I liczył, że to mu się uda. Nie na darmo przecież
natura uczyniła go wytrwałym, pracowitym, wiernym cudzej udręce nie na darmo uczyniła go
ona człowiekiem, którego pozbyć się niema sposobu. Nie wątpił, że zdoła znaleźć w końcu
szczelinę w złotym pancerzu Jozjany, że uda mu się zranić do krwi tę mieszkankę Olimpu. I
jakąż to korzyść przynieść miał mu ten czyn? Korzyść olbrzymią. Za dobro wypłaciłby się
złem.
Kim jest człowiek zawistny? Jest on niewdzięcznikiem. Nienawidzi światła, co oświeca go
i grzeje. Zoil nienawidził tak Homera.
Poddać Jozjanę temu, co dzisiaj nazwano by wiwisekcją, mieć ją drgającą całą na swym
anatomicznym stole, krajać ją na żywo, do woli, jakkolwiek, ciąć z lubością, kiedy ona wyć
będzie z bólu – oto cudne marzenie Barkilphedra.
135
Aby tylko ten cel osiągnąć, gotów był nawet i pocierpieć trochę. Można czasem uszczypnąć
się samemu własnymi kleszczami. Nóż, składając się, obetnie nieraz palec. Trudno. Zgodziłby
się bez wahania na każdą udrękę, byleby go tylko spotkała przy okazji tortur zadawanych
Jozjanie. Oprawca, co przypala gorącym żelazem, ma poparzone ręce, a nie zwraca na to
nawet uwagi. Ponieważ inny bardziej cierpi, on sam nie czuje własnego bólu, bo ból ten łagodzi
widok wijącej się w męce ofiary.
Szkodzić, szkodzić za wszelką cenę – i niech się dzieje co chce!
Praca nad budowaniem cudzego nieszczęścia łączy się zawsze z milczącym przyjęciem
odpowiedzialności. Ten, co gotuje niebezpieczeństwo dla drugiego, sam się na nie naraża,
sam może wpaść w każdej chwili w sidła pozastawiane misternie przez siebie samego.
Wzgląd ten nie powstrzyma bynajmniej człowieka naprawdę złego. Odczuwa on tyleż radości;
ile ofiara jego cierpi mąk. Cierpienia jej łaskoczą go mile; człowiek zły tylko w straszliwy
sposób radować się potrafi. Kwitnie on wśród cudzej udręki. Książę Alba grzał sobie dłonie
przy ogniu stosów Inkwizycji. Ogień – to ból, blask jego – to przyjemność. Dreszcz przejmuje
na myśl o podobnych porównaniach. Niezgłębione są ciemne przepaście ludzkiej duszy.
Supplice exquis – wyborna męczarnia – określenie to znaleźć można u Bodina13, ma Ono, być
może, straszliwe potrójne znaczenie. Mieści się w nim i wyszukanie w zadawanych torturach,
i męka dręczonego, i rozkosz dręczyciela. Czym jest ambicja? Czym jest łaknienie? —potrzeba
zaspokojenia pychy, potrzeba zaspokojenia głodu? Jest to chęć poświęcenia kogoś dla
czyjegoś zadowolenia. Smutne to Bardzo, lecz i nadzieja bywa przewrotna. Jeżeli komuś życzymy
czegokolwiek, to zawsze źle. Dlaczego nie życzymy ludziom dobrze? Czyżby śliskie
pochyłości naszej woli leżały po stronie zła? Najcięższy trud sprawiedliwego to nieustanne
usuwanie ze swej duszy niechęci, tak niełatwej do wyczerpania. Prawie wszystkie nasze pożądania,
obejrzane ż bliska, kryją w sobie coś, do czego niesposób się przyznać. Dla doskonałego
złoczyńcy – istnieje bowiem ten ohydny rodzaj doskonałości – „Tym gorzej dla innych”
znaczy tyle, co „Tym lepiej dla mnie”. O mroki, o pieczary ludzkich dusz!
Jozjana czuła się ze wszech miar bezpieczna. Oślepiała ją pycha zrodzona z pogardy dla
wszystkiego. Zdumiewająca bywa zdolność kobiet do odczuwania wzgardy. Pogarda nieświadoma,
bezwiedna i pełna ufności – oto Jozjana. Barkilphedro był w jej pojęciu czymś na
kształt przedmiotu. Zdziwiłaby się szczerze, gdyby jej ktoś. powiedział, że Barkilphedro jest
istotą ludzką.
Chodziła, poruszała się, śmiała nie dostrzegając obecności tego człowieka, a on przypatrywał
się jej z ukosa.
Milczący, skupiony, czatował na sposobność.
A im dłużej czekał, tym silniej krzepło w nim pragnienie, by za wszelką cenę zmącić rozpaczą
życie tej kobiety.
Czyhał, nieubłagany.
Był zresztą w pełni usprawiedliwiony we własnych oczach. Nie należy mniemać, jakoby
hultaje nie mieli dla siebie szacunku. Zdają oni sprawę ze swych zamiarów i czynów sami
przed sobą w wyniosłych, dumnych monologach. Jak to! Ta Jozjana dała mu jałmużnę! Niczym
żebrakowi rzuciła mu kilka nędznych groszy ze swego przeogromnego bogactwa. Przykuła
go, przygwoździła do idiotycznego urzędu! Bo przecież to, że on, Barkilphedro, duchowny
prawie, człowiek obdarzony zdolnościami tak różnorodnymi, tak głębokimi, osobistość
tak uczona, on, którego wielebnym co najmniej zwać by należało, gdyby sprawiedliwie
nagradzano cnotę – trudnił się spisywaniem w rejestr skorup zdatnych już chyba tylko do zeskrobywania
wrzodów Hioba, że marnował żywot w ciasnej kancelarii na odpieczętowywaniu