Zachwiała się, usiadła na krześle i ukryła twarz w dłoniach. Zaległa cisza mącona jedynie odgłosem zamieci.
- A Djorn... - szepnęła Biara.
- Co się stało? - Wendeek był zdezorientowany. - Kto to jest Djorn?
- Był - sprostował Esgin. - Brat Biary. Zmarł na mroźnicę jeszcze przed naszym ślubem, dlatego go nie znałeś.
- W porządku - Biara oprzytomniała. - Już robię kolację. Astel pewnie jest głodny.
- Tak sobie - odrzekł Astel niezgodnie z prawdą.
Podczas posiłku opowiadał o swojej podróży. Początkowo zamierzał ukryć fakt niezwykłego spotkania - czy też przywidzenia - jakie przydarzyło mu się przed samym osiedlem, ostatecznie jednak nie ominął i tego.
- Wystraszyłem się jak nigdy w życiu - zakończył. - Nie chciałbym przeżyć czegoś podobnego po raz drugi. Ten mężczyzna wyglądał tak realistycznie, że jeszcze teraz przechodzą mnie ciarki...
Esgin znowu spojrzał porozumiewawczo w stronę Biary.
Tego było za wiele!
- Co ukrywacie przede mną?
- Wczoraj Djorn zniknął - powiedział powoli Esgin. Zakaszlał sucho. Biara przysunęła się do niego i przytuliła głowę do ramienia.
- Co ty opowiadasz?! - krzyknął Wendeek. - Przecież przed chwilą sam mówiłeś, że Djorn umarł na...
- Tak - przerwał Esgin. - Ale nie został pochowany. Rodzice ukryli ciało w piwniczce pod swoim bunkrem. Wczorajszej nocy obudziła ich zamieć. Rygiel przy drzwiach - rygiel, który można otworzyć tylko od wewnątrz - był otwarty. Rozumiesz?! Ktoś otworzył drzwi! Dopiero rankiem zauważyli brak ciała Djorna. Nie wiem co się dzieje - Esgin podniósł głos - ale to musiał zrobić on! To Djorn otworzył sobie drzwi i wyszedł na zewnątrz.
Przytulona do męża Biara zaczęła dygotać. Esgin objął ją uspakajająco ramieniem.
- Legenda... - szepnął Wendeek.
- Co?
- ... Przestała być legendą.
- Wytłumacz nam Astel - jęknął Esgin. - Czy to w ogóle jest możliwe?
- Jak był ubrany Djorn?
- Nie wiem... Biara, jak był ubrany?
Biara uniosła głowę. Włosy sterczały jej w nieładzie. W oczach szkliły się łzy.
- Chyba... chyba w piżamę. Tak jak... umarł.
- Zgadza się - Wendeek z trudem przełknął ślinę. Mięśnie szyi skurczem ściągnęły mu twarz ku dołowi. - Tamten był w rozpiętej koszuli.
- Czy to znaczy...?
- Tak. Widziałem Djorna. On żyje. Biara krzyknęła histerycznie.
* * *
Znowu zamieć. Podróż eskonem do stolicy. Astel starał się nie pamiętać o Djornie. -Starał się. Tylko starał - niełatwo zapomnieć, że widziało się człowieka, o którym mówią, że umarł; szczególnie, gdy jedzie się samotnie po nieprzyjaznej, lodowej pustyni, gdy mrok i pył przesłaniają widoczność, gdy huk wiatru doprowadza do szaleństwa.
Był skoncentrowany. Musiał uważać na każdy metr trasy przed sobą. Tafla stężałej na mrozie wody jeziora tylko pozornie wydawała się trwała i bezpieczna.
Nagle stało się! Nim pojął swój błąd - było już za późno. Do jednostajnego szumu zamieci dołączył obcy dźwięk: trzask pękającego lodu. Astel otworzył właz, lecz w ostatniej chwili zdołał opanować paniczny odruch by wyskoczyć. Łyżwy! Bez nich nic nie znaczył. Wyjście bez łyżew oznaczało rychłą śmierć. Wyszarpnął ze schowka torbę i przypadł do włazu. Eskon zapadał się. Astel ukrył oczy pod wiszącymi na pasku goglami, napiął mięśnie i skoczył. Huragan pochwycił lecące ciało i wyniósł poza pękającą przerębel. Chociaż raz był sprzymierzeńcem.
Spadł na lód i potoczył się po śliskiej powierzchni. Nie czuł bólu. Gumolitowy kombinezon amortyzował uderzenia. Wreszcie zwyciężył szarpiący jego ciało wiatr i zdołał usiąść. Wyciągnął z torby buty z ostrymi, długimi na kilkadziesiąt centymetrów, stalowymi listwami. Te łyżwy to był cały jego majątek, i przyszłość. Całe życie. Wdział je prosto na stopki kombinezonu i zapiął klamry. Zgrabnie skoczył na nogi. Przykucnął. Ważył teraz o dwadzieścia kilogramów więcej; buty Łyżwiarza były celowo dociążane ołowiem. Wendeek spojrzał w stronę, gdzie pozostawił tonący eskon. Zamieć ukryła wszystko. Zdawała się ukrywać nawet wspomnienia. Teraz liczyło się tylko jedno: przeżyć i zwyciężyć. Naprzód!