Ta dziewczynka mogłaby sama kochać całe Stany Zjednoczone i nie byłoby osoby, która czułaby się samotnie.
„Kiedy byłam mniej więcej w twoim wieku, miałam kota, który wyglądał tak jak twój. Nazywał się Jupiter i był prawdopodobnie moim najlepszym przyjacielem w okolicy. Ktoś potrącił go na ulicy. Usłyszałam hałas i wybiegłam mu pomóc. Pamiętam, że byłam zdumiona jak szybko... śmierć dochodzi do wniosku, że jest głodna”.
Przez chwilę słychać było tylko wiatr. Milczałyśmy.
Potem spojrzała na mnie i zapytała „Czy przebaczyłaś osobie, która potrąciła twego kota?”
Kucnęłam obok niej i powiedziałam, że Jupiter był zabity przez kogoś, kto zaraz uciekł. „Pomyślałam, że jest w niebie, ale tęskniłam za nim bardzo... Wybaczyłam jego śmierć, ale chyba nigdy nie zapomniałam, że ktoś potrącił mojego kota i nie zatrzymał się, żeby przeprosić”.
Wyciągnęła rękę. Uśmiechnęłam się patrząc na jej flanelową koszulę nocną. „Nazywam się Danielle”. Potrząsnęła mocno moją ręką.
„Ja nazywam się Laura Palmer”. Uścisnęłam ją, a ona objęła mnie ramionami, ciepło. „Cieszę się, że cię poznałam, Danielle”. Podniosłam się. „Tylko nadzwyczajna osoba może tak łatwo przebaczyć”.
Trzymała moją dłoń przez chwilę i przemyślawszy coś starannie, spojrzała na mnie, mówiąc „Kiedy usłyszałam hałas, przestraszyłam się, że kot wpadł pod samochód... Potem wyszłam i zobaczyłam ciebie zapłakaną bardziej niż ja, bo przypomniał ci się twój kot, i zrobiło ci się przykro, że zraniłaś tego. Dlaczego ja miałabym wprawiać cię w zły nastrój z powodu tego, co robisz? Dla mnie jesteś sympatyczna, Lauro Palmer”.
„Danielle, myślę, że ty jesteś super ekstra sympatyczna, z lukrem na wierzchu”. Spojrzałam w kierunku kota, a potem znów na nią.
„Moja mama go weźmie”.
Mała Danielle dała mi odczuć, bardziej niż ktokolwiek inny w moim otoczeniu od wieków, że była jeszcze szansa, żeby wszystko się ułożyło. Zaczęłam nawet myśleć, że byłoby miło mieć nowego kota...
Wtedy przypomniałam sobie, że wypuściłam konia. Mam nadzieję, że nie posłałam go gdzieś, gdzie może zostać potrącony albo gdzie mogą się nim nie opiekować tak, jak powinni. Chyba trzeba było o tym pomyśleć, zanim pozwoliłam dać się ponieść emocji wypuszczenia go, żeby sobie poszedł robić, co chce... Sam.
Ojej, chyba nie zgarniam punktów na pochwałę w tym tygodniu? Co to za mroczne, niemal jak omen, wydarzenia przytrafiły mi się? Dlaczego?
Czy mam powrócić do życia i znaleźć sobie pracę? Czy też zsuwam się ciągle po równi pochyłej ku śmierci? Wiem tyle, że natychmiast zawożę z powrotem samochód i zostawiam narkotyki na rzecz orzeźwiającego spaceru do domu.
Może mama zrobi mi gorącą czekoladę? Zmyślę coś o wydarzeniach tego wieczoru, żeby być po prostu z mamą.
Odstawię tylko samochód i pójdę prosto do domu, na piechotę. Byle do domu.
Napiszę, kiedy dojdziemy.
L.
Kochany pamiętniku! 13 listopada 1987 r.
Jestem w domu. Jest wcześnie. Leo i Bobby nie byli zachwyceni tym, że chcę wracać. Leo postanowił, że miała to być noc nowych i „niecodziennych” rzeczy. Bobby był naprawdę na haju i myślę, że Leo powiedział mu, że ma namówić mnie na zgodę na wszystko, czego Leo będzie chciał, bo nigdy nie widziałam go tak przejętego zatrzymywaniem mnie. Jego ciągłe spoglądanie na Lea nasunęło mi myśl, że Bobby czuje się winny, a może niepewny co do tego, czy powinien mnie ku temu popychać. Machał serem przed myszą... Jasnowłosą, bardzo wystraszoną myszką. Widzisz pułapkę? Widzisz? Ley. I tak tego chciałaś, pamiętasz?
Leo potrząsnął głową, kiedy im mówiłam, że postanowiłam iść, że stało się coś, przez co czułam, że... Przerwałam. Nie skończyłam zdania, bo nagle zobaczyłam, że oni dwaj nie są nawet w stanie udawać, że obchodzi ich jakiś kot na ulicy. Białe zwierzę, może ciągle leżące tam... Albo tak, jak ja je sobie wyobrażałam, jadąc powoli, z wyłączonymi światłami aż do końca drogi. Ujrzałam jego martwe oczy utkwione w obrazie matki, prawdopodobnie zmęczonej i zastanawiającej się, czy z córką będzie wszystko w porządku. Zastanawiałam się, gdy podnosiła ostrożnie ciało zwierzęcia, czy śmierć zatrzymała się w tym miejscu. A ona może myślała o pracy czekającej nazajutrz, o kręceniu się po ulicy... Tak bardzo zmęczona, zawsze zmęczona.
Chyba myślę w tym momencie o sobie. Jestem zmęczona. To ja pytam: Czy śmierć jest jedynie zastygłym w nas obrazem ciała zwierzęcia, prochy dziadka - łatwiejszym li tylko sposobem zmieszczenia go w urnie? I tak to tylko zwłoki. Dlaczego nie ozdabiać szczątków?
Kiedy umrę, myślę, że mnie pogrzebią. Mam nadzieję, że kot został pogrzebany. Myślałam, żeby zostać tam i pomóc, ale to wszystko było zbyt bliskie. Te zwłoki - niczym przesłanie.
Może zwierząt rozjechanych na drodze jest więcej niż nam się wydaje. To znaki, jak dziś wieczór... albo przykłady, na które nigdy nie zwracamy uwagi. To jest to - bezruch, wieczna prywatność. Nie chciałam zostać dziś w nocy z chłopakami. Chciałam pójść do domu, spać w łóżku, być znowu małą dziewczynką. Udać chorobę albo skurcze i poprosić mamę, żeby się mną zajęła. Czytać Śpiącą królewnę albo Malego Stuarta, popijać kawę, podczas gdy mama odwraca kartki i obserwuje mnie.