Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Czego się domagała „Solidarność”, czy raczej, wtedy już neosolidarność, kiedy zaczęły się przymiarki do ustrojowej reformy? Indeksacji płac i samorządów pracowniczych. To były koncepty równie mądre, jak założenia gierkowskiego cudu gospodarczego, wzięte z kawiarnianego ględzenia i z czasów, gdy socjalizm wydawał się w miarę jeszcze żywą propozycją intelektualną – podczas gdy w roku 1989 on już był martwy jak solony śledź. Paradoksalnie, przy Okrągłym Stole socjaliści siedzieli po stronie „społecznej”. Komuna już wiedziała, że ten ustrój się nie sprawdził, i że nie ma sposobu go zreformować – wiedziała, bo próbowała na różne sposoby, i gdyby którakolwiek z tych prób się powiodła, do żadnego Okrągłego Stołu przecież by w ogóle nie doszło, bo niby po co. Opozycja natomiast wciąż nie zdawała sobie z tego wszystkiego sprawy i żyła złudzeniami o „sprawiedliwości społecznej”.
Pewnie nie mogło być inaczej. Ale mijały miesiące, opozycja stała się władzą, stopniowo się różnych rzeczy dowiadywała, i niczego to nie zmieniało. Zachowywała się tak, jakby nic w ogóle do niej nie docierało, była ślepa na fakty, trzymała się kurczowo jakichś urojeń, wojowała z fantomami, nie dostrzegając prawdziwego zła, a wręcz mu w najgłupszy sposób służąc i pomagając. I to jest rzecz, którą zrozumieć trudno, a wybaczyć po prostu nie można.
 
*
 
Zdarzają się ludzie tak bystrzy, że potrafią, patrząc w przeszłe albo nawet i bieżące wypadki, bezbłędnie wskazać stojące za nimi centrum decyzyjne. Tacy ludzie nie wierzą, że cokolwiek w świecie zdarza się przypadkiem, albo że jakikolwiek zamiar może się nie udać, że sprawy mogą pójść torem przez nikogo nie przewidzianym, a działanie przynieść odmienne skutki, niż przynieść miało. Wszelkie matematyczne teorie chaosu odrzucają z góry, z drwiącym uśmiechem ludzi, których na byle co nie nabierzesz. Nie szanuję takich za grosz, ale szczerze im zazdroszczę. Wiara, że zawsze istnieje jakieś centrum decyzyjne, które, choćby nawet zdawało się wszechpotężne, można odkryć, zdemaskować albo zniszczyć, sprzyja zachowaniu psychicznej równowagi w większym stopniu, niż świadomość, że mamy do czynienia ze ślepymi często siłami, które nie słuchają wcale tych, którzy je rozpętali, i że sprawy z reguły przyjmują obrót przez nikogo nie przewidziany, tym częściej, im bardziej ci, co podejmują decyzje, nie zdają sobie sprawy z ich znaczenia i możliwych skutków.
Piszę w tym akurat miejscu, bo dla ludzi wspomnianych w poprzednim akapicie Okrągły Stół i w ogóle cała ustrojowa transformacja jest materią doskonale zbadaną. Ogłosili na ten temat szereg szczegółowych teorii, kto z kim tak to wszystko ukartował i kiedy – teorii, w których wszystko doskonale do siebie pasuje, które są bardzo przenikliwe i w ogóle mają tylko jedną, jedyną, ale za to wspólną wadę: że są, mianowicie, do bani. Jeśli ktoś próbował w życiu kierować bodaj klubem miłośników fantastyki, wie, jak paskudnie niesterowalnym materiałem są ludzie. Nawet w ściśle zhierarchizowanych strukturach, takich jak wojsko czy specsłużby, nie sposób dokładnie przewidzieć, w jakiej formie dotrze polecenie do wykonawcy po przejściu licznych szczebli pośrednich, i jak zniekształci się przesyłana do centrali informacja. Gdy zaś do hierarchii dołączyć ma tajność, niesterowalność wzrasta skokowo – każdy kolejny wykonawca pozwala sobie na wykorzystywanie struktury do załatwiania swoich prywatnych spraw i na dezinformowanie przełożonych, nie będąc zdolnym przewidzieć, co z drobnych nawet dezinformacji może wyniknąć, do jakich „dudnień” mogą one doprowadzić, powodując, że centrum decyzyjne nagle zacznie odnosić się do rzeczywistości wirtualnej zamiast do prawdziwej. Teorie w rodzaju tej, że w 1975 Willy Brandt pospołu z Breżniewem ustalili na tajnym spotkaniu, że założą KOR i doprowadzą do Okrągłego Stołu, po to, aby grabieżczo sprywatyzować polski majątek narodowy i wepchnąć skołowany naród w nowe, brukselskie jarzmo (nie zmyśliłem tej egzegezy naszej historii najnowszej, została kiedyś ze śmiertelną powagą wyłożona na łamach „Naszego Dziennika”) są oczywistym bredzeniem wariata.