Każdy jest innym i nikt sobą samym.

– Pani sierżant, naprawdę uważa pani, że Xyia Kan układa się z tymi dwoma plemionami?
– Nie. To była taka burza mózgów, sir. Jestem prawie pewna, że Cord albo jego brat mają wśród tych plemion swoich szpiegów. Powinniśmy go o to spytać. Jeśli mają, muszą coś wiedzieć.
– To prawda – zgodziła się O’Casey. – Kultury na tym poziomie z reguły zdają sobie sprawę, co dzieje się u sąsiednich plemion. Gdyby jedno z nich szykowało się do ataku, wszyscy by o tym wiedzieli.
– A nie ma tu chyba wędrownych najemników – zauważył Pahner. Wyjął swoją paczkę gumy do żucia, policzył listki, po czym odłożył ją do hermetycznego pudełka. – Co może zyskać jeden z Domów?
– Nie wiadomo. – O’Casey zajrzała do swojego pada i parsknęła. – Co ja bym teraz dała za egzemplarz „Księcia”! Na szczęście umiem większość na pamięć. Potrzebujemy jednak więcej informacji.
– Fakt. – Pahner podrapał się w podbródek. – Myślę, że powinniśmy założyć podsłuch w Wielkich Domach.
– Pod jakim pretekstem? – spytała Kosutic. – Dlaczego mieliby nas wpuścić do środka?
– Pomyślmy – zmarszczyła czoło O’Casey. – I tak musimy kupić sprzęt i zapasy na drogę. Może wyślemy drużynę margines i jednego oficera z listą towarów, które wystawimy na licytację?
– To mogłoby się udać. – Pahner znów zaczął szukać gumy, ale przestał. – Wyślemy oficera z samym Julianem.
– Po co? – spytał Roger.
Nie bez trudności udało mu się położyć kawałek mięsa na nosie jaszczura. Powoli wycofał rękę, zamierzając dać krok w tył i pozwolić zwierzęciu zjeść kąsek.
Jaszczur widział to trochę inaczej. Kiedy tylko nacisk dłoni księcia na jego pysk zelżał, zwierzak błyskawicznie poruszył łbem w tę i z powrotem. Rozległo się głośne kłapnięcie.
– Cholera. – Roger poddał się chwilowo i spojrzał na zebranych, po czym wzruszył ramionami. – To znaczy, dlaczego mamy się przejmować, czy ci barbarzyńcy skoczą sobie do gardeł? Musimy tylko kupić zapasy i zejść im z drogi. Niech Lud ich podbije. Albo nie.
Popatrzył na otaczające go twarze i ponownie wzruszył ramionami.
– O co chodzi? Nie przyjechaliśmy tu ratować świata, mamy się z niego wydostać. Czy nie to mi pan powtarza, kapitanie Pahner?
– Zostaniemy tu przynajmniej kilka dni, Wasza Wysokość – zauważyła ostrożnie O’Casey. – Musimy mieć stosunkowo spokojne warunki, żeby przygotować się do podróży.
– I musimy załatwić sobie poparcie lokalnej szyszki – powiedziała Kosutic, nie patrząc księciu w oczy. – Zdecydowane poparcie króla to bardzo ważna sprawa. Jeśli będziemy je mieli, będzie nam o wiele łatwiej. Żołnierzom będzie o wiele łatwiej.
– Racja, pani sierżant – powiedział formalnym tonem Pahner. – Nalegam, panie pułkowniku, żebyśmy zdobyli więcej informacji, zanim zdecydujemy się na działanie albo bierność.
– Och, w porządku – zgodził się Roger. – Ale bardzo nie podoba mi się myśl, że zatrzymujemy się gdzieś na dłużej niż to bezwzględnie konieczne.
Spojrzał za okno, w stronę odległej dżungli.
– Może Cord i ja znajdziemy tam coś do upolowania.
– Jeśli ma pan taki zamiar, Wasza Wysokość – powiedział Pahner tonem pozbawionym jakiegokolwiek emocjonalnego zabarwienia – proszę, żeby wziął pan ze sobą większy oddział. Poza tym od tej pory będziemy musieli oszczędzać pancerze. Poważnie nadwątliliśmy ich zasoby energii. Kiedy wyruszymy dalej, będziemy musieli je nieść.
– Co oznacza, że będziemy potrzebować kilku jucznych zwierząt, sir – powiedziała Kosutic. – Oraz ich przewodników.
– I miejscowego uzbrojenia – zgodził się Pahner. – Musimy zachować sprzęt do czasu zdobycia portu i na sytuacje awaryjne, ale żołnierze muszą jak najszybciej zacząć ćwiczyć posługiwanie się tubylczą bronią.
– A wszystko to wymaga czasu i pieniędzy – podsumowała O’Casey. – Dlatego potrzebna nam stabilna baza.
– Rozumiem – powiedział ostrożnie Roger, ale upał i wilgoć zaczynały dawać mu się we znaki. – Porozmawiam z Cordem o szkoleniu. Sam proponował, że nauczy mnie posługiwania się włócznią. Chociaż osobiście wolałbym miecz.
– Ciężko będzie o dobry miecz przy tej jakości metalu. – Kosutic rozejrzała się, kiedy wszyscy spojrzeli na nią z zaskoczeniem, i wzruszyła ramionami. – To nic takiego, tyle tylko wiem o mieczach. Dobre robi się z dobrej stali, a ja tu stali nie widziałam.
– Zobaczymy, co znajdziemy – powiedział Pahner. – Pani sierżant, proszę pomówić z sierżantami plutonów. Nie wypuszczamy żołnierzy, dopóki nie zorientujemy się, co się tu dzieje. Na razie będzie to pani zadanie. Proszę wziąć kilku ludzi i spróbować wybadać, z czym mamy do czynienia i co możemy dostać za nasz sprzęt. A kiedy już pozwolimy żołnierzom poruszać się swobodnie po mieście, mają chodzić grupami. Zrozumiano?
– Zrozumiano, sir. Czym będziemy im płacić?
– To jakiś problem? – spytał zaskoczony Roger. – Karmimy ich i ubieramy. Dostają żołd, tyle że chwilowo nie ma do niego dostępu.
– To będzie problem, Wasza Wysokość – powiedział Pahner. – Żołnierze będą chcieli kupować pamiątki, jedzenie...
– Alkohol... – Kosutic odchrząknęła.
– Też – wyszczerzył się w uśmiechu kapitan. – A na to wszystko potrzebny im będzie żołd. Musimy to uwzględnić w naszym budżecie.
– Aach! – Roger złapał się za głowę. – Nieważne, co dostaniemy za te łopaty i zapalniczki, i tak nam to nie wystarczy!