Obraz bazy zakryły odkształcające się sylwetki potworów. - That is... if you dare...
Znalazłem się na głównej stronie. Rozejrzałem się dookoła. Półprzezroczyści gracze zapoznawali się z regułami, dyskutowali, omawiali strategie. Włączyłem dyspozycję rewitalizacji. Zalała mnie czerń, widziałem jedynie poziomy pasek wypełniający się zielenią. Gdy wskaźnik dotarł do stu procent, poczułem swoje ciało. Odetchnąłem znajomym zapachem apartamentu.
Zsunąłem kask i usiadłem na łożu. Za szklaną taflą rozpościerała się nocna panorama Warsaw City. Z perspektywy Cotomou, dzielnicy, z której wyrastał mój linowiec, miasto wyglądało bardzo okazale. Wypiąłem nanowtyczkę doprowadzającą do ciała niezbędne substancje odżywcze. Zasobnik przymocowany do zaczepu łoża był niemal pusty. Otrząsnąłem się i rozpiąłem kombinezon. Grałem niemal cztery doby. Poczułem ucisk na pęcherz i odbyt. Gamepill przestał działać. Jeszcze godzina i naluszka byłaby niezbędna.
Rankiem zajrzałem do informatora. Mrok nie był grą typu MNRPG, czyli Multiplayer Net Role Playing Game. Był w zasadzie singlem podobnym do tego, w którym przebywałem dzień wcześniej. Gra wymagała obecności czterech osób w trybie współpracy. Takie zabawy zajmowały niszową pozycję, większość uczestników wybierała wielkie światy z tysiącami żywych postaci. W tytułach podobnych do Mroku czy Raven Heart liczyło się nie tyle środowisko i mnogość możliwości, co pomysł i intryga.
Na oficjalnej stronie informowano, że dla pierwszego zwycięskiego teamu firma Safe House Electronics ufundowała pojazd osobowy marki Tossan Lambda oraz pięć tysięcy kredytów. Wzruszyłem ramionami. Pneumobilu nie potrzebowałem, zwłaszcza że Lambda była młodzieżowym modelem bez opcji lotu w stratosferze, a zlecenia za pięć tysięcy dawno przestały mnie interesować. Ale... wciąż lubiłem grać.
Portal wyglądał niewinnie. Spokojna muzyka, nastrojowe alpejskie widoczki. Wśród tłumu eterycznych postaci dostrzegłem dwie dziewczyny i chłopca. Instynkt podpowiedział, że to oni. Odmłodzeni staruszkowie albo przyjdzie mi niańczyć dzieci. Wzruszyłem ramionami i podszedłem do nich. Fear Walkers? Dosyć szumna nazwa jak na trójkącik.
- Specjalizujemy się w horrorach. Ostatnio skończyliśmy System Shock XXI, Shadows Beneath i Hellside. - oświadczył blondyn, nad którym majaczył napis „David".
Ciekawe, dlaczego „ostatnio"? Czyżby lamerzy udający weteranów? A co z wcześniejszymi Contorted Bodies, Haunted Mansions czy choćby Raven Heart? Na ich miejscu pochwaliłbym się wszystkimi osiągnięciami.
- Naprawdę pan się zgodził? - brunetka o imieniu Gabrielle, jeśli wierzyć wirtualnym napisom, zacisnęła pięści w geście radości.
- Jesteśmy bardzo szczęśliwi - potwierdziła ruda Steffi. - Sam Torkil Aymore z virtuality show!
- Mówiłem wam? - odezwał się chłopak. - Forsa zwabi każdego!
- Za pozwoleniem - wtrąciłem - pieniądze nie były motywem. Po prostu lubię grać, a Mroku nie znam.
- Nie chce pan swojej części nagrody? - spytała Gabrielle.
- O nie, musicie mi zapłacić. Inaczej to niemoralne. - Szkoda czasu na rozmowy. - David prawdopodobnie był przywódcą stadka. - Przejrzyjmy reguły i wchodźmy.
Według opisu obszar gry obejmował dom z otoczeniem. Na uczestników czekała tajemnica do rozszyfrowania. Aby zdobyć nagrodę, wszystkie osoby z drużyny musiały „przeżyć". W rozgrywkę zaimplementowano uczucie głodu, potrzeby fizjologiczne i sen. - Po co? - skrzywił się Dave.
- Nie pójdziesz z koleżanką do toalety - uśmiechnąłem się z udawanym żalem. - Samotność potęguje lęk. Gdy zechce ci się pić, powędrujesz do kuchni również bez towarzystwa. Zmorzy cię sen, więc położysz się do łóżka. Strach w ciemności jest bardziej realny.