Na jej widok pan Mantalini bardzo się zmieszał i z niezwykłą szybkością zagarnął do kieszeni resztę pieniędzy.
— Ach, ty tutaj! — powiedziaÅ‚a Madame kiwajÄ…c gÅ‚owÄ….
— Tak, moje życie, tak duszko, jestem tutaj — odparÅ‚ małżonek upuszczajÄ…c na kolana zabÅ‚Ä…kany suweren i bawiÄ…c siÄ™ nim jak kot myszkÄ…. — Jestem tutaj, radoÅ›ci mej duszy, jestem w miejscu, gdzie pieniążki leżą po prostu na ziemi, i zbieram wÅ‚aÅ›nie przeklÄ™te zÅ‚oto i srebro.
— Wstyd mi za ciebie — powiedziaÅ‚a Madame Mantalini z oburzeniem
— Wstyd ci?... Za mnie, moja najmilsza? — zdumiaÅ‚ siÄ™ małżonek — Kochanie wie doskonale, ze mówi diabelnie sÅ‚odkie słówka, lecz zarazem i przeklÄ™te bzdury. Kochanie wie, że nie wstyd jej za swego sÅ‚odkiego chÅ‚opczyka.
Bez względu na to, jaki splot wydarzeń doprowadził do takich skutków, widać było jasno, że „słodki chłopczyk" przecenił tym razem uczucia swojej pani, gdyż Madame Mantalini odpowiedziała mu tylko pogardliwym spojrzeniem i zwracając się do pana Ralfa poprosiła, by zechciał wybaczyć najście, które, jak się wyraziła, „należy przypisać jedynie fatalnemu sprawowaniu się i karygodnym wybrykom pana Mantalini".
— Moim, o sÅ‚odyczy ananasowego solni?
— Tak, twoim — odrzekÅ‚a małżonka. — Nie pozwolÄ™ dÅ‚użej na coÅ› podobnego. Nie zgodzÄ™ siÄ™, by wybryki i marnotrawstwo jakiegokolwiek mężczyzny doprowadzaÅ‚y mnie do ruiny. Wzywam pana Nickleby na Å›wiadka mojej decyzji, zamierzam bowiem zastosować wobec ciebie pewne Å›rodki.
— Bardzo paniÄ… proszÄ™, by nie wzywaÅ‚a mnie na Å›wiadka czegokolwiek — rzekÅ‚ pan Ralf. — Ustalcie paÅ„stwo wszystko miÄ™dzy sobÄ…... Tak miÄ™dzy sobÄ…...
— MuszÄ™ jednak prosić — powiedziaÅ‚a Madame Mantalini — by zechciaÅ‚ pan wysÅ‚uchać moich słów, kiedy bÄ™dÄ™ zawiadamiać męża o tym, co jest moim nieodwoÅ‚alnym postanowieniem. NieodwoÅ‚alnym postanowieniem, mój panie! — powtórzyÅ‚a, przeszywajÄ…c małżonka gniewnym spojrzeniem.
— Czemu ona nazywa mnie „panem"?... — zawoÅ‚aÅ‚ Mantalini. — Mnie, który kocha jÄ… z tak szataÅ„skim ogniem... ona, która spowiÅ‚a mnie, splotem swych czarów niby czysty, anielski grzechotnik?... Cóż to za cios dla moich uczuć! Do jak piekielnego przywiedzie mnie ona stanu?
— Nie mów nic o swoich uczuciach, mój panie, jeżeli nie szanujesz moich — ucięła Madame siadajÄ…c i odwracajÄ…c siÄ™ tyÅ‚em do męża.
— Ja nie szanujÄ™ twoich uczuć, duszko? — wykrzyknÄ…Å‚ pan Mantalini.
— Nie —odparÅ‚a małżonka.
I nadal, pomimo licznych zabiegów pana Mantalini, Madame Mantalini wciąż powtarzała „nie", i to z tak oczywistym i upartym gniewem, że pan Mantalini po prostu zbaraniał.
— Jego wybryki, panie Nickleby — mówiÅ‚a zwracajÄ…c siÄ™ do pana Ralfa, który z rÄ™koma splecionymi za plecami rozsiadÅ‚ siÄ™ w fotelu i spoglÄ…daÅ‚ na miÅ‚Ä… parÄ™ z uÅ›miechem najwyższej i niepohamowanej wzgardy — jego wybryki przechodzÄ… wszelkie granice.
— Nigdy bym tego nie przypuszczaÅ‚ — odrzekÅ‚ sarkastycznie lichwiarz.
— A jednak, zapewniam pana, panie Nickleby, że tak jest istotnie — mówiÅ‚a pani Mantalini. Takie już moje szczęście! Å»yjÄ™ wÅ›ród ustawicznych obaw i ustawicznych trudnoÅ›ci. Ale nie to jest najgorsze — ciÄ…gnęła ocierajÄ…c oczy. — Dzisiaj rano zabraÅ‚ z mojego biurka pewne wartoÅ›ciowe papiery, a uczyniÅ‚ to nie pytajÄ…c mnie o pozwolenie.
Pan Mantalini jęknął słabo i zapiął kieszeń.