Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Była to naprawdę ładna dziewczynka.
Uśmiechy bandytów stały się jeszcze obleśniejsze i wstrętniejsze.
- No, karzełku - ponaglił Szczupak. - Dawaj królewskiemu wojsku grosz, dawaj żarcie, dawaj konie, wyprowadzaj krowy z obory. Nie będziem tu stać do zachodu. Musim jeszcze parę wsi obskoczyć dzisia.
- Dlaczego mamy płacić i dawać? - głos Rocco Hildebrandta drżał lekko, ale wciąż dźwięczały w nim zawziętość i upór. - Powiadacie, że to na wojsko, że to na naszą obronę. A przed głodem, zapytuję, kto nas obroni? Myśmy już i hibernę zapłacili, i liwerunek, i pogłówne, i poradline, i podymne, i ogonowe, i osep, i lich wie, co jeszcze! Mało, toż czterej z tego sioła, w tej liczbie i syn mój własny, zaprzęgi w wojennych taborach wodzą! A nie kto inny, a szurzy mój, Milo Vanderbeck, zwany Rustym, chirurgiem jest polowym, ważną personą w armii. Znaczy się, myśmy z nawiązką nasz łanowy kontyngens wypełnili... Jaką modą więc nam płacić? Za co i na co? I dlaczego?
Szczupak popatrzył przeciągle na żonę niziołka, Incarvilię Hildebrandt z domu
Biberveldt. Na jego pucate córki, Aloë i Yasmin. Na śliczniutką jak laleczka, ustrojoną w zieloną sukieneczkę Impi Vanderbeck. Na Sama Hofmeiera i jego dziadka, staruszka Holofernesa. Na babkę Petunię, zawzięcie dziobiącą grządkę motyką. Na pozostałych niziołków z osady, głównie niewiasty i wyrostków, trwożliwie wyglądających z domostw i zza płotów.
- Pytasz dlaczego? - zasyczał, pochylając się w siodle i zaglądając w przerażone oczy niziołka. - Rzeknę ci, dlaczego. Dlatego, żeś jest niziołek parszywy, obcy, przybłęda, kto ciebie, nieludzia obrzydłego, obdziera, ten bogów raduje. Kto tobie, nieludziowi, dopieka, ten dobry i paterotyczny uczynek spełnia. A takowoż dlatego, że mię mdli z ochoty, by to twoje gniazdo nieludzkie z dymem puścić. Dlatego, że mię aż oskoma bierze, by te twoje karliczki wychędożyć. I dlatego, że nas jest pięciu tęgich zuchów, a was jest garść kurduplowatych zafajdańców. Teraz już wiesz, dlaczego?
- Teraz już wiem - powiedział wolno Rocco Hildebrandt. - Idźcie stąd precz, Duzi Ludzie. Idźcie precz, niecnoty. Niczego wam nie damy.
Szczupak wyprostował się, sięgnął po wiszący u siodła kord.
- Bij! - wrzasnął. - Zabij!
Ruchem tak szybkim, że aż umykającym wzrokowi, Rocco Hildebrandt schylił się do
taczek, wyciągnął ukrytą pod rogożą kuszę, podrzucił kolbę do policzka i wpakował
Szczupakowi bełt prosto w rozwarte we wrzasku usta. Incarvilia Hildebrandt z domu Biberveldt machnęła ręką na odlew, w powietrzu zakoziołkował sierp, bezbłędnie i z impetem trafiając w gardło Miltona. Kmiecy syn rzygnął krwią i fiknął kozła przez koński zad, komicznie machając nogami. Ograbek, wyjąc, runął pod kopyta konia, w jego brzuchu, wbity po drewniane okładziny uchwytu, tkwił sekator dziadka Holofernesa. Osiłek Klaproth zamierzył się na staruszka maczugą, ale zleciał z siodła, kwicząc nieludzko, trafiony prosto w oko szpikulcem do flancowania ciśniętym przez Impi Vanderbeck. Okultich obrócił konia i chciał uciekać, ale babka Petunia doskoczyła do niego i wycięła zębami motyki w udo.
Okultich zaryczał, spadł, noga uwięzła mu w strzemieniu, spłoszony koń powlókł go przez opłotki, przez ostre tyczki. Wleczony zbój ryczał i wył, a w ślad za nim, niczym dwie wilczyce, mknęły babka Petunia z motyką i Impi z krzywym nożem do szczepienia drzewek.
Dziad Holofernes wysmarkał się głośno.
Całe zajście - od krzyku Szczupaka po smarknięcie dziada Holofernesa - zajęło mniej więcej tyle czasu, co szybkie wypowiedzenie zdania: "Niziołki są niesamowicie szybkie i bezbłędnie miotają wszelkiego rodzaju pociski".
Rocco usiadł na schodkach chałupy. Obok przycupnęła jego żona, Incarvilia Hildebrandt z domu Biberveldt. Ich córki, Aloë i Yasmin, poszły pomóc Samowi Hofmeierowi dorzynać
rannych i obdzierać zabitych.
Wróciła Impi, w zielonej sukieneczce z rękawami skrwawionymi po łokcie. Babka