Młodzi spotykali się co drugi dzień na górze zamkowej. Fred starał się tymczasem zawrzeć znajomość z ojcem dziewczyny, ale na razie bez rezultatu, ponieważ Hartmann całe dnie spędzał przy pracach polowych, wieczorami zaś Fred nie dysponował wolnym czasem.
Pewnego razu Fred nie doczekał się przybycia Walerii na umówione spotkanie. Ogarnął go wielki niepokój, który rozwiać mógł wszelkie wątpliwości co do uczuć, jakie żywił względem Walerii. Nie mogąc znieść nękającej go niepewności wyruszył w drogę do zagrody Hartmanna, aby dowiedzieć się, czemu Waleria nie przyszła. Przypomniały mu się słowa Henryka: “Biedna dziewczyna. Mam nadzieję, że jej nie bije!” Na samą myśl o tym odczuł przypływ przerażenia. Nie wiedział, że tego właśnie dnia jest jarmark w sąsiedniej wsi, na który stary wybrał się wraz z Karolem i Hanką. Waleria musiała pomóc siostrze, strojącej się na tę uroczystość, bowiem Hanka chciała koniecznie wystąpić na zabawie po jarmarku w sukni, otrzymanej w prezencie. Po pierwsze nie potrafiła dać sobie rady z jej wkładaniem, po wtóre prosiła, aby Waleria uczesała ją na bal. Zabrało to tyle czasu, że Waleria z ciężkim sercem musiała zrezygnować z zobaczenia się z Fredem, gdyż było już zbyt późno. Matka nie poszła na “bal”, ponieważ nie zależało jej na takich rozrywkach, wybrała się za to po zakupy.
Waleria została sama. Posępna i smutna siedziała na ławce przed domem. Poza godzinami przyjazdu pociągów nikt tędy nie przechodził. Jak okiem sięgnąć, nie było widać żywej duszy. Dziewczyna pogrążyła się w niewesołej zadumie. Może Fred będzie się gniewał, że go zawiodła? Może się obraził? Lękała się, że już nigdy więcej go nie zobaczy...
Zatopiona w smutnych rozmyślaniach, nie dostrzegła, iż drogą do wsi biegnie niemal Fred Gerold, gnany ogromnym lękiem o ukochaną, prawie pewien, że ojciec upił się i nie pozwolił jej wyjść z domu. Możliwe, że spotkała ją jakaś przykrość... Odetchnął z ulgą, widząc Walę przed domem. Ponieważ w pobliżu nie było nikogo, zatrzymał się przy płocie.
- Panno Walerio! - rzekł półgłosem.
Drgnęła przestraszona, ale już w chwilę później jej oczy zalśniły radością. Doznawała uczucia wielkiego szczęścia.
- Jak to dobrze, że pan przyszedł! Mogę przynajmniej usprawiedliwić się i przeprosić za zawód, jaki panu sprawiłam! Mimo najszczerszych chęci dziś naprawdę nie mogłam przyjść na górę zamkową.
Zbliżyła się do Freda.
- Ja natomiast cieszę się, że widzę panią całą i zdrową. Bałem się o panią, wyobrażałem sobie, iż coś się stało!
- Nic się nie stało, panie doktorze. Ojciec z rodzeństwem wybrali się na jarmark do Ringhausen, a siostra moja poprosiła, abym pomogła jej wystroić się na zabawę. Nie mogłam odmówić tej prośbie, ale tymczasem zapadł zmrok, chociaż śpieszyłam się bardzo. Nie zdążyłam...
Fred uśmiechnął się tkliwie.
- Znowu bardziej myślała pani o innych niż o sobie. Mam mimo to szczęście, skoro wszyscy są na jarmarku, a ja zastałem panią samą.
- Mama wyszła tylko po sprawunki do sklepiku. Lubi wprawdzie zatrzymywać się i poplotkować z sąsiadkami, lecz jej nieobecność nie potrwa długo.
- Cóż, możemy jednak chwilę pogawędzić. Widzę ślady łez i martwi mnie to, że pani znowu płakała.
Waleria zarumieniła się, ale rzekła otwarcie:
- Było mi smutno, że nie zobaczę pana, że ominie mnie przyjemność miłej rozmowy...
- Chwała Bogu, że to jedyna przyczyna łez! Mnie także nie było do śmiechu, gdy nie zastałem pani na zwykłym miejscu. Wiem przecież, że nie kazałaby mi pani czekać na próżno bez powodu.
- Z całą pewnością nie!
- A jak się pani czuje?
- Teraz doskonale. Lękam się tylko, że ojciec wróci pijany, a ja będę musiała ukryć matkę w jakimś bezpiecznym miejscu.
- A co z panią? Czy pani nic nie grozi, kiedy ojciec znajduje się w stanie nietrzeźwym? - spytał z niepokojem.
Ach, jakież to było przyjemne, że troszczył się o nią!
- Ja postępuję ostrożnie i rozważnie.
- Niestety, mnie dręczy wciąż obawa, żeby ojciec nie podniósł na panią ręki...
Twarz Walerii spłonęła ciemnym rumieńcem, oczy rozbłysły.