- Świetny pomysł - powiedział Ford Prefect, złażąc ze skały, na której siedział.
Mózg Artura zaczął wykonywać salta. Jego szczęka zaczęła robić pompki.
- Przez pewien czas też byłem wariatem - powiedział Ford. - Szalenie dobrze mi to zrobiło.
Oczy Artura rozpoczęły kręcenie młynka.
- Wyglądasz... - zaczął Ford.
- Gdzie się podziewałeś? - przerwał mu Artur, kiedy poszczególne części jego głowy skończyły zestaw ćwiczeń.
- Wszędzie - powiedział Ford. - Tu i tam. - Wyszczerzył zęby w sposób, o którym doskonale wiedział, że wywołuje u jego rozmówców chęć chodzenia po ścianach. - Pozwoliłem swemu rozumowi dostać na jakiś czas fioła. Uznałem, że jeśli świat będzie mnie potrzebował, to się zgłosi. Tak też się stało.
Z okropnie wyświechtanej i torby wyjął czujnikomat sub-eta.
- Przynajmniej tak mi się wydaje. Ten mądrala niedawno wydał z siebie kilka dźwięków. - Ford potrząsnął czujnikomatem. - Jeśli to był fałszywy alarm, zwariuję. Oszaleję z powrotem.
Artur potrząsnął głową i usiadł. Spojrzał w górę na Forda.
- Myślałem, że nie żyjesz... - powiedział prosto z mostu.
- Przez jakiś czas tak było - powiedział Ford - ale potem postanowiłem zostać na parę tygodni cytryną. Szaloną przyjemność sprawiało mi wskakiwanie i wyskakiwanie z ginu z tonikiem.
Artur odchrząknął. Zaraz potem odchrząknął jeszcze raz.
- Gdzie do diabła...? - spytał.
- ...znalazłem gin z tonikiem? - dokończył wesoło Ford. - Znalazłem jeziorko, które uważało, że jest pełne ginu z tonikiem, więc wskakiwałem do niego i wyskakiwałem. Przynajmniej wydaje mi się, iż uważało, że jest pełne ginu z tonikiem... Może jednak - dodał z uśmiechem, na widok którego każdy roztropny człowiek wdrapałby się na drzewo - tylko tak sobie ubzdurałem...
Czekał na reakcję ze strony Artura, ten jednak nie był aż tak głupi.
- Opowiadaj dalej - poprosił z rezygnacją.
- Sedno sprawy tkwi w tym, rozumiesz - ciągnął Ford - że nie ma sensu doprowadzać się do szaleństwa bronieniem się przed szaleństwem. Tak samo dobrze można przestać się męczyć i zachować rozsądek na późniejszy użytek.
- Jesteś znów przy zdrowych zmysłach czy nie? - zapytał Artur. - Pytam z czystej ciekawości.
- Byłem w Afryce - odparł Ford.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- I jak tam było?
- A więc to jest twoja jaskinia? - zapytał Ford.
- No tak...
Artur czuł się bardzo dziwnie. Prawie po czterech latach izolacji tak się cieszył i czuł taką ulgę na widok Forda, że mógłby się rozryczeć. Z drugiej strony Ford był typem, który natychmiast działał na nerwy.
- Bardzo miła - uznał Ford, patrząc na jaskinię Artura. - Musisz jej naprawdę nienawidzić.
Artur nie zadał sobie trudu, by odpowiedzieć.
- Afryka była bardzo ciekawa - ciągnął Ford. - Zachowywałem się tam bardzo osobliwie. - Zamyślony gapił się w dal. - Zacząłem być okrutny dla zwierząt - rzucił od niechcenia - ale jedynie dla hobby.
- Aha... - ostrożnie podtrzymał temat Artur.
- Naprawdę - zapewnił Ford. - Nie chciałbym się jednak naprzykrzać z detalami, gdyż...
- Gdyż?
- ...mogłyby być dla ciebie przykre. Może cię mimo wszystko zainteresuje, że wyłącznie ja jestem odpowiedzialny za formę zwierzęcia, które w swojej epoce poznałeś jako żyrafę. Próbowałem też uczyć się latać. Wierzysz mi?
- Opowiedz.
- Kiedy indziej. Chciałbym tylko nadmienić, że Autostopem mówi...
- Auto...?
- Autostopem. Przewodnik Autostopem przez Galaktykę. Pamiętasz go jeszcze?
- Oczywiście. Pamiętam, że wrzuciłem go do rzeki.
- No tak - rzekł Ford - a ja go wyłowiłem.
- Nie mówiłeś o tym.
- Nie chciałem, żebyś wrzucił go tam jeszcze raz.
- Rozumiem - zgodził się Artur. - I co mówi?
- Kto?
- Autostopem. Co mówi Autostopem?
- Autostopem mówi, że latanie to sztuka, a raczej sztuczka. Polega na tym, by rzucić się na ziemię i nie trafić w nią. - Uśmiechnął się słabo. Wskazał na kolana spodni i podniósł ręce, by pokazać łokcie. Były tam same dziury. - Na razie niezbyt mi idzie - powiedział. Wyciągnął rękę. - Arturze, bardzo się cieszę, że cię widzę.
Z nagłym napływem wzruszenia i zadziwienia Artur pokręcił głową.
- Przez lata nie widziałem nikogo na oczy - powiedział. - Nikogo. Prawie już zapomniałem, jak się mówi. Ciągle zapominam słowa... choć ćwiczę, mówiąc... do tych... no... Jak nazywa się to, do czego nie wolno mówić, bo ludzie pomyślą, że jest się wariatem? Jak Jerzy III.
- Królowie? - zaproponował Ford.
- Nie, nie - powiedział Artur. - Te przedmioty, z którymi zwykle rozmawiał. Jesteśmy nimi otoczeni, na miłość boską! Sam posadziłem setki. Wszystkie uschły. Drzewa! Ćwiczę, rozmawiając z drzewami... A co to ma znaczyć?
Ford ciągle jeszcze wyciągał rękę. Artur patrzył na nią, nic nie rozumiejąc.
- Uściśnij - rozkazał Ford.
Artur wykonał polecenie. Z początku niepewni jakby nagle mogło się okazać, że to nie ręka, ale ryba. Potem z przypływem ulgi złapał ją mocno w obie dłonie. Ściskał i ściskał.
Po chwili Ford uznał za wskazane zabrać rękę.
Wspięli się na czubek pobliskiej skały i oglądali otaczający pejzaż.
- Co się stało z ludźmi z Golgafrinchamu? - zapytał Ford.
Artur wzruszył ramionami.
- Wielu nie wytrzymało zimy przed trzema laty - odparł - a tych paru, których zostało, powiedziało na wiosnę, że muszą mieć wakacje, i prysnęło tratwą. Historia uczy nas, że musieli utrzymać się przy życiu...
- Aha - skwitował to Ford - no, no... - Wziął się pod boki i znów zaczął się rozglądać po pustym świecie. Nagle pojawiło się w nim coś energicznego i zdecydowanego.
- Ruszamy - powiedział, drżąc podniecony z nadmiaru energii.
- Dokąd? Jak? - zapytał Artur.
- Nie wiem - odparł Ford - ale czuję, że nadszedł czas. Coś się szykuje. Już ruszyliśmy w drogę. - Zniżył głos do szeptu. - Odkryłem zawirowania w strumieniu.