Jego twarz wykrzywił straszny grymas.
- Właściwie nie. Już mówiłem. Sądzę, że on sam to wszystko wymyślił. Wielu chciałoby być Mesjaszami, choć on sam chciał być przeciwieństwem dobrego Mesjasza. Ale to dziedzictwo jest samo w sobie tak ogromnym obciążeniem, że nie chcę go przekazywać następnym.
- Czy w waszym pokoleniu jesteście jedynym?
- Tak. Podejrzewaliśmy, że moja siostra ma w sobie również złą moc, ale okazało się, że tak nie jest. Opuściła góry. Opuściła je, bo się zakochała i zamieszkała w Trondheim ze swym mężem. Nie miała odwagi przyznać się, że jest jedną z Ludzi Lodu. Tak już jest, Silje, że gdy ktoś z nas zostanie pojmany, natychmiast pozbawiany jest życia. Jego ciało zostaje spalone, a prochy zakopuje się w ziemi. Wszystko po to, by już nigdy nie mógł czynić czarów. Słyszeliśmy, że moja siostra miała dwie córeczki, Angelikę i Leonardę. Tamtej nocy, gdy się spotkaliśmy, wybrałem się do nich w odwiedziny. Ale ich nie odnalazłem.
Silje patrzyła przed siebie.
- O czym myślisz? - zapytał. - Wydajesz się taka spięta.
- Ile lat miały jej córeczki?
- Były bardzo małe. Młodsza to jeszcze niemowlę. „Nadda”... Leonarda.
- Tengelu...
- Nareszcie wymówiłaś moje imię - mruknął ochrypłym głosem. Silje była tak wzburzona, że nawet tego nie zauważyła.
- Tengelu... Na Boga, myślę...
- Co?
- Myślę, że twoja siostra nie żyje.
Zesztywniał.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Wiesz, w jaki sposób znalazłam Sol, prawda? Przy zwłokach matki. To była piękna kobieta, miała czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. A kiedy usłyszałyśmy, Sol i ja, płacz niemowlęcia w lesie, dziewczynka pociągnęła mnie tam, cały czas wołając „Nadda”. Pomyślałam od razu, że musiała mieć braciszka lub siostrzyczkę o podobnym imieniu. Dziecko z pewnością umarło na zarazę.
- Leonarda? Dobry Boże! - szepnął Tengel. - Chyba masz rację, Silje. Widziałem znaki na twarzy Sol, podobieństwo do Ludzi Lodu, ale nigdy nie pomyślałem...
Nie dokończył. Wydawało się, że to zbyt wiele jak na jeden raz, nawet dla niego. A miało być jeszcze więcej.
- O, Tengelu - jęknęła Silje zrozpaczona. - Obawiam się, że... że Sol ma w sobie tę złą moc! Jej dziwne humory, okropne nieposłuszeństwo. Często zachowuje się zupełnie niezrozumiale. Czasami nachodzi ją niezwykły nastrój. Milczy wtedy, zupełnie nieobecna duchem.
- Tak! - wykrzyknął. - Tak, to są pierwsze oznaki. O, mój Boże! Biedne dziecko! A więc Sol to moja siostrzenica, Angelika? Nie mogę w to uwierzyć! Moja siostra nie żyje! To wszystko jest niezwykle bolesne.
W pancerzu wrogości, jakim się otoczył, zaczęły się pojawiać szczeliny. Silje czekała, aż przyjdzie do siebie po tragicznych wiadomościach, które spadły na niego tak nagle. Najchętniej podeszłaby do niego i objęła ramieniem, okazując mu swe współczucie. To jednak nie było teraz wskazane, tyle przynajmniej rozumiała. Musiała w spokoju znieść widok jego cierpienia.
Oczy Tengela pociemniały.
- Gdybym był wystarczająco twardy, zabiłbym ją teraz, zanim będzie dość duża, by zrozumieć. Jest w niej smocze nasienie, które wlał w nas zły Tengel. Smocze nasienie!
Jego twarz była w tej chwili bardziej nieludzka niż kiedykolwiek przedtem, jednocześnie oczy wypełniał taki żal i cierpienie, jakiego Silje nigdy jeszcze nie widziała.
- Nie, nie wolno wam odbierać jej życia! - krzyknęła przerażona.