Każdy jest innym i nikt sobą samym.


- Mnie też nie. Skąd on się nagle wziął? Czy on jej rzeczywiście szuka? Dlaczego tu? Najpierw Anita, potem Roj...
- Myślałam w pierwszej chwili, że Paweł ma rację i Anita jest podejrzana - przerwała Zosia.
- Ale teraz nie jestem pewna. Anita stała na ulicy i wcale się nie ukrywała, a ten Roj wyskoczył jak diabeł z pudełka. Może to on się tam przedzierał przez ogród?
- Może oni w ogóle coś kombinują razem...?
- On był samochodem - powiedział Paweł. - Słyszałem, jak przyjechał i odjeżdżał.
- Nie wiem, czy Roj jest mordercą, chociaż to możliwe - wyznała Alicja z niechęcią. - Może on się skradał przez ogród, żeby zobaczyć, czy nie ma tu Ewy, a Paweł go spłoszył.
- I co, miał przy sobie pistolet, którym rzucał w Anitę?
- Ja się nie znam - powiedział Paweł niepewnie. - Ale może on chce zastrzelić swoją żonę?
- O rany boskie, dajcie spokój! - zniecierpliwiła się Zosia. - W końcu gdzie my jesteśmy?! W Hiszpanii, na Sycylii...?! Tu jest Skandynawia, kto tu morduje żony?!
- Duńskie żony są na ogół mało podobne do Ewy...
- No dobrze, ale to przecież nie o to chodzi! Edek nie był niczyją żoną! A zaczęło się od Edka! Opamiętajcie się!
Spróbowaliśmy się opamiętać i potrwało to prawie dwie godziny. Osobliwe poczyna­nia Ewy i Roja uniemożliwiły mi zachowanie pełnej tajemnicy. Tak Zosia, jak i Paweł zorientowali się w końcu, że istnieje jakiś związek pomiędzy Ewą a facetem w czerwonej koszuli i na dobrą sprawę tylko Ewa mogła mieć jako tako uzasadnione motywy, żeby załatwić awanturującego się Edka. Anita poszła w niepamięć. Jedyne, co nas odrobinę stopowało w snuciu daleko idących podejrzeń, to całkowity brak jakichkolwiek wiadomości Alicji na ten temat.
- Po jakiego ciężkiego diabła ta Ewa miałaby teraz polować na mnie! - mówiła zniecierpliwiona. - Daję wam słowo honoru, że ja o niej nic nie wiem. Jeśli chce zachować sekret, to powinna zabić Joannę!
- Teraz już w ogóle powinna pozabijać nas wszystkich - zauważyłam. - Białą Glistę też, bo ona ją widziała.
- Najprościej byłoby rozpylaczem - wtrącił Paweł. - Wziąć pepeszę, ustawić równo i posunąć...
- Paweł, miałeś się umyć - powiedziała z roztargnieniem Zosia.
- Przecież już się umyłem!
- To idź spać. Alicja, słuchaj...
- Kto się teraz idzie myć? Zosiu, ty?
- Zaraz. Słuchaj, Alicja, ja cię proszę, nie śpij dziś we własnym łóżku. Ja nie wiem, nie chcę przesadzać, ale ten policjant ma rację. On się uparł na ciebie. Nie śpij tam, przynajmniej dopóki nie będzie tej szyby!
- To gdzie mam spać? W hotelu?
- Chociażby tu, na kanapie... Nie, tu ja będę spała, a ty u mnie!
- Mowy nie ma...!
Przed domem zatrzymał się jakiś samochód. W nocnej ciszy wyraźnie to było słychać. Ktoś brzęknął furtką i zapukał do drzwi.
- Nie! - krzyknęła Zosia nerwowo. - Ja otworzę!
- Ale spokojny wieczór - powiedziała Alicja zgryźliwie, spoglądając na mnie. - Ciekawe, jaki jeszcze idiotyzm uda ci się wymyślić...
W przedpokoju ujrzałyśmy Ewę, której wygląd mógł wstrząsnąć najbardziej odporną jednostką. W takim stanie jeszcze nigdy jej nie widziałam. Rozczochrana, zapłakana, z rozmazanym makijażem, w szlafroku i narzuconym nań płaszczu, w rannych pantoflach, roztrzęsiona kompletnie i szczękająca zębami.
- Alicja - powiedziała złamanym głosem, opierając się o drzwi pralni. - Czy możesz mi pożyczyć trochę pieniędzy? Nie mam czym zapłacić za taksówkę...
- Wejdź i uspokój się - powiedziała Alicja łagodnie, ale stanowczo. - Zaraz zapłacę...
- Nie! - warknęła z furią Zosia. - Ja zapłacę. Alicja otworzyła usta, żeby zaprotesto­wać, spojrzała na nią i posłusznie oddala jej portmonetkę. Ewa oderwała się od drzwi pralni, chwiejnie weszła do pokoju i padła na fotel przy stole. Czekałyśmy cierpliwie, aż odzyska oddech i coś powie.
- Uciekłam z domu - szepnęła w końcu rozpaczliwie, beznadziejnie przygnębiona i znękana.
- Na zawsze? - spytała z życzliwym współczuciem Alicja.
Ewa pokręciła jakoś niepewnie głową i wytarła nos w coś, co wyciągnęła z kieszeni płaszcza, a co okazało się ściereczką do naczyń.
- Nie wiem. Alicja, czy ja bym mogła tu u ciebie... Joanna, czy Alicja wie...?
- Nie wszystko. Trochę się orientuje, ale przecież zabroniłaś komukolwiek mówić.
- To jej powiedz. Ja już nie mogę! Oni się spotkali w domu!... Roj się wyprowadza... Giuseppe go okłamał... Ja mu nie umiem wytłumaczyć!...
- Szafa gra - rzekłam z westchnieniem na pytające spojrzenie Alicji. - Wszystko się zgadza. Roj się usuwa, a ona go nie chce. Tego czarnego nie chce. Przewidziałyśmy wszystko, aż się niedobrze robi.
Alicja zrozumiała w mgnieniu okna.
- Zostań tutaj, a do jutra się uspokoisz i wszystko się wyjaśni. Jak chcesz, to ja Rojowi wytłumaczę, że wolisz jego. Po duńsku zrozumie. I przestań płakać, bo cię żaden nie będzie chciał. Czekaj, zrobię ci kawy...
- Daj jej kieliszek czegoś mocniejszego - poradziłam.
Zosia wróciła po zapłaceniu taksówki.
- Dobrze, że chociaż z tamtymi jest spokój - powiedziała ze wstrętem, wskazując palcem zamknięte drzwi sąsiedniego pokoju. - Chociaż ten spokój ciągle mi się wydaje podejrzany.
- Ja do nich więcej nie zaglądam! - zawołała gwałtownie Alicja. - Nawet gdyby pękli! Z hukiem!
- Na huk byś zajrzała. Ewa, zdejmij ten płaszcz, w szlafroku możesz zostać.