Przekonajmy się, dokąd prowadzi. W latach sześćdziesiątych firma produkująca sprzęt laboratoryjny reklamowała urządzenie dla naukowców, którzy korzystają z mikroskopów. Żeby dobrze coś obejrzeć pod mikroskopem, zwykle trzeba przygotować bardzo cienki plasterek tego, co badamy. Potem kładzie się ten plasterek na szkiełko, wsuwa pod obiektyw i zagląda z drugiego końca, żeby sprawdzić, jak ta rzecz wygląda. A jak przygotować taki plasterek? To nie to samo co ukroić kromkę chleba. To, co chcemy uciąć - załóżmy, że jest to kawałek wątroby -jest zbyt miękkie, żeby dawało się ciąć na cienkie warstwy.
Podobnie zresztą jak na ogół chleb.
Należy porządnie przytrzymać wątrobę podczas cięcia. Zwykle zalewa sieją w blok wosku. Potem, używając aparatu zwanego mikrotomem - czegoś podobnego do miniaturowej maszynki do krojenia - przygotowuje się kilka bardzo cienkich plastrów. Następnie rzuca sieje na powierzchnię ciepłej wody, umieszcza kawałek na szkiełku podstawowym, roztapia i usuwa wosk, i przygotowuje szkiełko do obserwacji. Proste...
Ale urządzenie, które sprzedawała owa firma, nie było mikrotomem. Było czymś, co miało chłodzić blok wosku, aby ciepło wytworzone tarciem go nie rozmiękczało, co utrudnia cięcie i w rezultacie może uszkodzić delikatny obiekt.
Rozwiązanie, jakie zaproponowała firma, było dużym wklęsłym (w kształcie misy) zwierciadłem. Należało usypać przed nim stos kostek lodu i “zogniskować zimno” na próbce.
Może nie dostrzegacie w tym nic dziwnego. W takim przypadku zapewne mówicie o “zalewie ignorancji”, a wieczorami zasłaniacie okno, żeby “nie wpuszczać zimna” - i ciemności[26].
W świecie Dysku takie działania mają sens. Wiele rzeczy, tam realnych, u nas pozostaje tylko abstrakcją. Na przykład Śmierć. Albo ciemność. Na Dysku można się zastanawiać nad prędkością ciemności i jak potrafi ona odsuwać się z drogi światłu, które uderza w nią z szybkością 1200 kmzh[27]. W naszym świecie takie określenia można nazwać deprywatywnymi, wyrażającymi brak, nieobecność czegoś. W naszym świecie takie deprywatywne zjawiska nie mają własnej egzystencji. Istnieje wiedza, ale nie istnieje ignorancja; istnieją światło i ciepło, ale nie ciemność i zimno. Niejako rzeczy.
Już widzimy zdziwioną minę nadrektora i uświadamiamy sobie, że jest to coś głęboko zakorzenionego w ludzkiej psychice. Owszem, można zamarznąć na śmierć, a “zimno” to dobre słowo na określenie braku ciepła. Bez pojęć deprywatywnych musielibyśmy pewnie rozmawiać jak ludzie-strąki z planety Zog. Ale możemy wpaść w tarapaty, jeśli zapomnimy, że używamy tych określeń tylko jako wygodnych skrótów myślowych.
W naszym świecie nie brakuje przypadków granicznych. Czy określeniem deprywatywnym jest “pijany” czy “trzeźwy”? W świecie Dysku istnieje też stan “knurdu”, tak daleko po drugiej stronie trzeźwości, jak pijaństwo jest poza podchmieleniem[28]; lecz na planecie Ziemia niczego takiego nie znamy. Na ogół jednak wiemy, który element danej pary posiada egzystencję, a który jest tylko nieobecnością. (Naszym zdaniem określenie deprywatywne to “trzeźwy”. Mówi o braku alkoholu i - zwykle -jest normalnym stanem człowieka[29]. Wiadomo, że ten normalny stan jest nazywany “trzeźwością” tylko wtedy, kiedy mowa o alkoholu. I nie ma w tym nic dziwnego. “Zimno” jest naturalnym stanem wszechświata, chociaż coś takiego jak zimno nie istnieje. Hm... Chyba nie uda nam się pana przekonać, nadrektorze?).
Trzeba myśleć, jeśli nie chcemy, byjęzyk nas oszukał. Jednakże, jak dowodzi przykład “ogniskowania zimna”, czasem szkoda nam czasu na myślenie.