Każdy jest innym i nikt sobą samym.

- Zrobię tę jedną rzecz. Ale to wszystko. A za osiemdziesiąt dni między nami koniec. Koniec.
- Umowa stoi - zgodził się Doug.
- Zaczekajcie! Co wy robicie?! - Nathan splótł dłonie nad głową. - Jesteście dla mnie najważniejszymi ludźmi na świecie. Nie pozwolę, żebyście odeszli od siebie w takiej chwili jak ta. Posłuchajcie mnie teraz. - Opuścił ręce i wskazał palcem na Cam. - Poprowadzisz tę sprawę i do końca będziesz pełnić funkcję wspaniałej żony kandydata. Słyszysz?
Obrócił się i wskazał palcem na Douga.
- A ty skoncentrujesz się na wyborach i odstawisz na bok tę pomoc domową. Zrozumiano?
Doug wpatrywał się w stół z wypiekami na twarzy.
- Jeśli idzie o mnie - kontynuował Nathan - postaram się, żebyś nigdy więcej nie zobaczył tej dziewczyny. Po wyborach załatwię wam cudowną wycieczkę na wyspy, gdzie będziecie mogli odpocząć, spojrzeć sobie głęboko w oczy i wszystko między sobą wyjaśnić. W porządku?
Doug wstał z krzesła, skruszony i zasmucony.
- Dzięki, Nathan - powiedział cicho i objął go mocno. - Dobry z ciebie przyjaciel.
Odwrócili się razem i spojrzeli na Cam. Ona patrzyła tylko na Nathana. Był jej jedynym przyjacielem i nie mogła sobie pozwolić na jego utratę. Wyciągnął ręce i objęli się. Po chwili Nathan się cofnął i przytulił ją Doug.
- Przepraszam, Cam.
- Ja też.
 
W drodze do domu zatrzymała się przy budce telefonicznej na stacji benzynowej. Wykręciła numer i czekała zdenerwowana.
- To ja.
Nie odezwał się, ale i nie rozłączył. Wyobraziła go sobie, jak stoi teraz z zaciśniętymi zębami, trzymając kurczowo słuchawkę.
- Pewnie Benjamin ci powiedział?
Wciąż cisza.
- Nie miałam wyboru, Steve.
Czekała, aż zacznie mówić, że jednak miała wybór, ale nie dał jej nawet tyle.
- Trey przychodzi jutro do pracy, a Doug wyjeżdża z miasta. Jeśli zaparkujesz na Chaboullaird, możesz się przedostać przez krzaki i nikt cię nie zobaczy.
Odłożyła słuchawkę.
 
Seria spotkań, dwugodzinna telekonferencja z Ramsayem wytropionym na Bora Bora, uścisk dłoni podczas kolacji w „Morton’s” i interes został ubity.
Meredith zleciła wydrukowanie dodatkowych plakatów wyborczych, nalepek na zderzaki i naklejek na koszulki oraz dorobienie tablic reklamowych. Dwukrotnie powiększyła telefoniczną bazę danych w siedzibie komitetu wyborczego i zatrudniła trzy nowe osoby. Człowiekowi zajmującemu się sondażami wypłaciła wynagrodzenie, którego zażądał przed pierwszym badaniem opinii publicznej. Sporządziła harmonogram spotkań Douga, zaaranżowała jego udział w otwarciu fabryki w Milford, zorganizowała wiec na uniwersytecie, koncert Halla i Oatesa na stadionie. Zamówiła ostatnie reklamówki radiowe i telewizyjne oraz kupiła czas antenowy w stacjach z Filadelfii i Baltimore - niespotykany krok jak na kampanię wyborczą prowadzoną w Delaware. Nikt dotąd nie dysponował jednak takimi pieniędzmi. Wszystkie reklamówki kończyły się hasłem wypowiadanym dźwięcznym głosem przez Jamesa Earla Jonesa: „Doug Alexander. Dzięki niemu Ameryka znów będzie miała pracę”.
Kiedy w ostatnim tygodniu sierpnia nadeszły czeki, zapłaciła wszystkie rachunki, a to, co zostało, przeznaczyła na podwyżkę dla siebie.
 
29
 
Cam weszła do budynku sądu rodzinnego i pokazała strażnikowi przepustkę.
- Spotkanie z sędzią Millerem.
Sprawdził listę i przepuścił ją. Wjechała na trzecie piętro, przedstawiła się innemu strażnikowi i zajęła miejsce w poczekalni.
Siedziało tam jeszcze kilkanaście innych osób, wśród nich jeden czy dwóch prawników. Pozostali wyglądali na ludzi biednych, większość z nich stanowili Murzyni. Musieli być stronami lub świadkami w sprawach o rozwód, alimenty, wykorzystywanie - przekrój tego, co złe w rodzinie.
Bruce Benjamin wyszedł z windy i przedstawił się przy okienku. Objął pomieszczenie wzrokiem i stanął przy ścianie. Musiał rozpoznać Cam, ale ją zignorował. Tak zachowywali się znani i doświadczeni prawnicy wobec swych młodszych kolegów. To ona musiała wstać i podejść do niego.
- Dzień dobry, panie Benjamin. Cam Alexander.
Stanęła obok zastanawiając się, czy wie, że złamała zasady kodeksu zawodowego i od chwili, gdy rozpoczęło się postępowanie, kilkakrotnie rozmawiała z jego klientem? Że jego klient naruszył zakaz zbliżania się i w ciągu czterech ostatnich tygodni spotykał się ze swoim synem raz lub dwa na tydzień? I że to ona aranżowała ich spotkania?
Z obojętności, z jaką ją traktował, wywnioskowała, że nie wie nic. Poza tym Steve był bardzo podobny do niej, nie ufał nikomu.
Pojawił się woźny sądowy i wywołał ich nazwiska. Przeszli za nim przez bramkę i ruszyli korytarzem w stronę pokoju sędziów. Sędzia Miller wstał za biurka i przywitał ich oboje uściskiem dłoni i nerwowym uśmiechem.

Tematy