Przyszło mi na myśl, że i on także zrobił-
by wszystko, co by się dało, aby się tylko utrzymać przy życiu. Wydał mi się zupełnie uspo-
kojony co do Falka, ale wciąż bardzo nim przejęty.
─ Jak to pan o mnie powiedział wczoraj wieczorem? Pamięta pan? ─ zapytał po paru
wstępnych zdaniach. ─ Że ja jestem... nie przypominam sobie. Bardzo zabawne słowo.
─ Przeczulony? ─ poddałem.
─ Tak. Co to znaczy?
─ Że pan sobie różne rzeczy wyolbrzymia. Bez zbadania, i tak dalej.
Zdawał się przeżuwać moje słowa. Rozmawialiśmy w dalszym ciągu. Ten Falk jest plagą
jego życia. Żeby wszystkich tak z równowagi wytrącić! Żona jego nie czuje się dzisiaj do-
brze. Bratanica wciąż płacze. Nie ma komu pilnować dzieci. Stuknął parasolem w pokład. I
tak będzie z dziewczyną przez całe miesiące. Proszę sobie wyobrazić, .jak to przyjemnie
wieźć z sobą do kraju drugą klasą zupełnie bezużyteczną dziewczynę, która wciąż płacze. Dla
Leny to także nie jest dobrze, zauważył, ale nie mogłem odgadnąć, dlaczego. Może ze wzglę-
du na zły przykład. Dziecko i tak już dość się martwiło i płakało nad lalką z gałganów. Ni-
cholas był właściwie najmniej sentymentalną osobą z całej rodziny.
─ Dlaczego ona płacze? ─ zapytałem.
─ Z litości! ─ krzyknął Hermami.
Kobiet nie można rozgryźć. Jego żona jest jedyną, do której rozumienia rości sobie preten-
sje. Jest bardzo zdenerwowana i pełna wątpliwości.
─ Wątpliwości? A dlaczego? ─ zapytałem.
Odwrócił oczy i nic na to nie odpowiedział. Kobiet nie da się rozgryźć. Na przykład brata-
nica płacze z powodu Falka. Otóż on (Hermann) z przyjemnością skręciłby kark temu Falko-
wi, tylko że... sądzi, iż ma na to za czułe serce.
─ Co pan w gruncie rzeczy myśli o tym, cośmy wczoraj słyszeli? ─ zapytał wreszcie.
─ We wszystkich takich opowiadaniach ─ zauważyłem ─ jest zawsze dużo przesady.
I nie dając mu przyjść do siebie ze zdziwienia, zapewniłem go, że znam wszystkie szcze-
góły tej historii. Prosił, abym ich nie powtarzał. On ma za tkliwe serce. Zrobiłoby mu się nie-
dobrze. Potem powiedział bardzo wolno, spoglądając na swoje nogi, że prawdopodobnie nie
będzie potrzebował widywać często tej pary, kiedy się już raz pobiorą. Bo naprawdę nie może
znieść widoku Falka. Z drugiej zaś strony byłoby śmieszne zabierać do kraju dziewczynę,
która ma przewrócone w głowie. Cały czas płacze i nie jest żadną wyręką dla swojej ciotki.
─ Teraz będzie pan mógł wziąć tylko jedną kajutę w powrotnej drodze ─ powiedziałem.
─ Tak, myślałem już o tym – potwierdził prawie wesoło. -Tak! Ja, moja żona, czworo
dzieci... wystarczyłaby jedna kajuta. A gdyby i ona jechała...
─ A co mówi na to pańska żona? ─ zapytałem. Żona jego nie uważa, aby człowiek tego
rodzaju mógł dać szczęście dziewczynie; rozczarowała się bardzo do kapitana Falka. Czuła
się bardzo zdenerwowana dziś w nocy.
110
Ci dobrzy ludzie nie byli w stanie pozostać pod jednym wrażeniem przez całe dwadzieścia
cztery godziny. Zaręczyłem Hermannowi, iż Falk posiada wszystkie zalety, które mogą za-
pewnić bratanicy szczęśliwą przyszłość. Odpowiedział, że mu bardzo miło to słyszeć i że po-
wtórzy to żonie. Cel jego wizyty wyjaśnił się w końcu. Chciał, abym mu pomógł nawiązać
stosunki z Falkiem. Bratanica jego wyraziła nadzieję, że nie odmówię im tej uprzejmości.
Bardzo tego widocznie pragnął, bo chociaż wyglądało na to, że zapomniał o dziewięciu dzie-
siątych z tego, co mówił poprzedniego wieczoru, i o całym swym oburzeniu, ale bał się naj-
wyraźniej, aby go Falk nie posłał do wszystkich diabłów.
─ Pan mi mówił, że on jest taki zakochany ─ zakończył chytrze i rzucił mi bokiem coś w
rodzaju lirycznego spojrzenia.
Z chwilą gdy opuścił mój okręt, wezwałem sygnałem Falka, bo holownik stał jeszcze
wciąż na kotwicy. Wysłuchał tej nowiny ze spokojem i powagą, jak gdyby przez cały czas
spodziewał się, że gwiazdy będą się nim opiekować w swym biegu.
Widziałem ich wszystkich jeszcze raz, jeden jedyny, na rufowym pokładzie „Diany”.
Hermann siedział i palił, a jego łokieć w rękawie koszuli sterczał na oparciu krzesła. Pani
Hermann szyła samotnie. Kiedy Falk ukazał się na trapie, bratanica Hermanna przesunęła się
koło mnie z lekkim szelestem sukni i przyjaźnie skinęła mi głową.
Spotkali się w słońcu przy grotmaszcie. Falk trzymał jej ręce i patrzył na nie spuszczonymi
oczami, a ona spoglądała ku niemu w górę swym czystym, niewidzącym spojrzeniem. Zda-
wało się, że się zeszli jakby pociągnięci ku sobie, jakby kierowani i prowadzeni przez jakiś
tajemniczy wpływ. Dopełniali się idealnie. Ta dziewczyna o bujnych kształtach, odziana w