Odkąd drow zszedł ze szczytów po nieprzyjemnym spotkaniu ze skunksem, odkrywał świat dzikości niemal równy tej mrocznej krainie, którą pozostawił za sobą. Wszelkie nadzieje, które Drizzt żywił podczas dni spędzonych na obserwowaniu rolniczej rodziny, były teraz dla niego stracone, pogrzebane pod ciężarem winy i przerażających obrazów ofiar morderstwa, które, czego był pewien, będą go wiecznie nawiedzać.
Fizyczny ból drowa trochę zelżał i mógł już w pełni zaczerpywać powietrza, choć wysiłek ten wciąż był dotkliwy, zaś rany na ramionach i nogach zasklepiły się. Przeżyje.
Spoglądając na Maldobar, kolejne miejsce, którego nigdy nie nazwie domem, Drizzt zastanawiał się, czy mogłoby okazać się dla niego dobre.
9
Pościg
- Co to jest? - spytał Fret, ostrożnie przechodząc za fałdy zielonej niczym las peleryny Dove.
Dove, a nawet Roddy, również szli z wahaniem, ponieważ choć stwór wyglądał na martwego, nigdy nie widzieli niczego, co byłoby do niego podobne. Wyglądało jak jakaś dziwna, gigantyczna mutacja goblina i wilka.
Nabrali odwagi, gdy zbliżyli się do ciała, ponieważ przekonali się, że naprawdę nie żyje. Dove przyklęknęła i dźgnęła je mieczem.
- Jest martwe od ponad dnia, według mnie - obwieściła. -Ale co to jest? - spytał znów Fret.
- Mieszaniec - mruknął Roddy.
Dove przyjrzała się bliżej dziwnym stawom stwora. Zauważyła również liczne rany, jakie owa istota otrzymała, rozdarcia, jakby spowodowane przez wielkiego kota.
- Zmiennokształtny - zgadł Gabriel, mając baczenie na okolicę. Dove przytaknęła. - Zabity w połowie przemiany.
- Nigdy nie słyszałem o żadnych goblinach czarownikach -zaprotestował Roddy.
- Och tak - zaczął Fret, wygładzając rękawy swej miękkiej tuniki. - Był taki, oczywiście, Grubby Bezmyślny, udawany ar-cymag, który...
Dobiegający z góry gwizd przerwał krasnoludowi. Na półce skalnej stał Kellindil, elfi łucznik, wymachując rękoma. - Tu jest więcej - zawołał elf, gdy zwrócił już ich uwagę. - Dwa gobliny i czerwonoskóry gigant, nigdy takiego nie widziałem!
Dove przyjrzała się klifowi. Uznała, że może się na niego wspiąć, lecz jedno spojrzenie na biednego Freta powiedziało jej, że będą musieli wrócić na szlak i pokonać niemal dwa kilometry. - Zostań tutaj - powiedziała do Gabriela. Mężczyzna o niewzruszonej twarzy przytaknął i zajął obronnąpozycję pośród głazów, zaś Dove, Roddy i Fret ruszyli w drogę.
W połowie wąskiej, krętej ścieżki, która wiła się po klifie, spotkali Dardę, drugiego wojownika z drużyny. Niski i silnie umięśniony mężczyzna drapał się w krzaczastą brodę i oglądał coś, co wyglądało na lemiesz od pługa.
- To Thistledowna! - krzyknął Roddy. - Widziałem to u niego, gotowy do naprawy!
- Dlaczego jest tutaj? - spytała Dove.
-1 dlaczego jest zakrwawione? - dodał Darda, pokazując ślady po wklęsłej stronie. Wojownik zerknął za krawędź przepaści, po czym znów na lemiesz. - Jakieś nieszczęsne stworzenie musiało w to mocno uderzyć - zamyślił się Darda - a później pewnie spadło na dół.
Wszystkie oczy skierowały się na Dove, gdy tropicielka odgarnęła gęste włosy z twarzy, ujęła podbródek w delikatną, lecz silną dłoń i próbowała przedrzeć się przez najnowszą zagadkę. Było jednak za mało wskazówek i chwilę później Dove opuściła ze zrezygnowaniem ręce i ruszyła dalej ścieżką. Szlak zakręcał i oddalał się od klifu, gdy zbliżał się do czubka, lecz Dove podeszła do krawędzi, dokładnie ponad miejscem, w którym pozostawili Gabriela. Wojownik zobaczył jąnatychmiast i machnięciem ręki przekazał tropicielce, że na dole wszystko w porządku.
- Chodźcie - poprosił ich Kellendil i wprowadził drużynę do jaskini. Dove znalazła odpowiedzi na niektóre pytania, gdy spojrzała na pobojowisko w wewnętrznym pomieszczeniu.
- Szczenię barghesta! - oznajmił z przejęciem Fret, patrząc na szkarłatnoskóre, gigantyczne zwłoki.
- Barghesta? - spytał oszołomiony Roddy.
- Oczywiście - pisnął Fret. - To wyjaśnia wilkoolbrzyma na dnie przepaści.
- Spadł podczas przemiany - stwierdził Darda. - Jego liczne rany i kamienne podłoże pokonały go, zanim zdążył jąskończyć.