— Och, Rod, żebyÅ› wiedziaÅ‚, jak mi bije serce!
Lecz nie ona jedna była przejęta. Wszyscy okazywali podniecenie i niepokój. Twarze miały wyraz skupiony; oczy rzucały w krąg spojrzenia nieufne. Powietrze zdawało się naładowane elektrycznością jak przed burzą. Chcąc rozproszyć dziwaczny nastrój, Rodryg zabrał głos:
— Minni, patrz, to chata Johna Balla i jego towarzyszy, o tu, w prawo, w kotlinie, pod wielkim cedrem. Jest bardzo stara, zatem nie sposób w niej mieszkać. Ma pół setki lat mniej wiÄ™cej. Lecz ponieważ zostaniemy tu dÅ‚użej, wiÄ™c zbudujemy szaÅ‚as jak siÄ™ patrzy, prawdziwy paÅ‚ac!
— Ale jak tu zejść w dół? — rzekÅ‚ Wabi. — Po linie, tak jak w zeszÅ‚ym roku, to dobre dla mężczyzn, lecz nie dla dam!
— Już wiem! — wykrzyknÄ…Å‚ Rod. — Zrobimy drabinkÄ™ linowÄ….
— To potrwa zbyt dÅ‚ugo.
— Ja też nie mówiÄ™, żeby zaraz. DziÅ› wieczór albo jutro. Na razie urzÄ…dzimy takie krzeseÅ‚ko. Zobaczycie!
Wziął dwa wiosła, złożył je razem i owiązał liną oba końce, tworząc coś na kształt huśtawki.
— Spuśćcie najpierw mnie — prosiÅ‚ — by stwierdzić, czy to dość mocne. Inżynier, który zbuduje most kolejowy, zawsze sam przejeżdża na pierwszej lokomotywie.
Mukoki i Wabi ujęli za rzemienie, Rod siadł na wiosłach i szybko zjechał w dół ściany skalnej, rękami trzymając się lin, nogami zaś odpychając huśtawkę od ostrych głazów. Stanąwszy na twardej ziemi, między pionowym murem a wrzącą wodą, zawołał przekrzykując łoskot katarakty:
— Doskonale! Zjażdżaj, Minni!
Improwizowane krzesełko uniosło się ku górze, po chwili zaś Minnetaki stanęła obok Roda. Nie troszcząc się na razie o towarzyszy, jak dzieci wzięli się za ręce i pobiegli ku opuszczonej chacie. Przez „rozwarte drzwi i okna wnętrza ziało zupełną pustką. Zajrzeli do środka, starając się cokolwiek w mroku rozeznać, gdy wtem pisnęło coś przenikliwie i długi, wąski kształt śmignął im między nogami, by natychmiast zniknąć w trawie.
— Uf, to tylko gronostaj! — westchnęła Minnetaki z wyraźnÄ… ulgÄ…. — A ja myÅ›laÅ‚am prawie, że duch!
Rozejrzała się po kotlinie. Słońce wisiało już nisko nad horyzontem, od skał zaś padały długie, granatowe cienie. Wodospad grzmiał i szumiał, na przekór nadchodzącej nocy coraz bielszy. Zdawało się, że posiadał własną, widmową fosforescencję. Minnetaki zerknęła bokiem na towarzysza.
— Rod, czy ty... czy ty wierzysz temu, co Batisi mówiÅ‚, że... że tam w jaskini sÄ… duchy?
Biały chłopak rozłożył ręce i odpowiedział z wielką powagą:
— SÄ…dzÄ™, że nie... ale, tak na pewno... nie wiem.
Lecz od ściany skalnej gnał ku nim Wabi, wołając wesoło:
— Rod, Minni, do roboty! Noc za pasem!
Rzucili się więc pomagać, a robota kipiała im w ręku. Pracy było moc: rozstawić namiot, narąbać drzewa, przyrządzić posiłek, przede wszystkim zaś spuścić na dół oba czółna, psa i wilka. Wolf, otulony w koc jak dziecko w powijaki, silnie skrępowany rzemieniem, zjechał na linie szybko i bezpiecznie. Snow ciekawie przyglądał się tej operacji, lecz gdy z kolei Batisi chciał go liną owiązać, pies cofnął się i umknął spod ręki.
Wołano nań, proszono, grożono. Snow zapalczywie machał ogonem, robił minę pokorną, najwidoczniej bardzo przepraszał za nietaktowne zachowanie, ale zwabić się nie dał. Wreszcie gdy zabawa trwała zbyt długo, dano mu pokój, Batisi, zły i ubawiony jednocześnie, rzekł:
— Co robić? Niechże sobie sam drogÄ™ znajduje!!
W pobliżu opuszczonej chaty wielkie ognisko rzucało już wkoło refleksy złote i krwawe, a nad płomieniem skwierczały nanizane na rożen cztery piękne cietrzewie. Mukoki biedził się z Wolfem. Przymocowawszy wilkowi drewnianą protezę, zachęcał go do zrobienia paru kroków z pomocą tej sztucznej łapy. Pewien był, że jeśli wilk raz jeden da się namówić, później sam się o skuteczności przyrządu przekona. Wolf jednak stanowczo spróbować nie chciał. Próżno stary Indianin, podpierając i unosząc z ziemi kalekie zwierzę, stawiał je na nogi. Ledwo człowiek ręce cofnął, wilk wywracał się jak łachman łapami do góry.
— Åšmierdziel jesteÅ›! Skunks! — irytowaÅ‚ siÄ™ Mukoki. DaÅ‚ wreszcie za wygranÄ… i tylko siedzÄ…c w pobliżu pilnowaÅ‚, by wilk nie pogryzÅ‚ protezy. Wolf, czujÄ…c, że jest pod obserwacjÄ…, drewienka nie ruszaÅ‚, Å‚ypaÅ‚ natomiast oczyma i leżąc na boku pomrukiwaÅ‚ z gÅ‚Ä™bi piersi.