Nie ma. Rzym jeszcze dziesięć cesarzów. 476 Odoaker wali ostatniego. Cesarstwo szlus! 493 Teodoryk gocki król.
Daty podpowiedzą ci po raz drugi w miejscach odpowiednich, z tego zaś materiału już można zrobić mały romans na pięć minut: trzeba naturalnie wiedzieć, że Atylla nie był papieżem, a Odoaker, że to nie jest pasta do zębów. Mówisz wtedy powoli i strojnie:
— Ponury Atylla, który poczynił takie spustoszenie, że to nawet weszło w przysłowie, zakończył wreszcie życie, pełne krwi, pożarów i grozy i cały świat ze zrozumiałą radością odetchnął, kiedy to w roku 453 potworna dusza tego historycznego zbrodniarza odeszła.
— Fakty! fakty! — przerywa katedra.
— W tej chwili, proszę pana psora! — mówisz z wdziękiem i podniósłszy głos, jakbyś dopiero teraz przystępował do właściwej sprawy, bredzisz dalej o dziesięciu cesarzach, o niegodnym Odoakerze i żalić się poczniesz wreszcie, jak ptaszek, nad śmiercią zachodniego cesarstwa; chociaż ci daty podpowiadają wyraźnie, nigdy ich nie wypowiadaj łatwo, tylko ich niby szukaj w głowie z niemałym trudem, co ma znaczyć, że kombinujesz je z faktów historycznych i wyławiasz w całym morzu najrozmaitszych dat, które masz w głowie. Dobrze jest nawet datę pomylić o rok, a zaraz się poprawić z uśmiechem politowania nad samym sobą, że się w ogóle mogłeś pomylić!
Jest to jednak przykład łatwy i nie budzący należytej grozy. Dobry podpowiadacz z takiej małej opresji wyratuje cię zawsze bez wielkiego niebezpieczeństwa. Może się jednak zdarzyć katastrofa, że profesor, zamiast siedzieć za katedrą, gdzie jest jego miejsce, zaczyna się włóczyć po całej klasie, na co stanowczo minister oświaty nie powinien pozwolić, gdyż to zupełnie wywraca naturalny porządek rzeczy i niemalże uniemożliwia wszelkie podpowiadania, w każdym zaś razie zmusza do nadzwyczajnych wysiłków i tak już bardzo prześladowanych męczenników nauki. W takim tragicznym wypadku bierze udział solidarnie cała klasa i przeżywa z tobą męki nieznośne i myśli latają jak błyskawice, szukając wyjścia z matni i szukając na gwałt sposobu, w jaki by można wyratować nieszczęsnego bęcwała? Więc daty pokażą ci na palcach, nazwiska zaś ktoś ci wygaduje, ale bez głosu, tak jak głuchoniemy, ty zaś musisz ze składu ust poznać Atyllę i odróżnić go od Odoakera, aby jednemu z nich nie przypiąć śmierci drugiego i nie pomieszać nieboszczyków.
Najtrudniej wtedy o wątek, o tę odrobinę wapna, którą trzeba do kupy zlepić romans. Potrzebna jest do tego malutka okruszyna czasu, byleby tylko na dwa mrugnięcia oka odwrócić uwagę stojącego tuż przy tobie profesora. Jest na to tylko jeden sposób: poświęcenie; któryś z przyjaciół musi się poświęcić, albo sam, albo do spółki. Kiedy już widzą, że nie dasz rady i nie wybrniesz z trzęsawiska, bo się bardziej za chwilę zapadniesz, wtedy za plecami profesora jeden twój przyjaciel musi walnąć w kark drugiego twego przyjaciela, żeby zagrzmiało, a ten drugi musi zrobić wielki, nagły wrzask. Dziewięciu na dziesięciu profesorów odwróci się i popędzi do gniazda awantury, i zanim zdoła zapytać, co się stało, i otrzymać odpowiedź, już zdołałeś nabyć wielkiej mądrości i czekasz, rozpromieniony, powrotu profesora. Sztuka taka jednakże, dzielna i heroiczna, nie udaje się zawsze; jest ona niemal niezawodna, cóż z tego, kiedy Pan Bóg stworzy czasem i chytrego profesora; zdarzy się taki wyga, którego na plewy sztucznej, teatralnej awantury nikt nabrać nie potrafi; jeśli straszny taki człowiek stanie tuż przy tobie, może się nawet sufit zawalić, a on ani drgnie, bo wie, co to znaczy. Uśmiecha się tylko drwiąco, bo wie, że dwóch srok od razu za ogon nie schwyta, więc najpierw chce zakatrupić jedną, to jest ciebie — o, nieszczęsny! — a dopiero kiedy ci postawi pałę i machnie na ciebie ręką, wtedy dopiero idzie robić śledztwo do poświęcających się bohaterów. Zwykle tam już nic zdziałać nie potrafi, czym się jednak nie bardzo martwi: wystarcza mu jedna, o, jakże niewinna ofiara!