— Szlag. . . Muszę oddychać, nie?
A potem pędził już przez ciemność Fabryki, słysząc, jak Cherry wykrzykuje
jego imię.
203
* * *
Nad południowymi wrotami Fabryki, parą pogiętych stalowych skrzydeł za-
rdzewiałych na głucho w pozycji otwartej, płonęła pojedyncza stuwatowa żarów-ka. Pewnie Ptaszek jej nie zgasił. Ze swego miejsca przy pustym oknie Ślizg widział poduszkowiec ustawiony poza słabą granicą światła. Człowiek z megafonem wyszedł z mroku z wystudiowaną niedbałością, mającą wskazywać, że panuje nad sytuacją. Miał na sobie nieprzemakalną panterkę z cienkim nylonowym kapturem, zawiązanym ciasno na głowie. I gogle. Uniósł megafon.
— Trzy minuty.
Przypominał Ślizgowi strażników w pudle, kiedy odsiadywał drugi wyrok za
kradzież samochodów.
Gentry pewnie obserwuje to z góry, gdzie do ściany ponad bramą przykleili
wąski pionowy panel z pleksiglasu.
Coś stuknęło w mroku, po prawej stronie. Ślizg obejrzał się i w słabym blasku z innego okna zdążył jeszcze zobaczyć Ptaszka, jakieś osiem metrów dalej pod murem, i błysk na duralowym tłumiku, kiedy chłopak podnosił strzelbę.
— Ptaszek! Nie. . .
Rubinowy świetlik na policzku Ptaszka, wskaźnik laserowego celownika z Sa-
motni. . . Ptaszka odrzuciło do wnętrza Fabryki, a huk strzału zagrzmiał przez puste okna i odbił się echem od ścian. Potem jedynym dźwiękiem był tylko brzęk tłumika toczącego się po betonie.
— Pieprzę was! — zagrzmiał wesoły głos. — Mieliście szansę.
Ślizg zerknął przez okno i zobaczył, że człowiek biegnie do poduszkowca.
Ilu ich tam jest? Ptaszek nie powiedział. Dwa poduszkowce i honda. Dzie-
sięciu? Więcej? Jeśli Gentry nie miał schowanego gdzieś pistoletu, to strzelba Ptaszka była ich jedyną bronią.
Zawyły turbiny poduszkowców. Uznał, że po prostu tu wjadą. Mają celowniki
laserowe, prawdopodobnie również na podczerwień.
I wtedy usłyszał któregoś ze Śledczych: dźwięk wydawany przez stalowe gą-
sienice na betonowym podłożu. Śledczy wyczołgał się z mroku z uniesionym nisko nad ziemią termitowym żądłem skorpiona. Podwozie rozpoczynało karierę
jako zdalny manipulator, przeznaczony do neutralizacji toksycznych wycieków i czyszczenia elektrowni jądrowych. Ślizg trafił w Newark na trzy nie poskładane zespoły i wymienił je na volkswagena.
Gentry. . . Sterownik został na poddaszu.
Śledczy przejechał przez halę i zatrzymał się w szerokich wrotach, zwrócony w stronę Samotni i szarżującego poduszkowca. Był wielkości mniej więcej duże-go motocykla, a w otwartej ramie podwozia tkwiły gęsto serwa, zbiorniki ciśnie-204
niowe, odkryte śrubowe przekładnie i hydrauliczne cylindry. Groźnie wyglądające szczypce sterczały po obu stronach skromnego układu sterowania. Ślizg nie był
pewien, skąd pochodzą, może z jakiejś wielkiej maszyny rolniczej.
Poduszkowiec był ciężkim modelem przemysłowym. Do przedniej szyby
i okien umocowano pancerne płyty grubego szarego plastiku z wyciętymi pośrod-ku szczelinami obserwacyjnymi.
Śledczy ruszył naprzód. Pędził wprost na poduszkowiec, wyrzucając spod gą-
sienic lód i kawałki betonu. Szczypce rozłożył na największą możliwą szerokość.
Kierowca poduszkowca próbował się cofnąć, walcząc z siłą rozpędu.
Szczypce Śledczego trzasnęły wściekle, chwytając przedni fartuch, ześliznęły się, złapały znowu. Fartuch był wzmocniony polikarbonową siatką. Wtedy Gentry chyba przypomniał sobie o termitowej lancy. Zapalił niewielką kulę ostrego bia-
łego światła i pchnął żądłem ponad bezużytecznymi szczypcami; przebił fartuch niby nóż tekturę. Gąsienice zgrzytnęły, gdy Gentry pchnął maszynę, maksymalnie wysuwając lancę do przodu. Ślizg uświadomił sobie nagle, że krzyczy, choć nie wie co. Poderwał się, gdy szczypce zdołały wreszcie pochwycić rozerwane brzegi fartucha.
Znowu padł na ziemię, kiedy postać w goglach i kapturze niby uzbrojona ku-
kiełka wyskoczyła z klapy na dachu poduszkowca i opróżniła magazynek strzelby w Śledczego, który dalej przegryzał się przez fartuch, wyraźnie widoczny w bia-
łym pulsie lancy. Po chwili zamarł z zaciśniętymi szczypcami. Strzelec zniknął
we włazie.
Zasilanie? Serwomotory? W co ten facet trafił? Biały puls konał już, był niemal martwy.
Ciągnąc za sobą Śledczego, poduszkowiec powoli zaczął się cofać na równinę.
Był już daleko, widoczny tylko dlatego, że się poruszał. I wtedy Gentry odkrył
chyba kombinację przełączników uruchamiającą miotacz ognia. Wylot mieścił się tuż nad połączeniem szczypiec. Ślizg patrzył, jak Śledczy rozpala dziesięć litrów wyrzucanej pod wysokim ciśnieniem, wzbogaconej detergentami benzyny. Dyszę, przypomniał sobie, wziął z rozpylacza pestycydów.
Działała bez zarzutu.
Rozdział 36
PUŁAPKA DUSZ