Aby odpowiedzieć na to pytanie, Larry Baron i Murray Straus (1984) sprawdzali w kilku stanach, czy istnieje związek pomiędzy liczbą sprzedawanych pism pornograficznych i liczbą odnotowanych w tych stanach gwałtów. Do pomiaru liczby sprzedawanych pism pornograficznych badacze wybrali osiem czasopism o wyraźnie erotycznym charakterze (jak np. „Playboy", „Hustler", „Chic").
Liczbę czasopism sprzedanych w każdym stanie w 1979 r. porównali z liczbą odnotowanych przez FBI w „Uniform Crime Reports" gwałtów w tych stanach. (Ponieważ jest to przestępstwo nie zawsze zgłaszane policji, opublikowane dane są bez wątpienia zaniżone w stosunku do rzeczywistej liczby popełnionych gwałtów).
Powyższe badania wykazały silną dodatnią korelację pomiędzy liczbą sprzedanych publikacji pornograficznych i liczbą popełnionych gwałtów. (Teoria prawdopodobieństwa wskazuje na to, że istnieje jedynie jedna szansa na tysiąc, że wielkość tej korelacji jest dziełem
przypadku). Ponadto badacze wykazali również, że liczba sprzedanych pism pornograficznych nie koreluje wysoko z częstością nieseksualnych aktów przemocy. Dlatego Baron i Straus wyeliminowali interpretację, że pornografia prowadzi do popełniania przestępstw nacechowanych przemocą, a nie tylko do agresywnych przestępstw na podłożu seksualnym.
Mimo że wyniki wskazywały na taki związek, badacze ci nie udowodnili, że pornografia jest przyczyną gwałtów. Czy przychodzą ci do głowy jakieś inne wyjaśnienia tej korelacji? Baron i Straus (1984) sami przyznawali, że wyniki ich badań nie dowodzą przyczynowości. Ich zdaniem, mogły one być odbiciem różnic pomiędzy funkcjonującymi w różnych stanach kulturowymi modelami supermężczyzny, które popychają mężczyzn i do kupowania gazet pornograficznych, i do popełniania gwałtów.
Łatane i Darley mogli też odwołać się do metody korelacyjnej, aby określić, czy liczba widzów wpływa na prawdopodobieństwo udzielenia pomocy. Mogli oni wypytywać ofiary oraz świadków przestępstw i korelować później ogólną liczbę obecnych przy popełnianiu przestępstwa z liczbą widzów, którzy udzielili pomocy ofierze. Załóżmy, że badacze stwierdziliby ujemną korelację pomiędzy tymi zmiennymi. Znaczyłoby to, że im więcej widzów, tym jest mniej prawdopodobne, że któryś z nich przyjdzie z pomocą ofierze. Czy jest to jednak dowód na to, że udzielenie pomocy uzależnione jest od tego, ile osób obserwuje zdarzenie? Niestety nie. Kilka innych, nie znanych zmiennych może warunkować i liczbę widzów, i częstość udzielanej pomocy. Taką trzecią zmienną może być na przykład stopień powagi sytuacji. Sytuacja krytyczna i przerażająca — w porównaniu do mniej poważnego wypadku — może sprawić, że pojawi się więcej widzów, a ludzie będą mniej chętni do niesienia pomocy. Inne przykłady trudności z wnioskowaniem na temat przyczynowości w badaniach korelacyjnych przedstawione zostały na rycinie 2.2.
Jedynym sposobem określenia związków przyczynowych jest metoda eksperymentalna. W
metodzie tej badacz systematycznie kontroluje i aranżuje zdarzenia tak, że jedna grupa osób doświadcza ich w pewien określony sposób (np. są świadkami krytycznej sytuacji w towarzystwie innych osób), inna zaś w inny sposób (np. są jedynymi świadkami tej samej sytuacji krytycznej). Metoda eksperymentalna jest stosowana w większości badań w psychologii społecznej, ponieważ pozwala na formułowanie wniosków o przyczynach.
Metoda obserwacyjna jest użyteczna wtedy, gdy chodzi o opis zachowania. Metoda korelacyjna z kolei jest bardzo użyteczna, gdy chcemy poznać, które aspekty życia społecznego są ze sobą związane lub współwystępują. Jednak tylko metoda eksperymentalna pozwala formułować wnioski w kategoriach przyczyny i skutku. Z tego powodu właśnie metoda ta jest klejnotem w koronie wszystkich procedur badawczych psychologii społecznej.
Metoda eksperymentalna: odpowiadanie na pytanie o przyczynę