Znowu kłopotliwe pytanie... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Co na nie odpowie­dzieć? Przecież dwa dni temu zjeżdżaÅ‚ z przeÅ‚Ä™­czy Pod KopÄ… do Wierchcichej. Jeszcze teraz czu­je cudowny pÄ™d przywoÅ‚ywany nagÅ‚ym wspom­nieniem i widzi uciekajÄ…cÄ… spod desek stromiznÄ™. ChÄ™tnie by jej opowiedziaÅ‚ o tym karkoÅ‚omnym zjeździe, a tymczasem...
- Nie - odparł po chwili.
- To szkoda... byÅ‚a taka piÄ™kna zima. "PiÄ™kna zima" - powtórzyÅ‚ w myÅ›li i nagle, jak przez mgÅ‚Ä™, zobaczyÅ‚ TomanowÄ…, graÅ„ z cie­nistÄ… falbankÄ… nawisów, żleb skalny zasnuty lo­dem, a pod kamieniem skulonÄ… postać zamarzniÄ™­tego lotnika. To też chciaÅ‚by jej opowiedzieć, a jednak musiaÅ‚ kÅ‚amać.
- Niestety, nie miałem nart ani okazji. Nagle spojrzała ostrzej.
- Właściwie co pan robił przez ten czas i gdzie pan przebywał?
- Ja? - uśmiechnął się niemal bezradnie. - No cóż... Tak jak wszyscy uchodźcy, siedziałem w obozie.
- A teraz?
- Teraz też jestem w polskim obozie... w cy­wilnym oczywiÅ›cie... w Leanyfalu.
Przez jej pogodnÄ… twarz przesunÄ…Å‚ siÄ™ cieÅ„ za­niepokojenia.
- Pan chyba coÅ› przede mnÄ… ukrywa.
- Ja? Dlaczego?
- Bo nie mogÄ™ sobie pana wyobrazić bezczyn­nie tkwiÄ…cego w obozie dla polskich uchodźców. Nie... nigdy w to nie uwierzÄ™. - Ujęła go moc­niej pod ramiÄ™ i dodaÅ‚a wesoÅ‚o: - Ale to prze­cież gÅ‚upstwo. Mam nadziejÄ™, że pan wstÄ…pi do nas. Babcia siÄ™ bardzo ucieszy.
 
*
 
"MusiaÅ‚em kÅ‚amać" - myÅ›laÅ‚ wracajÄ…c na dru­gi dzieÅ„ wieczorem do Leanyfalu. Podmiejski po­ciÄ…g elektryczny jechaÅ‚ przez przedmieÅ›cia Buda­pesztu. Za zroszonymi oknami przesuwaÅ‚ siÄ™ ba­nalny krajobraz: rozsypka lichych zabudowaÅ„, Å›wiatÅ‚a biegnÄ…ce jak Å›wietliki wÅ›ród mglistej, za­gubionej przestrzeni, samochody z rozżarzonymi oczami reflektorów, niby ryby w mÄ™tnej wodzie, smÄ™tne mury fabryk i zasÅ‚ane Å›niegiem tafle pól - wszystko w przyćmionym smÄ™tku miejskiej zimy.
Bukowy wcisnÄ…Å‚ siÄ™ w kÄ…t pod Å›cianÄ™, nasunÄ…Å‚ na oczy kapelusz, podniósÅ‚ koÅ‚nierz jesionki i za­padÅ‚ w zadumÄ™.
"MusiaÅ‚em kÅ‚amać" - koÅ‚ataÅ‚a w nim myÅ›l i wprowadzaÅ‚a go w stan zakÅ‚opotania. A mógÅ‚ przecie - odrzuciwszy pewnÄ… granicÄ™ ostrożnoÅ›ci - odegrać rolÄ™ bohatera. Jakby to byÅ‚o piÄ™knie przyznać siÄ™ do wszystkiego: "Tak, Ewo, jestem kurierem. Wyobraź sobie, otrzymujÄ™ niezwykle ważne zadania - przenoszÄ™ wojskowe szyfry, taj­ne dokumenty, pieniÄ…dze, czasem przeprowadzam ludzi. Czy masz pojÄ™cie, jak ważnÄ… rolÄ™ odgry­wam, na jakie narażam siÄ™ niebezpieczeÅ„stwo? Nie, ty tego nie potrafisz zrozumieć. Nie wiesz, co to znaczy nocny marsz przez niedostÄ™pne góry w zimowÄ… zawiejÄ™; nie masz pojÄ™cia jak mocnych nerwów wymaga przejazd samochodem z Kyssaku do Smokowca, kiedy wydaje ci siÄ™, że za każdym zakrÄ™tem stoi patrol, który zatrzyma samochód. Nie szÅ‚aÅ› nigdy w deszczowy dzieÅ„ przez rozmiÄ™­kÅ‚e bezdroża; nie forsowaÅ‚aÅ› lodowatych potoków; nie zaznaÅ‚aÅ› panicznego strachu na widok zbliża­jÄ…cego siÄ™ strażnika ani mÄ™ki Å›miertelnego zmÄ™­czenia, kiedy czÅ‚owiek upada pod ciężarem pleca­ka... - Bukowy uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ cierpko do siebie. - Nie, Ewo, nie powiem ci tego, muszÄ™ być dla ciebie zwykÅ‚ym cywilnym uchodźcÄ…, tkwiÄ…cym bezczynnie w obozie w Leanyfalu".
 
3
 
PchnÄ…Å‚ z rozmachem drzwi. WszedÅ‚ do oÅ›wietlonego jasno pokoju. Na jego widok z krze­sÅ‚a zerwaÅ‚a siÄ™ Marysia, Å‚Ä…czniczka majora Smygi.
- No, nareszcie - zawołała z ulgą. - Cały dzień szukam cię po Budapeszcie. Człowieku, co się z tobą działo?
- A o co chodzi?
Władek Mrowca uniósł się z wolna z łóżka.
- No tak - zakpił wesoło. - Ty się, bracie, włóczysz, a ja musiałbym iść za ciebie.
Bukowy spojrzał na niego zdumiony.
- Co się właściwie stało?
- Stary wÅ›cieka siÄ™. KazaÅ‚ mi wytrzasnąć cie­bie spod ziemi - wyjaÅ›niÅ‚a Marysia.
- Nie rozumiem.
- Masz być o dwudziestej trzeciej w poczekal­ni na Dworcu Wschodnim.
- Przecież ja dopiero co wróciłem. Obiecali mi przynajmniej dwa tygodnie odpoczynku.
- Nie mam pojÄ™cia, co siÄ™ staÅ‚o. W każdym ra­zie zbieraj siÄ™, bo nie masz dużo czasu.
Bukowy spojrzał na zegarek.
- I tak nie zdążę.
- Zdążysz, zaraz pójdę po taksówkę. No, rusz się, Jędrek. Na co czekasz?
Bukowy rozłożył szeroko ręce.
- Daję słowo, że nic z tego nie rozumiem. Stali chwilę w milczeniu. Pierwszy ożywił się
Władek. Podszedł szybko do szafy i wyciągnął plecak.
- Ja też nic nie rozumiem - powiedziaÅ‚ we­soÅ‚o - ale jak trzeba, to trzeba. - RzuciÅ‚ mu pod nogi plecak.
JÄ™drek otworzyÅ‚ szerzej szafÄ™ i zaczÄ…Å‚ siÄ™ poÅ›­piesznie pakować. Rzeczy potrzebne do drogi miaÅ‚ odÅ‚ożone, wiÄ™c nie zajęło mu to dużo czasu. Ma­rysia tymczasem pobiegÅ‚a po taksówkÄ™.
Mrowca usiadł spokojnie na łóżku, oparł się o ścianę i przymrużonymi oczami obserwował krzątaninę kolegi.
- Przyznaj siÄ™, gdzie ciÄ™ diabli nosili? - za­haczyÅ‚.
- Co ci do tego?

Tematy