Nie mogła sobie pozwolić na to, by Egwene pomyślała, iż tamte potrafią wywołać w niej takie zmieszanie. Ani że im się udało. Jeżeli, zanim wybrano ją Wiedzącą, obawiała się być zaciągnięta przed Koło Kobiet swej wioski, to było to niczym w porównaniu z presją wywieraną przez Mądre. Ta ich stanowczość... Patrzyły na nią. Niezależnie od rozmycia i mglistości ich sylwetek, te kobiety mogły pojedynkować się na spojrzenia z samą Siuan Sanche. Szczególnie Bair. Nie, żeby ją onieśmielały, ale pod naporem ich wzroku potrafiła w końcu dostrzec sens polubownego rozwiązania całej sprawy.
- Elayne i ja potrzebujemy pomocy. Czarne Ajah znajdują się bardzo blisko czegoś, co może skrzywdzić Randa. Jeżeli dotrą do tego przed nami, mogą być zdolne do kontrolowania go. Musimy pierwsze znaleźć tę rzecz. Jeżeli istnieje jakikolwiek sposób, byście mogły mi pomóc, cokolwiek, co byście mogły mi powiedzieć... Byle co.
- Aes Sedai - powiedziała Arnys - potrafisz sprawić, by prośba o pomoc brzmiała jak żądanie.
Usta Nynaeve zacisnęły się - żądanie? Przecież poniżyła się prawie do błagań. Żądanie, doprawdy! - ale kobiety Aiel zdawały się nie dostrzegać szalejących w niej emocji. Albo postanowiły z rozmysłem nie zwracać na nie uwagi.
- Jednak zagrożenie dla Randa al'Thora... Nie możemy dopuścić, by Cień posiadł tę rzecz. Istnieje sposób.
- Niebezpieczny. - Bair żywo potrząsnęła głową. - Ta młoda kobieta wie jeszcze mniej niż Egwene, kiedy do nas przyszła. To będzie dla niej zbyt niebezpieczne.
- Wobec tego może ja bym mogła... - zaczęła Egwene, ale obie przerwały jej w pół słowa.
- Ty musisz najpierw ukończyć swoje szkolenie; nazbyt jesteś chętna wychodzić poza granice tego, co już wiesz oznajmiła ostro Bair, dokładnie w tej samej chwili, gdy Amys powiedziała tonem, który ani odrobinę nie był łagodniejszy: Nie jesteś tam, w Tanchico, nie znasz tego miejsca i nie możesz w pełni rozumieć potrzeby Nynaeve. Ona jest myśliwym.
Pod żelazem ich spojrzenia Egwene posępnie zapadła się w sobie, a obie Mądre popatrzyły jedna na drugą. Na koniec Bair wzruszyła ramionami i owinęła swój szal wokół głowy, zasłaniając twarz; najwyraźniej umywała ręce od całej sprawy.
- To jest niebezpieczne - powtórzyła Amys. Brzmiało to w taki sposób, jakby nawet oddychanie było niebezpieczne w Tel'aran'rhiod.
- Ja...!
Nynaeve urwała, widząc, jak wzrok Amys staje się jeszcze twardszy; nie przypuszczała, że jest to w ogóle możliwe. Utrzymując przed oczyma wizerunek swego ubioru takim, jaki powinien być - oczywiście one nie miały przedtem nic wspólnego z przemianą jej odzienia - w ostatniej chwili zrezygnowała z tego, co zamierzała powiedzieć.
- Ja... będę ostrożna.
- To akurat nie wydaje mi się prawdopodobne - odparła sucho Amys - ale nie znam innego sposobu. Potrzeba jest tutaj kluczem. Kiedy ludzi jest już zbyt wielu, by pomieścili się w siedzibie, szczep musi się podzielić, a treścią potrzeby jest woda dla nowej siedziby. Jeżeli nikt nie zna miejsca, w którym jest woda, wówczas wzywa się jedną z nas, by ją odnalazła. Następnie konieczna jest odpowiednia dolina lub wąwóz, niezbyt daleko od pierwotnej siedziby, ale musi być tam woda. Skupienie się na tej potrzebie prowadzi cię bliżej ku temu, czego pragniesz. Ponowne skupienie doprowadza cię jeszcze bliżej. Z każdym krokiem jesteś coraz bliżej, dopóki na koniec nie tylko znajdujesz się w dolinie, ale nadto okazuje się, iż stoisz w miejscu, gdzie trzeba szukać wody. Dla ciebie sposób ten może okazać się trudniejszy, nie wiesz bowiem dokładnie, czego szukasz, chociaż zrównoważyć tę niewiedzę może głębia twej potrzeby. A nadto wiesz przecież, choć niejasno, gdzie znajduje się to, czego szukasz, wiesz, że chodzi o ten pałac.
- Musisz przy tym rozumieć, na czym. polega niebezpieczeństwo. - Mądra pochyliła się ku niej z napięciem, wymawiając kolejne słowa tonem równie ostrym jak jej spojrzenie. - Każdy krok jest stawiany na ślepo, z zamkniętymi oczyma. Nie będziesz wiedziała, gdzie się znalazłaś, kiedy je otworzysz. A odnalezienie wody nie na wiele się przyda, gdy okaże się, iż stoisz w gnieździe jadowitych węży. Kły króla gór zabijają równie szybko we śnie jak i na jawie. Podejrzewam, że te kobiety, o których mówiła Egwene, zabijają jeszcze szybciej niźli wąż.
- Ja to zrobiłam - wykrzyknęła Egwene. Nynaeve poczuła, jak tamta wzdrygnęła się, kiedy spoczęło na niej spojrzenie kobiet Aiel. - Zanim was spotkałam - dodała pośpiesznie. - Zanim wyruszyłyśmy do Łzy.
Potrzeba. Nynaeve czuła teraz odrobinę sympatii do Amys, jedna z tych srogich kobiet dała jej wszak coś, co mogła wykorzystać.
- Nie wolno wam spuszczać oczu z Egwene - poinformowała je, obejmując ją na znak, że mówi to z przyjaźni Masz rację, Bair. Z pewnością miałaby ochotę ważyć się na więcej, niż potrafi dokonać. Zawsze taka była.
Z jakiegoś powodu Bair spojrzała na nią, unosząc brew.
- Moim zdaniem wcale taka nie jest - powiedziała oschle Amys. - Jest teraz nadzwyczaj posłuszną uczennicą. Nie jest tak, Egwene?
Usta Egwene stanowiły jedną cieniutką kreskę. Upór. Te Mądre chyba nie znają jej zbyt dobrze, jeśli sądzą, że kobietę z Dwu Rzek można nazwać posłuszną. Z drugiej jednak strony nie odezwała się ani słowem. Tego się nie spodziewała. Okazało się, że Mądre Aielów były równie twarde jak większość Aes Sedai.
Godzina, którą sobie wyznaczyła, powoli upływała, lecz gorączkowa niecierpliwość popychała ją do natychmiastowego wypróbowania nowej metody; jeżeli Elayne ją obudzi, wówczas ponowne zapadnięcie w sen może wymagać wielu godzin.
- Za siedem dni znów jedna z nas spotka się z wami w tym miejscu - powiedziała.
Egwene kiwnęła głową.
- Za siedem dni Rand wystąpi przed wodzami klanów jako Ten Który Przychodzi Ze Świtem i wszyscy Aielowie opowiedzą się po jego stronie. ~ - W oczach Mądrych pojawiły się przelotnie jakieś błyski, a Amys poprawiła swój szal. Egwene nie dostrzegła tego. - Ale tylko Światłość wie, co on zamierza zrobić potem.