Każdy jest innym i nikt sobą samym.


— Ale przecież my kochamy prasę, panie Rosen, nieprawdaż? — zapytał Adam spokojnie. — Jesteśmy obrońcami. Czyż nie mamy występować odważnie przed kamerami? Nigdy nie był pan…
— To bardzo słuszna uwaga, Danielu — wtrącił się Goodman. — Chyba nie powinieneś radzić temu młodemu człowiekowi, żeby unikał mediów. Możemy opowiedzieć historie niektórych z twoich akrobacji.
— Tak, proszę, Danielu, wyjaśnij chłopakowi wszystko inne — powiedział Wycoff z nieprzyjemnym uśmieszkiem — ale odłóż na bok te bzdury o mediach. Przecież dobrze wiesz, jak jest naprawdę.
Przez krótką chwilę wydawało się, że Rosen jest zmieszany. Adam obserwował go uważnie.
— Muszę stwierdzić, że podoba mi się ten pomysł — powiedział Goodman, gniotąc krawat i spoglądając na polki z książkami za plecami Rosena. — Przemawia za nim wiele argumentów. Może bardzo pomóc nam, biednym facetom od roboty charytatywnej. Pomyśl o tym. Ten oto młody prawnik walczący jak diabli, żeby uratować dość sławnego mordercę z bloku śmierci. A do tego to nasz prawnik — z Kravitz & Bane. Pewnie, że prasa rzuci się na to jak stado wygłodniałych wilków, ale w czym może nam to zaszkodzić?
— To wspaniały pomysł, jeśli chcesz znać moje zdanie — powiedział Wycoff, ale w tym samym momencie zadzwonił telefon w jego kieszeni. Wycoff przyłożył aparacik do ucha i odwrócił się od pozostałych trzech mężczyzn.
— A jeśli go stracą? Czy nie będziemy wyglądali źle? — zapytał Rosen Goodmana.
— Mają go stracić — odparł Goodman. — Dlatego właśnie siedzi w bloku śmierci.
Wycoff przestał mamrotać i wsadził telefon do kieszeni.
— Muszę iść — powiedział, ruszając pośpiesznie w stronę drzwi, nagle zdenerwowany. — Na czym stanęliśmy?
— Wciąż mi się to nie podoba — rzekł Rosen.
— Danielu, zawsze trudny do przekonania Danielu — powiedział Wycoff zatrzymując się przy końcu stołu i opierając o niego pięściami. — Wiesz, że to dobry pomysł, ale wkurza cię, że Adam nie powiedział nam o tym od początku.
— To prawda. Oszukał nas, a teraz próbuje nami manipulować. Adam wziął głęboki oddech i potrząsnął głową.
— Bądź rozsądny, Danielu — powiedział Wycoff. — Rozmowa kwalifikacyjna odbyła się rok temu. To już przeszłość. Zapomnij o tym. Mamy ważniejsze sprawy na głowie. Chłopak jest bystry. Pracuje ciężko jak diabli. Porusza się zręcznie. Jest dokładny. Mamy szczęście, że do nas przyszedł. Jego rodzina jest dość niezwykła, to prawda. Ale czy to znaczy, że mamy wyrzucać każdego prawnika z pokręconą rodziną? — Wycoff uśmiechnął się do Adama. — Poza tym wszystkie sekretarki uważają go za ładnego chłopca. Według mnie powinniśmy wysłać go na Południe na parę miesięcy, a potem ściągnąć z powrotem. Potrzebuję go tutaj. Muszę pędzić. — Zniknął, zamykając za sobą drzwi.
W pokoju zapanowała cisza, gdy Rosen gryzmolił coś w swoim notatniku, a potem dał sobie spokój i zamknął teczkę. Adamowi było go niemal żal. Oto wielki wojownik, legendarny Charlie Hustle prawniczego Chicago, sławny adwokat, który przez trzydzieści lat czarował przysięgłych, przerażał przeciwników i onieśmielał sędziów, teraz siedział tu jako gryzipiórek, rozpaczliwie próbując poradzić sobie z pytaniem, czy przydzielić pierwszoroczniakowi sprawę charytatywną. Adam widział ironię i tragizm sytuacji.
— Zgodzę się na to, panie Hall — powiedział Rosen z dramatyzmem w głosie, niemal szeptem, jakby naprawdę go to denerwowało. — Ale obiecuję panu jedno: kiedy sprawa Cayhalla się skończy i wróci pan do Chicago, doradzę firmie zwolnienie pana z Kravitz & Bane.
— To zapewne nie będzie konieczne — powiedział Adam szybko.
— Zgłosił się pan do nas podając fałszywe powody — ciągnął Rosen.
— Powiedziałem, że jest mi przykro. To się więcej nie powtórzy.
— Poza tym jest pan przemądrzałym dupkiem.
— Pan również, panie Rosen. Proszę mi pokazać adwokata, który nie jest przemądrzałym dupkiem.
— Doskonale. Niech się pan nacieszy sprawą Cayhalla, panie Hall, ponieważ będzie to ostatnia robota, jaką pan dla nas wykona.
— Chce pan, żebym czerpał satysfakcję z egzekucji?
— Spokojnie, Danielu — powiedział Goodman cicho. — Rozluźnij się trochę. Nikogo jeszcze nie wyrzucamy.
Rosen z wściekłością wycelował palec w Goodmana.
— Przysięgam, że będę doradzał jego zwolnienie.