– Mamo, to ona! – zawoÅ‚aÅ‚a Helga. Kiedy siÄ™ do niej zbliżyli, ko-
nie się spłoszyły i parły do rowu po drugiej stronie gościńca, wóz zakołysał się silnie i popę-
dził przed siebie owiany obłokiem kurzu. Gdy woźnica wreszcie opanował konie, postać ko-
bieca została daleko w tyle.
– Kto to jest? – spytaÅ‚a Helga.
– Ach, to jest „Marja Polewaczka" – odrzekÅ‚ rumiany Jens. On i Helga zdoÅ‚ali siÄ™ już za-
przyjaźnić i starali się sobie wzajemnie deptać po nogach.
– A kto jest „Marja Polewaczka"? – zapytaÅ‚a pani Berg.
– To jest jedna pomylona; nosi zawsze na plecach konewkÄ™ i grabie.
– Tak, i ojciec mówi, że ma je na sobie nawet w nocy i... nawet wtedy, kiedy idzie do
pewnego miejsca – wybuchnęła maÅ‚a opalona dziewczyna, o wybitnie zadartym nosku i bar-
dzo piegowata.
Płaskostopy zarządca, jak go nazywała Helga, który dotychczas siedział milczący i tylko
spoglądał badawczo swymi mądrymi oczami chłopa, kolejno, to na matkę, to znów na córkę,
teraz podjął; „Znałem „Marję Polewaczkę" od swych najmłodszych lat; kiedy pasałem bydło
na folwarku, była naprawdę śliczną dziewczyną, jak stworzoną do małżeństwa. Nie brako-
wało też konkurentów, pomimo to, że właściwie nic nie posiadała. Ale Marja pokazywała im
wszystkim figę, albowiem, jak mówiono, miała pociąg do jednego parobka, służącego u jej
ojca. Ale on jej nie chciaÅ‚, chociaż byÅ‚ tylko prostym parobkiem a ona – córkÄ… gospodarza; on
znów szatańsko pragnął jednej, która była znacznie starsza od niego, krzywa, i o której ludzie
mówili, że lubiła pociągnąć z butelki. On zaś był jednym z najładniejszych parobczaków,
jakich kiedykolwiek widziałem. Ale tak się nieraz dziwacznie składa, że wszyscy się mijają, a
kto jest ostatni w szeregu ten pozostaje samotny.
Marja była tak pewna swego, co do Lauridsa, że zaraz zaczęła sobie tkać wyprawę, zda-
wało się, że nic ją to nie obchodzi, iż on nie chce, i spokojnie tkała dalej. Rodzice, zadowole-
ni, że nic z tego nie będzie, pozwolili jej tkać, myśląc, że to się i tak przyda, kiedy zjawi się
ten właściwy. Ale ona nie chciała słyszeć o żadnym innym. Kiedy nadszedł dzień wesela Lau-
ridsa, ojciec podszedł do Marji siedzącej przy warsztacie i rzekł: „zaprzestań, Laurids już jest
żonaty". Lecz Marja tylko się roześmiała i tkała dalej. Wtedy zaczęli podejrzewać, że u niej w
głowie nie wszystko jest w porządku i zostawili ją w spokoju.
Minęło kilka lat i Laurids ze swoją żoną częściej się bili niż głaskali, co było do przewi-
dzenia, Dzieci nie mieli, on zabawiał się poza domem doprowadzając sprawy do ostateczno-
ści i jedynym skutkiem tego małżeństwa było, że żona uczyniła zeń pijaka. Później żona
umarła, a gdy Marja dowiedziała się o tym, spróbowała zbliżyć się do Lauridsa, po raz drugi.
26
I teraz on już chciał. Rodzice, naturalnie, nie dawali pozwolenia, ale Marja powiedziała, że
jest w ciąży, i musieli ustąpić. Tak więc wyprawa jednak została zużyta.
Nie przypuszczano, ażeby Marji dobrze się działo. Wymyślał jej i chłostał ją, zdradzał ją
również, i to tak, że wiedział o tym cały świat, a czasami i ona też.
Ale ona była zawsze wesoła i szczęśliwa, i kochała swego męża ponad wszelką miarę.
Raz, po pijanemu, uderzył ją w głowę; została jej po tym pewna ułomność, ale kochała go
niezmiennie dalej. A kiedy umarł w delirium, straciła po prostu rozum. Od tego czasu, chodzi.
zawsze z konewką i grabiami na ramieniu i, od wczesnego rana do późnego wieczora, nie
myśli o niczym innym prócz grobu męża. Ale często nie może sobie przypomnieć, gdzie to
jest – to podobno pozostaÅ‚ość po tym uderzeniu w gÅ‚owÄ™, Wtedy gracuje przydrożne kamienie
i polewa je, zamiast mogiły. Wesoła jest jeszcze ciągle, gdyż zawsze śpiewa.
Właśnie przyjechali do wschodniego zbocza, porosłego lasem bukowym i tam się zatrzy-
mali. Zarządca pożegnał się; chciał odwiedzić krewnych, zamieszkałych po drugiej stronie
Å‚Ä…k.