Nie było to mechaniczne, przyjemna atmosfera nie powstaje samoczynnie, jednak zdarzało się to od czasu do czasu, i tak samo często byliśmy przyjaciółmi. Ale jak miało być tym razem, miało się dopiero okazać.
- W porządku, wielki detektywie, już jesteś czysty. Teraz kolej na twoje usta.
Postanowiłem przez jakiś czas nie ruszać się z miejsca i ociekać nad kratką. W tych okolicznościach nie chciałem zdejmować i wyżymać ubrania.
- Dziś rano miałem klienta. Był nim nie znany mi mag, który przybył do miasta w interesach i teraz ma problemy z wyjazdem. Według niego nie chodzi o Straż. Miasto otacza jakaś magiczna bariera, której wcześniej nie było. Chciał, żebym się dowiedział, kto ją stworzył, i zmusił tego kogoś do jej zlikwidowania.
- Nie jesteś magiem. Nienawidzisz magii. Czemuś się w to wplątał?
- Ten facet ma zdumiewający dar przekonywania. Nie spodobał mi się pomysł przemienienia mnie w ropuchę. Przyjąłem tę robotę i poszedłem do Carla. Kiedy zapytałem go o barierę, okazał zdumienie, ale chyba nie była to dla niego żadna nowina.
- Jaka to bariera?
- Magiczna kwarantanna, przypuszczalnie, a poza tym uniemożliwia ludziom zajrzenie przez nią do miasta. To znaczy, magom, nie zwyczajnym ludziom.
- Carl nie mógłby wznieść takiej bariery. Nikt w Roosing Oolvaya. Może z wyjątkiem tego nowego.
- Nowego? Jakiego nowego?
Usiadła na krześle przy biurku. Podążyłem za jej przykładem i przycupnąłem obok kraty.
- Doszły mnie tylko pogłoski - mówiła Flora. - O jakimś nowym facecie, który wynajął dom blisko północnego muru. Ponoć jest bardzo potężny.
- Hmm, prawdziwa gruba ryba... To interesujące. Ja też nie sądzę, że Carl sam wzniósł tę barierę, ale pomyślałem, że może wiedzieć, kto to zrobił. Zachowywał się w taki sposób, jakby wiedział więcej, niż mówi. To dla niego normalne, jednak tym razem było trochę inaczej. Odniosłem wrażenie, że coś się szykuje. W każdym razie, powiedział, że zwoła zebranie magów i sam wszystko sprawdzi. Może tak, pomyślałem, a może nie. Wyszedłem, okrążyłem kwartał i wróciłem na czas, aby zobaczyć, jak Carl wychodzi. Ruszył na północ. Śledziłem go i wpadłem w zasadzkę Straży.
- Ty? W zasadzkÄ™?
- Tak, ja. Sytuacja była dziwna, aleja też sfuszerowałem. Wrzucili mnie do celi, udało mi się wydostać i przyszedłem do ciebie.
Wcześniejsza uszczypliwość Flory zniknęła bez śladu.
- A więc - zaczęła z zadumą,- co myślisz?
- Dysponuję faktami i domysłami, a to zupełnie różne rzeczy. Odniosłem wrażenie, że Carl angażuje się w coś, co nie jest dobre dla zdrowia. Zwołał zebranie, fakt, lecz poza tym zachowuje się podejrzanie. Chyba mu nie ufam. Nie podoba mi się czym się naprawdę zajmuje. Może Carl ma jakichś nowych przyjaciół, jak na przykład ten facet spod północnego muru, i może ten facet mówi mu, co ma robić; i może to, co mówi Carlowi, nie jest dla nas korzystne. Nie wiem, czy to ma coś wspólnego z ogólną sytuacją w Roosing Oolvaya, ale nie byłbym zbytnio zaskoczony, gdyby tak było. Czemu więc przyszedłem do ciebie? Mam mnóstwo podejrzeń i naprawdę niewiele faktów. I jestem na tyle mądry, by wiedzieć, że nim zbierze się niezbite dowody, zwykle bywa za późno. Pomyślałem, że będziesz zainteresowana podejrzeniami i chciałem ostrzec cię przed tym zebraniem.
- Masz rację, to interesujące - rzekła Flora. - Muszę wiedzieć, do czego zmierza Carl. Sama się tym zajmę. Udam się na zebranie i... lepiej wyjdę przed końcem.
- Nie radziłem, że masz tam iść. Chciałem tylko, żebyś była równie nieufna jak ja. Muszę też wiedzieć, kiedy i gdzie ma odbyć się zebranie.
- W porządku, ostrzegłeś mnie, więc ci powiem. Spotkanie odbędzie się u Carla, mniej więcej za godzinę, o siódmej. Lokaj Carla powiedział, że będą tam obecne wszystkie miejskie osobistości parające się magią- wyszła zza biurka. - Nie zapytam, co masz zamiar zrobić - rzekła uszczypliwie - gdyż nie chcę wiedzieć, a zresztą i tak byś mi nie powiedział. Ale tym razem mógłbyś na siebie uważać.
Podniosłem się i strzepałem resztki wody ze spodni. Wizyta u Flory dała mi przynajmniej jedną niezaprzeczalną korzyść: nie musiałem wyrzucać ubrania.
- Chcesz, żebym popsuł sobie reputację? Zrobię, co będę musiał, podobnie jak ty. Wszyscy zrobimy, co będzie trzeba. Tak działa świat, nieprawdaż? - Miałem nadzieję, że wszyscy będziemy robili to, co robimy, jeszcze przez długi czas. Nie mieliśmy sobie nic więcej do powiedzenia, więc Flora wypuściła mnie tylnymi drzwiami i wyszedłem na ulicę. Flora nie miała zapasowego miecza, więc po drodze na zebranie u Carla musiałem zdobyć broń.