— Sam tego pojąć nie mogę! Na Byka, który był okupem za mnie! Toż ten cudak położył sześciu ludzi trupem w ciągu jednej nocy! Nie pozwól, by miał jeszcze kiedy wyjść stąd na światło dzienne!
PIEŚŃ MŁODEGO MYŚLIWCA
Nim wrzaśnie horda małp obrzydła i nim paw Mor otrząśnie skrzydła,
nim Chil ścierwnik śmignie skrzydłem przez powietrzny szlak —
przez puszczę mknie niepostrzeżenie cień drobny, nikły, śląc westchnienie:
To Strach, to Strach, Myśliwcze Młody — och, to Strach!
Cichuśko — hen — przez uroczyska cień baczny, czujny się przeciska
i szept się szerzy wśród ostępu kniej i wydm, i łach —
i pot się perli na twej skroni, bo szept ten goni wciąż i goni:
To Strach, to Strach, Myśłiwcze Młody — och, to Strach!
Nim księżyc wzejdzie nad górami i w srebrne smugi je poplami,
gdy wszelki zwierz, skuliwszy ogon, drży w wilgotnych mgłach —
tuż poza tobą, w nocnej ciszy, czyjś oddech sapie, parska, dyszy:
To Strach, to Strach, Myśliwcze Młody — och, to Strach!
Uklęknij żwawo! Łuk napinaj, powietrze świstem strzał przecinaj
i ostrą włócznię pogrąż w pustych, urągliwych krzach!
Nie stanie się twym chęciom zadość: drży dłoń, a w licach widna bladość...
To Strach, to Strach, Myśłiwcze Młody — och, to Strach!
Gdy w kłębach kurzu grzmi huragan, gdy bór się wali, wichrem smagan,
gdy tnie ulewa, rozmywając grząski żwir i piach —
nad ryk zawiei i nad gromy głos huczy groźny, nieznajomy:
To Strach, to Strach, Myśliwcze Młody — och, to Strach!
Strumienie z brzegów wystąpiły i z trzaskiem pędzą skalne bryły,
a każdą żyłkę liścia widać w błyskawicy skrach.
Twój głos zamiera, dech się późni, a serce wali jak młot w kuźni:
To Strach, to Strach, Myśliwcze Młody — tak, to Strach!
QUIQUERN
Mieszkańcy Wschodnich Lodów topnieją jako śnieg:
żebrzą o cukier i kawę; idą, gdzie idzie biały człek!
Mieszkańcy Lodów Zachodnich umieją walczyć i kraść:
sprzedają futra handlarzom, duszę sprzedają w obcą wlaść.
Mieszkańcy Lodów Południa z wielorybników biorą wzór:
ich żonom nie brak świecldeł, za to w namiotach pełno dziur...
Lecz Ludy Najstarszych Lodów, gdzie biały człek już sczezł,
zbroją się zębem narwala; ich kraj — to ziem najdalszy kres!
Przekład pieśni
Patrz! Otworzył oczy! — Połóż go z powrotem na futrze. Będzie z tego szczeniaka tęgi pies. Gdy skończy cztery miesiące, nadamy mu imię.
— A jakie? — zapytała Amoraą.
Kadlu powiódł oczyma wokoło, po wnętrzu śnieżnej lepianki obficie zasłanej futrami, aż na koniec zatrzymał wzrok na postaci czternastoletniego Kotuka, siedzącego na pryczy i strużące-go guziki z zębów morsa.
— Nazwij go moim imieniem! — ozwał się Kotuko uśmiechając się szeroko. — On mi się kiedyś przyda.