— Dobrze, powiem, ale wtenczas sami każecie mi odejść!
Milcząc dała się podprowadzić do ogniska i dopiero gdy usiedli wszyscy, zaczęła mówić:
— Jestem córką wodza. Matka odumarła mnie w kołysce, nawet twarzy jej nie pamiętam. Wkrótce potem ojca łoś zabił na łowach. Wychowywali mnie brat i pewien misjonarz, którego my, Indianie, zwaliśmy Przyjacielem Całego Świata. Taki był dobry. Dojeżdżał do nas aż z Zatoki Hudsona, nauczał, chrzcił, udzielał ślubów i wracał znów do miasta. Lecz raz choroba powaliła go na łoże, a choć wyzdrowiał później, ciało miał prawie bezwładne. Nie mógł się ważyć na tak długą podróż sam jeden, a nikt mu nie chciał towarzyszyć. Został więc z nami. Zamieszkiwał małą chatkę na skraju wsi, otoczony czeredą zwierząt. Miał psa, olbrzymią sukę, białą W żółte łaty. Mówił, że pochodzi zza morza, z wielkiej góry, zwanej imieniem świętego, którą zamieszkują zakonnicy niosący pomoc zbłąkanym podróżnym.
— Góra świętego Bernarda — wtrąciła Minnetaki.
— Tak, tak, właśnie z góry świętego Bernarda — pochwyciła Nadini i przelotny uśmiech okrasił jej stroskaną twarzyczkę.
— Nazywała się Neige, co podobno w obcym języku, języku Ojca Antoniego, znaczy śnieg. Pewnej zimy Neige zginęła w lesie. Wróciła wiosną i wkrótce wydała na świat dwoje szczeniąt. Jedno — to Snow. Drugie zwało się Wild i wyglądało zupełnie jak dziki, leśny wilk. Wild zginął później w walce z niedźwiedziem.
— To dlatego Snow tak łatwo zaprzyjaźnił się z Wolfem — zauważył Mukoki.
— Właśnie. Sądził pewno, że odnalazł zaginionego brata. Oprócz psa Ojciec Antoni miał różne zwierzęta, między innymi tę sowę śnieżną, starego Wooto, którego widzieliście u mnie w jaskini. Gdy Ojciec Antoni umarł...
Głos jej drgnął. Przygryzła wargi aż do krwi. Mimo to, gdy znów zaczęła mówić, słowa wybiegały jej z ust roztrzęsione i żałosne.
— Tak dobrze ten dzień pamiętam, choć to już było przed laty. Przyszłam jak zwykle rano, a on leżał na tapczanie biały jak śnieg. Nie powitał mnie, więc się zlękłam, myśląc, że nie żyje. Krzyknęłam. Wtenczas leciutko poruszył głową i uśmiechnął się pogodnie samymi tylko oczami. Nie mógł mówić. W jednej ręce trzymał krzyż, taki malutki krzyżyk z dwóch związanych trawą gałązek jodłowych; w drugiej — skórzany woreczek. Kiedy uklękłam obok, patrzył wciąż to na ten woreczek, to na mnie. Wyjęłam mu go z ręki. Wtenczas uśmiechnął się znowu, patrząc na swój krzyżyk. I tak skonał, uśmiechnięty...
— A. ten woreczek? — spytała Minnetaki nerwowo i natrętnie. — Czy wiesz, co w nim było?
— Nie — Nadini ruszyła głową przecząco. — Był zamknięty, zaszyty na głucho. Jakże miałam go otwierać? To może talizman? Wiem, że Ojciec Antoni chciał, bym nie rozstawała się z nim nigdy, więc od tego dnia noszę go stale na piersi.
Wszystkie oczy zwrócone były ku Nadini; nikt nie obserwował Minnetaki, nie zauważono zatem, iż siostra Wabiego jest tak czerwona, jakby jej krew miała trysnąć z policzków.
— Co było dalej? — pytał Wabi.
— Dalej... zostałam sama. Nie, nie sama; był jeszcze brat, o wiele ode mnie starszy, ponury, groźny, ale zawsze brat. — Umilkła i siedziała chwilę cicho, ze ściągniętymi brwiami. — Nie wiem, czy go kochałam; myślałam nieraz, że jest mi zupełnie obcy, a jednak gdy zginął...
— Więc zginął — przerwał Wabi.
— Tak! — zawołała Nadini, podnosząc głos niespodzianie. — Zginął! Zamordowano go! Zamordował go on!
Ostatnie słowa wrzasnęła, zrywając się jednocześnie z ziemi. Wyciągniętą ręką wskazała Roda. Porwali się wszyscy. Nadini, wykrzywiona, półprzytomna, krzyczała:
— On! On! Wasz przyjaciel! On jest mordercą. Jakże mogę z wami zostać! Jakże mogę jeść wasz chleb, siedzieć z wami przy jednym ogniu? Och...!
Zatoczyła się i byłaby upadła, gdyby jej Wabi ramieniem nie, podparł. Rodryg, blady okropnie, rzekł głucho:
— To nieprawda! Zabiłem w życiu jednego tylko człowieka — Woongę. Przysięgam, poza tym jednym nikogo nie mam na sumieniu!
— Ja jestem siostrą Woongi! — krzyknęła Nadini.
Po tych słowach zapadła cisza tak zupełna, że słychać było tylko ciężkie oddechy obecnych, trzask płomieni ogniska i odległy bełkot rzeki. Rod spuścił głowę i wymówił z widocznym trudem: