Karpal nerwowo gładził jej pióra. Hermann przybył jako stwór jakby prosto z dzieł Eschera: segmentowy wąż na sześciu ludzkich stopach na nogach z łokciami. Co chwila zwijał się i toczył po wspornikach Satelity Pinatubo. Paolo i Elena ciągle mówili jednocześnie to samo; właśnie przed chwilą się kochali.
Hermann przesunął satelitę na teoretyczną orbitę tuż poniżej jednej z sond zwiadowczych i zmienił skalę, tak że połowę nieba przesłaniała dolna powierzchnia sondy: złożony pejzaż modułów detektorów i dysze kontroli wysokości. Kapsuły atmosferyczne, ceramiczne krople średnicy trzech centymetrów, wystrzeliły z rury startowej i przemknęły obok nich jak głazy. Zniknęły, zanim pokonały pierwsze dziesięć metrów. Obraz był skrupulatnie dokładny, choć stanowił częściowo rzeczywisty przekaz, częściowo ekstrapolację, a częściowo faux.
Moglibyśmy od razu uruchomić czystą symulację, pomyślał Paolo, i udawać, że lecimy z kapsułami w dół.
Elena spojrzała na niego z wyrzutem.
Owszem... Ale po co w takim razie męczyć się ich posyłaniem? Czemu nie zasymulować wiarygodnego orpheańskiego oceanu pełnego wiarygodnych orpheańskich form życia? Dlaczego nie symulować całej diaspory?
W C-Z nie istniała zbrodnia herezji; nikt jeszcze nie został wygnany za złamanie postanowień karty. Czasem jednak trudno było sklasyfikować każdy akt symulacji w tych kategoriach, które pomagały w zrozumieniu fizycznego wszechświata (dobre), tych, które były zaledwie wygodne, rozrywkowe, estetyczne (akceptowalne)... i tych, które sugerowały zaprzeczenie wyższości fenomenów rzeczywistych (pora pomyśleć o emigracji).
Zwycięstwo w kwestii mikropróbników było minimalne: siedemdziesiąt dwa procent głosowało za, niewiele więcej niż wymagana większość dwóch trzecich. Pięć procent się wstrzymało. Obywatele stworzeni po przybyciu do systemu Vegi nie mieli prawa głosu... Co nie znaczy, że ktokolwiek w Carterze-Zimmermanie choćby pomyślał o fałszowaniu wyborów. To wykluczone.
Paolo zdziwił się tak niewielką przewagą; nikt jeszcze nie przedstawił mu żadnego rozsądnego scenariusza, w którym mikropróbniki wyrządzały jakieś szkody. Zastanawiał się, czy istnieje może inny, ukryty powód, nie mający nic wspólnego z obawą o ekologię Orpheusa czyjego hipotetyczną kulturę. Pragnienie przedłużenia rozkoszy badania tajemnic planety? Paolo potrafiłby zrozumieć taki odruch... Ale wysłanie mikropróbników w żaden sposób nie wpłynie na długoterminową przyjemność obserwacji i zrozumienia ewolucji życia na Orpheusie.
- Modele erozji linii brzegowej dowodzą, że północno-zachodni brzeg Lambdy jest atakowany przez tsunami średnio co dziewięćdziesiąt orpheańskich lat - zauważyła posępnie Liesl. Pokazała im dane; wyglądały przekonująco, ale problem stał się w tej chwili akademicki. - Mogliśmy zaczekać.
Hermann skierował w jej stronę szypułki oczne.
- Plaże zasypane skamielinami, co?
- Nie, ale warunki wcale...
- Żadnych usprawiedliwień!
Owinął ciało wokół wspornika i radośnie wymachiwał nogami. Hermann należał do pierwszej generacji i był jeszcze starszy niż Orlando. Zeskanowano go w dwudziestym pierwszym wieku, jeszcze przed założeniem Cartera-Zimmermana. W ciągu wieków wykasował jednak większą część swych epizodycznych wspomnień i z dziesięć razy przebudował osobowość. Kiedyś wyznał Paolo: “Myślę o sobie jak o własnym praprawnuku. Śmierć nie jest taka zła, jeśli umiera się po kawałku. To samo odnosi się do nieśmiertelności”.
- Ciągle próbuję sobie wyobrazić - wtrąciła Elena - jak zareagujemy, kiedy inny klon C-Z natrafi na coś nieskończenie lepszego, na przykład obcych dysponujących napędem podprzestrzennym. A my tymczasem będziemy tu studiować tratwy z alg.
Ciało miała bardziej stylizowane niż zwykle: nadal humanoidalne, ale bezpłciowe, bezwłose i gładkie, z twarzą obojętną i androgyniczną.
- Jeśli mają napęd podprzestrzenny, to gdzie się podziewali przez ostatnie dwa tysiące lat?
Paolo roześmiał się.
- No właśnie. Ale wiem, o co ci chodzi: znaleźliśmy pierwsze obce życie... I pewnie nie bardziej złożone od wodorostów. To jednak przełamuje złą passę. Wodorosty co dwadzieścia siedem lat świetlnych. Systemy nerwowe co pięćdziesiąt? Inteligencja co sto?
Nagle zamilkł, uświadamiając sobie, co czuje Elena: decyzja, by po pierwszym ożywieniu nie budzić się więcej, zaczynała się wydawać złym wyborem, marnowaniem szans stworzonych przez diasporę. Ofiarował jej wzorzec umysłu wyrażający współczucie i wsparcie, jednak odmówiła.
- Muszę teraz widzieć wszystko wyraźnie - rzekła. - Sama chcę sobie z tym poradzić.
- Rozumiem.
Uwolnił z umysłu jej częściowy model, który uzyskał, kiedy się kochali. Nie był świadomy ani połączony z oryginałem, jednak zatrzymanie go na dłużej, gdy Elena tak się czuła, byłoby wścibstwem. Paolo bardzo poważnie traktował odpowiedzialność zbliżenia. Jego poprzednia kochanka prosiła, by wykasował całą wiedzę o niej i mniej więcej spełnił tę prośbę. Jedynie jeszcze pamiętał to, że wyraziła takie życzenie.
- Powierzchnia! - obwieścił Hermann.
Paolo zerknął na zapis widoku z sondy, ukazującego pierwsze kapsuły rozpadające się nad oceanem i uwalniające mikropróbniki. Zanim odłamki dotarły do wody, nanomaszyny przekształciły ceramiczne powłoki (a potem siebie) w dwutlenek węgla i kilka prostych minerałów. Nic, czego nie zawierały mikrometeoryty, bezustannym deszczem opadające na powierzchnię planety. Same mikropróbniki niczego nie nadawały. Kiedy zakończą zbieranie danych, wypłyną na powierzchnię i zmienią zakres odbijanych promieni ultrafioletowych. Sondy powinny wtedy zlokalizować te punkciki i odczytać zapisy, nim próbniki ulegną destrukcji równie dokładnej jak kapsuły ochronne.
- Trzeba to uczcić - stwierdził Hermann. - Idę do Serca. Kto ze mną?
Paolo spojrzał na Elenę. Przecząco pokręciła głową.
- Idź sam.
- Jesteś pewna?
- Tak. Idź - jej skóra nabrała lustrzanego połysku, twarz odbijała leżącą w dole planetę. - Nic mi nie jest. Muszę tylko przemyśleć kilka spraw. Sama.
Hermann owinął się wokół szkieletu satelity, wydłużając swe blade ciało i dobudowując kolejne segmenty, kolejne nogi.
- Chodźcie! Chodźcie! Karpal? Liesl? Uczcijmy to!