- Wynoś się!
- Elaine?
- Wynoś się! Wynoś się z tego domu!
Wypchnęła go na korytarz i trzasnęła drzwiami. Znowu zrobiło się zupełnie cicho.
Benjamin lekko przechylił głową, wpatrując się w panią Robinson, która wciąż ubrana w zielony szlafrok, stała wyprostowana i nieruchoma na końcu korytarza, odwzajemniając jego spojrzenie.
- Elaine? - powiedział cicho Benjamin.
- O mój Boże - jęknęła za drzwiami Elaine.
- Benjaminie? - odezwała się pani Robinson. - Żegnaj. - Odwróciła się, weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
Przez kilka następnych tygodni Benjamin nie ruszał się z domu. Czasami wychodził nad basen i patrzył w wodę, czasami spacerował wolno po okolicy. Ale zazwyczaj siedział w pokoju, gapiąc się w dywan, albo wyglądał przez okno na druty, które biegły wzdłuż ulicy po słupach telefonicznych. Potem, kiedy spędził w domu niemal miesiąc, kiedy minęły święta Bożego Narodzenia i zaczął się nowy rok, postanowił ożenić się z Elaine.
CZĘŚĆ TRZECIA
Rozdział szósty
Następnego ranka po powzięciu decyzji Benjamin wstał wcześnie. Wziął prysznic, a potem odnalazł na poddaszu niewielką walizkę, z której korzystał na studiach, i zapakował do niej ubrania i dwa prześcieradła. Wziął walizkę razem ze swoją poduszką i zszedł do kuchni, aby zaczekać, aż wstaną rodzice. Kiedy do kuchni wszedł ojciec, Benjamin zjadł już małe śniadanie i siedział przy stole z rękami na kolanach.
- Wcześnie dziś wstałeś - zauważył pan Braddock. Dostrzegł na podłodze walizkę z leżącą na niej poduszką i już chciał coś powiedzieć, ale Benjamin go ubiegł.
- Zamierzam ożenić się z Elaine Robinson - oznajmił.
- Słucham?
- Zamierzam ożenić się z Elaine Robinson.
Pan Braddock stał przez chwilę bez ruchu, po czym podszedł bardzo wolno do stołu i spoczął na krześle naprzeciw syna.
- Mówisz poważnie? - spytał.
Benjamin skinął głową.
Pan Braddock wolno wyciągnął dłoń. Benjamin uścisnął ją.
- Pójdę powiedzieć matce - oświadczył pan Braddock. - Zaczekaj tutaj. - Wstał i wyszedł pospiesznie z kuchni. Benjamin odchrząknął i ponownie położył dłonie na kolanach.
Pani Braddock weszła do kuchni w szlafroku.
- Po co to całe zamieszanie? - zapytała.
- Powiedz matce - powiedział pan Braddock.
- Zamierzam ożenić się z Elaine Robinson.
- Co takiego?
Pani Braddock spojrzała ze zmarszczonymi brwiami najpierw na Benjamina, a potem na męża.
- Ben i Elaine - wyjaśnił pan Braddock. - On mówi, że się pobierają.
Pani Braddock przeniosła wzrok na Benjamina i zaczęła kręcić głową.
- Och, Ben - powiedziała. - Wyciągnęła ręce w jego stronę. Benjamin wstał i podszedł do niej. Uściskała go. - Och, Ben, popłakałam się.
Pan Braddock wyciągnął z kieszeni białą chusteczkę.
- No, puść go - rzekł, podając ją żonie. - Wysłuchajmy wszystkiego od początku do końca.
Pani Braddock wzięła chusteczkę i otarła oczy. Benjamin usiadł z powrotem na swoim miejscu.
- Dobra - podjął pan Braddock. - Obrócił krzesło i usiadł na nim okrakiem, chwytając oparcie. - Ustaliliście już datę?
- Nie.
Pani Braddock usiadła obok Benjamina i ujęła jego dłoń.
- Powiedziałeś już Robinsonom? - zapytał pan Braddock.
- Nie.
- Zadzwoń do nich od razu.
- Nie.
- Chcesz z tym zaczekać.
- Och, Ben - jęknęła pani Braddock. Znowu zaczęła płakać.
Benjamin odchrząknął.
- Chyba powinienem wam powiedzieć - zaczął - że Elaine jeszcze o tym nie wie.
Pani Braddock przestała ocierać oczy i powoli odjęła chusteczkę od twarzy.
- Jeszcze o czym nie wie? - spytał pan Braddock.
- Że się pobieramy.
- Słucham?
- Postanowiłem się z nią ożenić dopiero godzinę temu.
Pan Braddock spojrzał na żonę, a potem znów na Benjamina.
- Ale z pewnością rozmawiałeś już z nią na ten temat?
Benjamin pokręcił przecząco głową.
- Ale pisałeś jej o tym?
- Nie.
- Dzwoniłeś?
- Nie.
- Na Boga, Benjaminie - żachnął się pan Braddock. - Najpierw dostarczasz nam takich emocji, a teraz mówisz, że nawet się jej nie oświadczyłeś?
- To właśnie mówię.
Pan Braddock wstał. Spojrzał na stojącą na podłodze walizkę.
- A to co? - zapytał, wskazując na bagaż.
- Jadę dzisiaj do Berkeley.
- Oświadczyć się?
- Zgadza, się.
- No cóż, to raczej niezbyt przemyślana decyzja - orzekł pan Braddock, odbierając chusteczkę żonie i chowając ją do kieszeni. - Po co bierzesz swoje rzeczy?
- Przeprowadzam się tam.
- Chcesz tam mieszkać?
- Tak.
- Ben? - odezwała się pani Braddock, patrząc posępnie na syna. - Myśleliśmy, że chodzi ci o to...
- Chwileczkę - wtrącił pan Braddock. - Ona właśnie kończy studia. Chcesz tak po prostu pojechać tam i mieszkać blisko niej?
- Tak.
Pan Braddock pokręcił głową.
- Ben, nie możesz tego zrobić.
- To właśnie zrobię.
- Usiądź i napisz do niej list. Zadzwoń do niej. Nie możesz tam jechać i naprzykrzać się tej dziewczynie tylko dlatego, że nie masz nic lepszego do roboty.
- Kocham ją - odparł Benjamin. Wstał i schylił się, by ucałować matkę w policzek. Potem podniósł walizkę i poduszkę.
- Ben, posłuchaj mnie - ciągnął ojciec. - Jestem pewien, że ją kochasz. I uważam, że to wspaniała rzecz. Ty i Elaine. Ale na Boga, człowieku!
Benjamin podszedł do drzwi.
- Prawie nie znasz tej dziewczyny. Skąd wiesz, że ona chce wyjść za ciebie?
- Jeszcze nie chce.
- A czy... czy chociaż cię lubi?
- Nie.
- Na miłość boską, Ben - powiedział pan Braddock, robiąc krok w jego stronę i unosząc dłoń. - Nie możesz tam jechać i pakować się w jej życie w ten sposób.
Benjamin otworzył drzwi.
- Przyślę adres - obiecał.
- Ben?!
Było późne popołudnie, kiedy Benjamin wjechał do Berkeley, i ulice zapchane były samochodami i przemykającymi między nimi przechodniami. Odnalazł główną ulicę w mieście, zaparkował przed jakimś hotelem i wysiadł. Stał przez chwilę na chodniku, obserwując spieszących po chodniku studentów, po czym pchnął drzwi do hotelu i wszedł do środka. Stary mężczyzna w recepcji podniósł wzrok znad gazety.
- Czy ma pan jakieś wolne pokoje na dzisiaj? - spytał Benjamin.
Mężczyzna kiwnął głową.
- A czy są wyposażone w telefon?
- Niektóre.
- Dobrze - stwierdził Benjamin. - Wezmę tylko rzeczy z samochodu. - Odwrócił się i ruszył przed siebie, ale po chwili przystanął i wrócił do kontuaru.