idzie w kierunku stolika hazardzisty... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Proste, niemal białe, zmierzwione włosy zwisały mu
aż do ramion.
- Lordzie - tchnął niemal niesłyszalnym szeptem stary tubylec, kłaniając się tak nisko, że
dotknął czołem blatu stołu. - Wyście są Posiadaczem i Emisariuszem. To, co ukrywasz, o
lordzie, jest zaiste legendarnym Kluczem, zaginionym przed niezliczonymi stuleciami.
Drugiego Toka nigdzie nie było widać. Czar prysnął. Barman wzruszył ramionami, aż
zgrzytnęły mechaniczne stawy, po czym wrócił do poprzedniego zajęcia.
- Ja.. ehm... - zaczÄ…Å‚ Lando.
Teraz, kiedy nawiązał pierwszy kontakt, uświadomił sobie, że nie wie, co ma dalej robić.
Starzec popatrzył na Vuffi Raa. Hazardzista spiorunował małego androida spojrzeniem,
ale to nie pomogło mu pozbyć się dociekliwego automatu w sytuacji, która z całą
pewnością wymagała ogromnego taktu i delikatności. Vuffi Raa pozostał przy stoliku, ale
zwracał całą uwagę na starego Toka.
- Lordzie - powtórzył zgrzybiały starzec. - Jam ci jest Mohs, Naczelny Śpiewak Toków.
Wieszli ty, co skrywasz w swojej kieszeni?
Staruszek wyprostował się na tyle, na ile pozwalały mu kości, i wówczas Lando zauważył
na jego czole tatuaż, nieporadnie przedstawiający wizerunek Klucza.
- Nieprawdopodobnie stary artefakt - odparł, nieświadomie poklepując mające
nieregularny kształt wybrzuszenie na piersi, w miejscu, gdzie znajdowała się wewnętrzna
kieszeń. - Coś w rodzaju trójwymiarowego żartu. Ale proszę... siadaj. Nie zamówić ci
czegoÅ› do picia?
Starzec rozejrzał się ukradkiem po sali, jakby niepokoił się, czy ktoś go nie obserwuje.
Na pooranej siecią głębokich zmarszczek twarzy pojawił się jakiś dziwny wyraz. Nawet
tatuaż na czole zmarszczył się i ściągnął.
- Toż to nie jest dozwolone, lordzie. Ja...
- Mistrzu - próbował się znów wtrącić mały android.
- Zamknij się, Vuffi Raa! - warknął Lando. - No cóż, staruszku - dodał, zwracając się do
Mohsa. - Zechciałlibyś... Czy nie zechciałbyś w takim razie powiedzieć mi czegoś więcej
na temat tego Klucza?
Wyjął go z kieszeni i zaczął obracać w palcach. Zanim Mohs zdołał wymówić choćby
słowo, przez kilka chwil sapał i dyszał.
- Azaliż chcesz w ten sposób wypróbować swojego sługę? A zatem, niech ci się ziści, jako
chcesz, lordzie. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
Następnie starzec wygłosił dość długi monolog, pełen jęków i osobliwych odgłosów,
jakie wydaje się chyba tylko podczas płukania gardła. Wypowiedział go w dziwnym
języku, który wydał się hazardziście znajomy. Zapewne był to mało używany dialekt, z
jakim Lando zapoznał się podczas odwiedzin jakiegoś odległego gwiezdnego systemu.
Kilkunastu przebywających w sali gości zareagowało na to w sposób, którego nie
można byłoby polecić jako wzór godny naśladowania. Obserwowali starca i słuchali,
ale Lando nie mógł przemóc się i uwierzyć, że wyrazy ich twarzy były przyjazne albo
chociażby obojętne. W pewnej chwili uświadomił sobie, że żałuje, iż nie usiadł przy
stoliku ustawionym trochę bliżej wyjścia.
Tymczasem wygłaszany przez Toka monolog ciągnął się i wlókł chyba bez końca. Od
czasu do czasu Mohs wyciągał kościstą rękę i pokazywał Klucz. W tych chwilach, kiedy
tego nie czynił, unosił głowę i kierował spojrzenie ku sufitowi. W końcu jęki i zawodzenia
ustały.
- Azaliż wyrecytowałem wszystko prawidłowo, lordzie? Lando podrapał się po gładko
ogolonej brodzie.
41
@
Lando Calrissian i Myśloharfa Sharów
- Jasne. Idealnie. A teraz- to tylko jeszcze jedna próba, rozumiesz - czy nie zechciałbyś
wygłosić skróconej wersji w rodzimej mowie? - Szerokim gestem pokazał pozostałą
część sali. - Może udałoby ci się nawrócić choćby kilku tych niewiernych. Czy sądzisz, że
dasz sobie z tym radÄ™?
- Lordzie?
Starzec wyciągnął trzęsącą się dłoń w stronę Klucza, ale w ostatniej chwili chyba zmienił
zdanie. Cofnął rękę, chociaż u-czynił to z widocznymi oporami, i zaczął:
- To jest klucz, należący do Nadludzi, lordzie Posiadaczu, Otwieracz Tajemnicy. To
Rozjaśniacz Ciemności, to Drogowskaz. To Środek do Celu, to...
- Chwileczkę, drogi Mohsie. Po prostu powiedz, do czego służy.
- Ależ, lordzie, jak sam doskonale wiesz...
Starzec umilkł. Czyżby w oczach Naczelnego Śpiewaka Toków pojawiły się błyski
wątpliwości? Po chwili starzec ciągnął, ale w tonie jego głosu zaszła bardzo trudno
uchwytna zmiana.
- Uwalnia Myśloharfę Sharów, która z kolei...
- Nareszcie, to jest to! Posłuchaj, Mohsie. Jako oficjalny Posiadacz wybieram cię, żebyś
poprowadził - rzecz jasna, w czysto ceremonialnym znaczeniu tego słowa - pielgrzymkę,
na którą się udajemy. Zamierzamy posłużyć się tym Kluczem. Co ty na to?
Do umysłu Calrissiana zaczęła powoli przesączać się myśl, że wszystko tego wieczora
idzie zbyt szybko i zbyt łatwo, ale młody hazardzista usunął ją z głowy. Musiał wywiązać
się z obietnicy i postanowił przyjąć każdą zaproponowaną pomoc, która pozwoliłaby mu
uporać się z tym jak najszybciej.
- Ależ, jakowoż inaczej moglibyśmy postąpić, lordzie? Musi stać się tak, jak zostało
powiedziane, gdyż w przeciwnym razie w ogóle nic nie zostałoby powiedziane.
- Jestem pewien, że w twoim rozumowaniu kryje się jakaś luka, ale w tej chwili jestem
zbyt zmęczony, żeby jej szukać - odparł Lando. - A więc, kiedy mógłbyś wyruszyć?
Staruszek uniósł krzaczaste, śnieżnobiałe brwi, a wówczas nieporadnie wytatuowany
wizerunek Klucza na jego czole skurczył się jak miech akordeonu.
- W tejże sekundzie, jeżeli takowa jest twoja wola, o lordzie. Nic nie może pokrzyżować
Ich świętego planu.
Ponownie uniósł głowę i skierował pobożne spojrzenie ku wspornikom, podtrzymującym
płyty sufitu.
- To świetnie - odparł hazardzista, kiedy spojrzenie Mohsa przestało darzyć uniesieniem
białe krokwie. - Myślę jednak, że powinniśmy...
- Mistrzu!

Tematy