej; tacy, jak ja, żałują cię.
─ Żem upadł?
─ Żeś odszedł cały.
─ Żem odszedł?
─ Tak. Cała olbrzymia, tajemnicza Rosja drgnęła pod twoją stopą. Wojsko twoje powinno
było wrócić na Zachód, ale ty sam, sire, powinieneś był pozostać.
─ Pozostać? Jako co?
─ Jako cesarz Napoleon. Istota twoja, sire, powinna była snuć się po Rosji, od Moskwy po
Astrachań, od Petersburga po Bajkał. Car Napoleon powinien był błądzić po Rosji, od zam-
ków do chat, od gmachów rządowych do koszar, od cerkwi do klasztorów...
─ Niby co?
─ Ty tego nie zrozumiesz, sire. Na to trzeba być Rosjaninem. Mistyczny twój kształt tu-
manem błędnym powinien był krążyć po niezmierzonych przestrzeniach. Wtenczas pokocha-
no by cię, uwielbiano by cię, sire, uwierzono by w twoją misję, obwołano by cię świętym.
Wyprawa twoja stałaby się dla ogółu koniecznością, sprawioną przez Boga. Inaczej byłbyś
nie przyszedł, a musiałeś wejść do Rosji ─ Bóg tak chciał. Byłbyś opanował Rosję duchem.
─ Fantazje wschodnie!
─ Tak, ty tego nie zrozumiesz, najjaśniejszy panie. Urodziłeś się na małej wyspie, miesz-
kałeś w Paryżu. Żadnej z Francuzek, Włoszek, Niemek, Angielek, które cię otaczały, nie
przychodziło na myśl to, co mnie...
─ No?
─ Porwać cię, sire.
─ Mnie?! Porwać?! Kiedy?!
─ Kiedy wracałeś z Moskwy.
─ Miałem sto tysięcy żołnierzy.
─ A ja dwustu dworskich Kozaków i stu Tatarów. Napoleon zaczął się śmiać.
─ Cóż za szaleństwo! Co, pani, mówisz?! Myśl wariacka. Ach! Ach!
346
─ Otóż to właśnie. Wy, ludzie Zachodu, nie rozumiecie szalonych myśli. Polacy, w któ-
rych Wschód walczy z Zachodem, zawstydzili całą twoją armię, sire, w wąwozie Somo-
Sierry: szaleństwem. My mamy inne szalone myśli. Ja byłabym cię, najjaśniejszy panie, ka-
zała schwycić moim Tatarom na arkan, a potem zginęła z tobą w nieprzemierzonych stepach
Rosji, nie wiem po co, nie wiem dlaczego, wtenczas nie zdawałam sobie sprawy po co, aby
cię tylko posiąść, mieć ─ ─ czy dla siebie, czy dla Rosji ─ ─ chciałam, abyś mnie wtedy za-
płodnił, mnie czy Rosję ─ ─ nie wiedziałam... Powiedziałam raz, że chciałabym cię mieć jak
tygrysa w klatce, ale to głupiec wywołał te słowa ─ wiem, że chciałabym cię była mieć jak
tuman błądzący wraz ze mną po wszystkich nieprzejrzanych guberniach rosyjskiego impe-
rium.
─ Cóż dalej?
─ Sąsiadka moja, Olga Piotrowna Zastrowowna, szła za tobą z chłopami i mordowała
twoich żołnierzy, a sama byłaby ci własną ręką toporem rozbiła czaszkę, sire, za to, że naje-
chałeś jej ojczyznę.
─ I to szaleństwo. Byłem zmuszony, miałem racje polityczne.
─ Racje polityczne. Czy rychtując armaty na paryżan, rozpędzając Radę Pięciuset, jadąc
do Egiptu, nie Ważyłeś się, sire, na rzeczy szalone?
─ Miałem zawsze wytknięty jasno cel, rozważałem zawsze „pro” i ,,contra”, obliczałem
siły swoje i przeciwników i opierałem się na danych politycznych i rachunku prawdopodo-
bieństwa.
─ To robiła głowa twoja, sire; serce twoje musiało być szalone, inaczej, nie byłbyś się stał
tym, czym byłeś ─ czym być możesz jeszcze...
─ Być mogę jeszcze?
─ Tak! Na honor! Czy widziałeś to?!
Księżna wydobyła portmonetkę, a z niej sztukę monety.
─ Cóż to jest? ─ spytał cesarz.
─ Czytaj, sire!
─ Portret mój i Marii Ludwiki. „Courage et esperance”. Ładny napis.
─ A oto druga.
─ Śpiący orzeł. „Il se reveillera”.
─ Oto trzeci medal.
z Śpiący lew. Cóż napisano na otoku? „Le reveil sera terrible!”... Sądzą, że się obudzi?
─ Architektowi, który miał stawiać pamiątkową kolumnę wylądowania Ludwika XVIII
pod Calais, radził ktoś, aby ją wybudował na kółkach, żeby się mogła łatwiej wytoczyć za
osobą króla przy nowym odjeździe.
─ Nadzwyczajny pomysł! Ha! ha! ha! Nadzwyczajny!
─ Patrz jeszcze, najjaśniejszy panie. Księżna rozwinęła afisz uliczny. Nosił on wielkimi,
czerwonymi literami drukowany napis: ,,Vive l'empereur! Il a ete et il sera!”
─ Ach! Ach! To było po rogach ulic?
─ Tak. Napoleoniści są wszędzie, po wsiach i miastach, w Paryżu i na prowincji. Kiedy
spotykają się, witają się pozdrowieniem:
„Wierzysz w Jezusa Chrystusa?”
„Tak, i w jego zmartwychwstanie.”
Jesteś, sire, noszony na laskach, fajkach, tabakierkach, pierścionkach. Jesteś na wierzchu i
w ukryciu. Niezgrabne brązowe statuety Ludwika XVIII otwierają się, a wewnątrz jest twoje
ślicznie cyzelowane popiersie brązowe. Mają cię na szczypcach do pieca, na nożach do prze-