- Nie wiem... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Nie potrafiê ci odpowiedzieæ.
- I nikt nigdy nie pokazywa³ ci, jak to robiæ? Na przyk³ad, twoja matka?
- Nie, przecie¿ ci ju¿ mówi³am. Matka zawsze mi powtarza³a, ¿e nie istnieje coœ
takiego jak magia...
- Za³o¿ê siê, ¿e ona nauczy³a ciê runów - przerwa³ jej Jace. - A póŸniej kaza³a ci
zapomnieæ. Magnus uprzedza³, ¿e twoje wspomnienia powoli bêd¹ wracaæ.
- Mo¿e.
- Oczywiœcie. - Jace wsta³ i zacz¹³ chodziæ po pokoju. - Pewnie to wbrew prawu
u¿ywaæ runów w taki sposób, jeœli nie masz pozwolenia. Ale to teraz niewa¿ne. Myœlisz, ¿e
twoja matka schowa³a Kielich w obrazie? Tak jak ty zrobi³aœ z kubkiem?
Clary kiwnê³a g³ow¹.
- Tak, ale nie w moim mieszkaniu.
- A gdzie? W galerii? Obraz mo¿e byæ wszêdzie...
- Wcale nie na obrazie - powiedzia³a Clary. - Na karcie.
Jace zatrzyma³ siê i odwróci³.
- Na karcie?
- Pamiêtasz taliê tarota Madame Dorothei? Tê, któr¹ namalowa³a dla niej moja matka?
Jace skin¹³ g³ow¹.
- A pamiêtasz, jak wyci¹gnê³am z niej asa kielichów? PóŸniej, kiedy zobaczy³am
pos¹g anio³a, kielich w jego rêce wyda³ mi siê znajomy. I rzeczywiœcie widzia³am go
wczeœniej. Na asie. Mama namalowa³a Kielich Anio³a na talii tarota Madame Dorothei.
Jace stan¹³ na wprost niej.
- Bo uzna³a, ¿e tak bêdzie najbezpieczniej, a poza tym w ten sposób mog³a daæ go
Dorothei na przechowanie, nie mówi¹c jej, co to jest ani dlaczego musi go ukryæ - powiedzia³.
- Albo ¿e w ogóle musi go ukryæ. Dorothea nigdy nie wychodzi z domu, nikomu by go
nie odda³a...
- A twoja matka mog³a mieæ oko na Kielich i na ni¹. - W g³osie Jace’a pobrzmiewa³
podziw. - Niez³e posuniêcie.
- Chyba tak. - Clary stara³a siê zapanowaæ nad dr¿eniem g³osu. - Wola³abym jednak,
¿eby tak dobrze go nie ukry³a.

- Co masz na myœli?
- Gdyby go znaleŸli, mo¿e zostawiliby j¹ w spokoju. Jeœli chodzi³o im tylko o
Kielich...
- I tak by j¹ zabili, Clary. Ci sami ludzie, którzy zamordowali mojego ojca. Jeœli ona
jeszcze ¿yje, to tylko dlatego ¿e nie znaleŸli Kielicha. Ciesz siê, ¿e jest tak dobrze schowany.
*****
- Naprawdê nie rozumiem, co to ma z nami wspólnego - stwierdzi³ Alec, mru¿¹c
zaspane oczy.
Jace obudzi³ o œwicie resztê mieszkañców Instytutu i zaci¹gn¹³ ich do biblioteki, ¿eby
„opracowaæ strategiê bitwy”. Alec by³ jeszcze w pi¿amie, Isabelle w ró¿owym peniuarze.
Hodge pi³ kawê z wyszczerbionego niebieskiego kubka. Tylko Jace wygl¹da³ na naprawdê
rozbudzonego.
- Myœla³em, ¿e poszukiwania Kielicha s¹ teraz w rêkach Clave - doda³ Alec.
- Lepiej, jeœli zajmiemy siê tym sami - oœwiadczy³ niecierpliwym tonem Jace. - Hodge
i ja ju¿ omówiliœmy tê sprawê i w³aœnie tak postanowiliœmy.
- Dobrze. - Isabelle wetknê³a za ucho warkocz przewi¹zany ró¿ow¹ wst¹¿k¹. - Ja
jestem gotowa.
- A ja nie - burkn¹³ Alec. - W mieœcie s¹ teraz agenci Clave i szukaj¹ Kielicha.
Przeka¿cie im informacjê i niech zrobi¹, co do nich nale¿y.
- To nie takie proste - powiedzia³ Jace.
- Jest proste. - Alec zmarszczy³ brwi. - To nie ma nic wspólnego z nami, tylko z
twoim... uzale¿nieniem od niebezpieczeñstwa.
WyraŸnie zirytowany Jace pokrêci³ g³ow¹.
- Nie rozumiem, dlaczego siê ze mn¹ k³ócisz.
Bo nie chce, ¿eby coœ ci siê sta³o, pomyœla³a Clary, zdumiona jego
krótkowzrocznoœci¹. Jak móg³ nie widzieæ, co naprawdê dzieje siê z Alekiem?
Z drugiej strony, ona te¿ przegapi³a to samo, jeœli chodzi o Simona. Jakie mia³a prawo
go oceniaæ?
- Dorothea, w³aœcicielka Sanktuarium, nie ufa Clave - wyjaœni³ Jace. - Wrêcz ich
nienawidzi. Ufa tylko nam.
- Ufa mnie - odezwa³a siê Clary. - Nie wiem, jak z tob¹. Nie jestem pewna, czy w
ogóle ciê lubi.
Jace j¹ zignorowa³.
- No, dalej, Alec. Bêdzie dobra zabawa. I pomyœl, jaka chwa³a na nas sp³ynie, jeœli

zwrócimy Kielich Anio³a do Idrisu. Nasze nazwiska nigdy nie zostan¹ zapomniane.
- Nie zale¿y mi na chwale - odpar³ Alec, nie spuszczaj¹c wzroku z twarzy Jace’a. -
Zale¿y mi na tym, ¿eby nie robiæ nic g³upiego.
- Jednak w tym wypadku Jace ma racjê - odezwa³ siê Hodge. - Jeœli Clave pójdzie do
Sanktuarium, bêdzie katastrofa. Dorothea ucieknie z Kielichem i pewnie nigdy go nie
znajdziemy. Nie, Jocelyn wyraŸnie chcia³a, ¿eby jedyn¹ osob¹, która bêdzie w stanie znaleŸæ
Kielich, by³a Clary.
- Wiêc niech idzie sama - skwitowa³ Alec.
Nawet Isabelle wyda³a lekki okrzyk zaskoczenia. Jace, który opiera³ siê rêkami o
biurko, wyprostowa³ siê i spojrza³ ch³odno na Aleca. Tylko on mo¿e wygl¹daæ wynioœle w
pi¿amie, pomyœla³a Clary.