III Dlatego dzisiaj, o szumi¹cy lesie, Ma dusza wnika w tw¹ duszê, rozumie, Chocia¿ ludzkiego cia³a ogniem zwie siê, Choæ ludzkim œpiewa... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

.. A gdy w drzew twych t³umie, O rozœpiewany, o szumi¹cy lesie,
Wichr siê rozgoœci w swej szalonej dumie
I burzycielskim swoim tchem rozniesie

Twe liœcie œwie¿e, przerywaj¹c ciszê
Trzaskiem konarów, i ma dusza gnie siê,
I sw¹ koronê wraz z twymi ko³ysze,

I razem z tob¹, o jêcz¹cy lesie,
Jêczy, i jêk swój razem z twoim splata
W echo tych cierpieñ, co rani¹ pierœ œwiata...

IV
O rozœpiewany, o szumi¹cy lesie!
Wiem ci ja dobrze, ¿e ten wichr, choæ zrywa
Twe i me ³ono, choæ ból z sob¹ niesie,
¯e snadŸ go dusza nie wytrzyma ¿ywa,

Nie jak wróg na nas z dzikim œwistem sp³ywa, Ale najszczerszym przyjacielem zwie siê,
Bo najszumniejsze melodie dobywa
Z mej i twej lutni, o rozgrany lesie!

37
A jednak dzisiaj - niech wierzcho³ki twoje Ten tajemniczy, cichy wiew porusza
W pieϖ, co ma w sobie zapomnienia zdroje,

Co rozp³yniêciem jest bytu. Niech rwie siê
Å’wiat ten! Spokoju spragniona ma dusza,
O s³odk¹ ciszê szeleszcz¹cy lesie!
WIATR HALNY

I
Huczy nade mn¹ halny wiatr... Daleki
Wprzód mnie dochodzi szum i œwist, a potem
Z jakimœ pogwarem, trzaskiem i ³omotem
Ciê¿ar siê k³adzie na wysmuk³e smreki.

Od razu k³ody o gruboœci snopów
Gn¹ siê w mych oczach jak ŸdŸb³a lichej s³omy: Tak igra nimi g³uchy, niewidomy,
Goœæ, co od skalnych wlecze siê przekopów.

Idê, wci¹¿ idê, po jêcz¹cym borze...
I choæ spotykam pnie, wyrwane z ziemi,
Ten sza³, w b³êkitnym zbudzony przestworze,

38
By gi¹æ i waliæ, strachu mi nie wlewa Do g³êbi wnêtrza: Rad bym si³y swemi
Zmierzyæ siê z wichrem jak te wielkie drzewa.

II
Mia³em ci w sobie ongi moc czuwania,
A dzisiaj sennoϾ ogarnia mi ducha:
Gdzie ¿ycie wrza³o, tam dziœ pustka g³ucha,
Gdzie s³oñce by³o, chmura blask przys³ania.

Jakowaœ boleœæ, jakaœ zawierucha,
Co s³abym bytom pewn¹ œmieræ wydzwania,
Niech, jak halnego wiatru straszne grania,
Wstrz¹œnie istot¹ moj¹: Jest-li krucha,

To po niej ¿alu nie bêdzie... A jeœli
Nieprze³amana wyjdzie z tych zapasów,
To razem z wichrem taki szlak zakreœli,

¯e zetnie na nim smreki swym oddechem,
Si³ pozbawione dla id¹cych czasów,
A to, co mocne, odpowie jej echem.

III
O wichrze halny! Có¿, ¿e przelêkniona
Chowa siê koza przed twojej potêgi
Wiewem niszcz¹cym? Sam orze³, co krêgi
Toczy podniebne, tuli siê do ³ona

39
Szczelin turniowych, bo królewskich skrzyde³
Jêdrna rozpiêtoœæ nie wytrzyma próby...
Str¹caj kozice, ty pos³añcze zguby,
I or³y chwytaj w oka swoich side³,

I mia¿d¿ o ska³y, i jak ³an, pokosem
Bór po³o¿ywszy, hucz szaleñczym g³osem -
Razem z m¹ dusz¹ hucz i œwiszcz radoœnie:

Có¿, ¿e z gin¹cych strumieñ krwi pop³yn¹³?
Wszak nie ma szczêœcia tam, gdzie ¿ycie roœnie!
Niech œwiat przepada, na to on, by zgin¹³!...

IV
Huczy nade mn¹ halny wiatr... Na drogi
Jego przemocy, po których Zag³ada
I Ból pospiesza, duch siê mój wykrada,
Œwie¿o uskrzydlon, ¿¹dny ³ez i trwogi.

A od hal bujnych p³ynie jêk z³owrogi -
Rozpacz ³kaj¹ca, ¿e wichr pobi³ stada
I porozrzuca³ koleby... I blada,
Z w³osem rozwianym i z dr¿¹cymi nogi,

Postaæ juhasa przed oczy mi stanie...
I niby orze³ z podciêtymi pióry,
Krwi¹ skraplaj¹cy swe rodzinne granie,

40
Duch mój do smreków tuli siê bezw³adnie...
I naprzód czuje strach i ¿al ponury,
A potem znowu - sennoϾ go opadnie...
KRZAK DZIKIEJ RÓ¯Y W CIEMNYCH SMRECZYNACH

I
W ciemnosmreczyñskich ska³ zwaliska,
Gdzie pawiookie drzemi¹ stawy,
Krzak dzikiej ró¿y p¹s swój krwawy
Na plamy szarych z³omów ciska.

U stóp mu bujne rosn¹ trawy,
Bokiem siê piêtrzy turnia œliska,
Kosodrzewiny wê¿owiska
Poobszywa³y g³aŸne ³awy...

Samotny, senny, zadumany,
Skronie do zimnej tuli Å“ciany,
Jakby siê lêka³ tchnienia burzy.

Cisza... O liœcie wiatr nie tr¹ca,
A tylko limba próchniej¹ca
Spoczywa obok krzaku ró¿y.

41
II
S³oñce w niebieskim lœni krysztale,
Œwiat³oœci¹ sta³y siê granity,
Ciemnosmreczyñski las spowity
W bladob³êkitne, wiewne fale.

Szumna siklawa mknie po skale,
Pas rozwijaj¹c srebrnolity,
A przez mg³y id¹, przez b³êkity,
Jakby wzdychania, jakby ¿ale.

W skrytych za³omach, w cichym schronie,
Miêdzy graniami w s³oñcu p³onie,
Zatopion w szum, krzak dzikiej ró¿y...

Do œcian siê tuli, jakby we œnie,
A obok limbê tocz¹ pleœnie,
Limbê, zwalon¹ tchnieniem burzy.

III
Lêki! wzdychania! roz¿alenia,
Przenikaj¹ce nieœwiadomy
Bezmiar powietrza!... Hen! na z³omy,
Na blaski turnie, na ich cienia

Stado siê kozic rozprzestrzenia;
Nadziemskich lotów ptak ³akomy

Tematy