X


Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Sam Barry skinął głową. Dan McCorley także. — Dobra! — zawołał. — Możesz podejść.
* * *
— Dzięki. — Bellow poszukał wzrokiem Vegi, najstarszego stopniem żołnierza w okolicy.
— Uważaj pan na tyłek, doktorku — powiedział Vega. Nie uzbrojony facet dobrowolnie wchodzący w gniazdo węży... Inaczej przywykł oceniać ludzką inteligencję. Z drugiej strony doktorek to chłop z jajami, pomyślał.
— Będę uważał — zapewnił go Paul Bellow. Wziął głęboki oddech, zrobił trzy kroki, dzięki którym znalazł się na zakręcie korytarza i znikł z oczu żołnierzy Tęczy.
Zawsze wydawało mu się to dziwne, nawet komiczne, że bezpieczeństwo od niebezpieczeństwa dzieliło na ogół zaledwie kilka kroków... i może jeszcze zakręt korytarza.
Rozejrzał się dookoła z prawdziwym zainteresowaniem. Nieczęsto spotykał się z przestępcami w tych okolicznościach. I dobrze, że oni byli uzbrojeni, on zaś bezbronny. Potrzebują przecież uczucia pewności płynącego z samego faktu posiadania broni, by zapomnieć, przynajmniej na chwilę, że to oni złapani zostali w pułapkę.
— Jesteś ranny — powiedział, gdy tylko dostrzegł Tima.
— Nic wielkiego, zwykłe zadrapania.
— Chcesz może, żeby ktoś się tobą zajął?
— To nic wielkiego — powtórzył Tim O’Neil.
— Doskonale, to twoja twarz, nie moja. — Bellow rozejrzał się dookoła, policzył terrorystów. Było ich czterech, uzbrojonych w AKMS, o ile pamięć go nie myliła. Rozpoznał Sandy Clark. Zakładników naliczył ośmioro, bardzo przestraszonych, ale czy można było spodziewać się po nich czegoś innego? — Powiedz, Tim, czego tak naprawdę chcesz?
— Autobusu, i to zaraz.
— Dobrze, to może nawet da się zrobić, ale potrzebujemy czasu, trzeba to wszystko zorganizować, a poza tym rozumiesz, daj coś w zamian.
— Co takiego?
— Na przykład zwolnij paru zakładników.
— Mamy ich tylko ośmiu!
— Tim, słuchaj, ja też mam nad sobą szefów, takich na przykład, którzy mogą załatwić ci autobus, ale muszę coś im dać, bo inaczej oni nie dadzą mi nic, co mógłbym dać wam. W taką gramy grę, Tim. — Bellow nadal zachowywał spokój. — Każda gra rządzi się swoimi regułami. Stary, przecież wiesz o tym lepiej niż ja.
— No i...?
— No i jako znak dobrej woli daj mi paru zakładników, najlepiej kobiety i dzieci, to zawsze fajnie wygląda w telewizji. — Doktor jeszcze raz przyjrzał się zakładnikom. Czterech mężczyzn, cztery kobiety. Dobrze byłoby wyrwać im Sandy Clark.
— A potem?
— A potem powiem szefom, że chcesz autobusu i okazałeś dobrą wolę. Mam cię wobec nich reprezentować, prawda?
— Pewnie jeszcze jesteś po naszej stronie — powiedział ktoś. Dopiero teraz doktor Bellow dostrzegł, że wśród terrorystów są bliźniacy, najwyraźniej nie odstępujący się na krok. Bliźniacy-terroryści. Ciekawy przypadek kliniczny.
— Nie, tego bym nie powiedział. Słuchajcie, nie mam zamiaru traktować was jak durniów. Lepiej ode mnie wiecie, w jakiej znaleźliście się sytuacji. Ale jeśli czegoś chcecie, to lepiej zacznijcie się targować. Takie są zasady gry, nie ja je zresztą wymyśliłem. Jestem tylko pośrednikiem. Jeśli potrzeba wam czasu, żeby wszystko sobie przemyśleć, to bardzo dobrze, będę pod ręką.
— Dajcie nam autobus.
— W zamian za co?
— Dwie kobiety. Tę i tę.
— Mogą pójść ze mną? — spytał doktor. Tim, cud nad cuda, wskazał na Sandy Clark. Okoliczności najwyraźniej go przerosły i to też mogło się obrócić na korzyść negocjatora.
— Dobra, ale załatw nam ten cholerny autobus!
— Zrobię co w mojej mocy — obiecał psychiatra, dając znak dwom kobietom, by poszły za nim.
* * *
— Miło znów pana zobaczyć, doktorku — powiedział spokojnie Vega. — Hej, świetnie się pan spisał — dodał natychmiast, widząc dwie uwolnione zakładniczki. — Miło mi panią zobaczyć, pani Clark. Jestem Julio Vega — zakończył szarmancko.
— Mamo! — Patsy Clark nie wytrzymała w bezpiecznym miejscu. Wyskoczyła i rzuciła się matce na szyję. W tym momencie dwaj żołnierze SAS, którzy właśnie pojawili się na miejscu, wyprowadzili kobiety z terenu zagrożenia.
— Vega do dowództwa.
— Price do Vegi.
— Powiedz Szóstce, że jego żona i córka są bezpieczne.
* * *
John, mając obok siebie Chaveza, siedział w mikrobusie, niczego nie pragnąc tak jak przejęcia dowództwa. Obaj usłyszeli podany przez radio komunikat. Obaj drgnęli, obaj odczuli ulgę. Tylko że terroryści mieli jeszcze szóstkę zakładników.
— Tu Clark, przyjąłem, jak wygląda sytuacja?
* * *
Vega przekazał radio doktorowi Bellowowi.
— John, tu Paul.
— Co tam się właściwie dzieje, doktorze?
— Daj mi parę godzin i dostarczę ci ich elegancko zapakowanych, John. Wiedzą, że wpadli w pułapkę. Wystarczy, że będziemy z nimi rozmawiali. Jest ich czterech, wszyscy koło trzydziestki, wszyscy uzbrojeni. Mają sześcioro zakładników. Ale rozmawiałem z ich przywódcą i ten chłopak da się urobić.
— Doskonale, będziemy na miejscu za dziesięć minut. Czego chcą?
— Tego co zwykle. Autobusu, żeby ich gdzieś zabrał.
Clark zastanawiał się przez chwilę. Gdyby wyszli, jego ludzie załatwią ich bez problemu. Cztery strzały. Dziecko by sobie poradziło.
— Damy im ten autobus? — spytał.
— Na razie nie. Niech trochę poczekają.
— Dobra, doktorze, to pańska działka. Dowiem się więcej, kiedy przyjadę na miejsce. Do zobaczenia. Koniec.
— Do zobaczenia. — Lekarz oddał radio sierżantowi. Na ścianie wisiał plan piętra szpitala. — Zakładnicy są tutaj — pokazał. — Terroryści tu i tu. Widziałem bliźniaków, wszyscy są biali, po trzydziestce, uzbrojeni w Kałasznikowy ze składaną kolbą.
Vega skinął głową.
— Świetnie. Gdyby przyszło nam zaatakować...
— Nie przyjdzie. A przynajmniej nie widzę takiej konieczności. Ich przywódca nie jest mordercą, a przynajmniej nie uważa się za mordercę.

Tematy

Drogi uĹĽytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam siÄ™ na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treĹ›ci do moich potrzeb. PrzeczytaĹ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoĹ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

 Tak, zgadzam siÄ™ na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyĹ›wietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treĹ›ci marketingowych. PrzeczytaĹ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoĹ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.