X


Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Na jej widok pan Mantalini bardzo się zmieszał i z niezwykłą szybkością zagarnął do kieszeni resztę pieniędzy.
— Ach, ty tutaj! — powiedziała Madame kiwając głową.
— Tak, moje życie, tak duszko, jestem tutaj — odparł małżonek upuszczając na kolana zabłąkany suweren i bawiąc się nim jak kot myszką. — Jestem tutaj, radości mej duszy, jestem w miejscu, gdzie pieniążki leżą po prostu na ziemi, i zbieram właśnie przeklęte złoto i srebro.
— Wstyd mi za ciebie — powiedziała Madame Mantalini z oburzeniem
— Wstyd ci?... Za mnie, moja najmilsza? — zdumiał się małżonek — Kochanie wie doskonale, ze mówi diabelnie słodkie słówka, lecz zarazem i przeklęte bzdury. Kochanie wie, że nie wstyd jej za swego słodkiego chłopczyka.
Bez względu na to, jaki splot wydarzeń doprowadził do takich skutków, widać było jasno, że „słodki chłopczyk" przecenił tym razem uczucia swojej pani, gdyż Madame Mantalini odpowiedziała mu tylko pogardliwym spojrzeniem i zwracając się do pana Ralfa poprosiła, by zechciał wybaczyć najście, które, jak się wyraziła, „należy przypisać jedynie fatalnemu sprawowaniu się i karygodnym wybrykom pana Mantalini".
— Moim, o słodyczy ananasowego solni?
— Tak, twoim — odrzekła małżonka. — Nie pozwolę dłużej na coś podobnego. Nie zgodzę się, by wybryki i marnotrawstwo jakiegokolwiek mężczyzny doprowadzały mnie do ruiny. Wzywam pana Nickleby na świadka mojej decyzji, zamierzam bowiem zastosować wobec ciebie pewne środki.
— Bardzo panią proszę, by nie wzywała mnie na świadka czegokolwiek — rzekł pan Ralf. — Ustalcie państwo wszystko między sobą... Tak między sobą...
— Muszę jednak prosić — powiedziała Madame Mantalini — by zechciał pan wysłuchać moich słów, kiedy będę zawiadamiać męża o tym, co jest moim nieodwołalnym postanowieniem. Nieodwołalnym postanowieniem, mój panie! — powtórzyła, przeszywając małżonka gniewnym spojrzeniem.
— Czemu ona nazywa mnie „panem"?... — zawołał Mantalini. — Mnie, który kocha ją z tak szatańskim ogniem... ona, która spowiła mnie, splotem swych czarów niby czysty, anielski grzechotnik?... Cóż to za cios dla moich uczuć! Do jak piekielnego przywiedzie mnie ona stanu?
— Nie mów nic o swoich uczuciach, mój panie, jeżeli nie szanujesz moich — ucięła Madame siadając i odwracając się tyłem do męża.
— Ja nie szanuję twoich uczuć, duszko? — wykrzyknął pan Mantalini.
— Nie —odparła małżonka.
I nadal, pomimo licznych zabiegów pana Mantalini, Madame Mantalini wciąż powtarzała „nie", i to z tak oczywistym i upartym gniewem, że pan Mantalini po prostu zbaraniał.
— Jego wybryki, panie Nickleby — mówiła zwracając się do pana Ralfa, który z rękoma splecionymi za plecami rozsiadł się w fotelu i spoglądał na miłą parę z uśmiechem najwyższej i niepohamowanej wzgardy — jego wybryki przechodzą wszelkie granice.
— Nigdy bym tego nie przypuszczał — odrzekł sarkastycznie lichwiarz.
— A jednak, zapewniam pana, panie Nickleby, że tak jest istotnie — mówiła pani Mantalini. Takie już moje szczęście! Żyję wśród ustawicznych obaw i ustawicznych trudności. Ale nie to jest najgorsze — ciągnęła ocierając oczy. — Dzisiaj rano zabrał z mojego biurka pewne wartościowe papiery, a uczynił to nie pytając mnie o pozwolenie.
Pan Mantalini jęknął słabo i zapiął kieszeń.

Tematy