Bollux cierpliwie czekał. Setki machin wojennych zgromadziły się teraz wokół swego
dowódcy, który wskazał im kierunek. Stojąc na stercie gruzu wyglądał w tej chwili jak
monumetalna statua śmierci. Ruszył w kierunku mostu, a lśniące oddziały pomaszerowały
za nim. W chwili gdy pierwsze szeregi robotów wkroczyły na most, Bollux uruchomił
zabraną z trybuny aparaturę.
Dowódca Korpusu, w momencie otrzymania sygnałów, przeszedł w krok marszowy. Nie
kwestionował poleceń. Jego systemy niezdolne były do samodzielnego rozumowania,
nie mówiąc już o zwątpieniu czy niedowierzaniu.
Pozostałe roboty, naśladując swego Dowódcę, również odpowiedziały na sygnał,
ustawiając się dziesiątkami i rytmicznie poruszając potężnymi nogami. Wkrótce zapełniły
sobą całą szerokość mostu, od barierki do barierki. Kroczyły z zadziwiającą precyzją.
Metalowe stopy rytmicznie uderzały o most, współgrając z ruchem ramion.
— Czy to ma jakiekolwiek szanse powodzenia? — zapytał Bollux przyjaciela.
Błękitny Max połączony z nadajnikiem sygnałów wsłuchiwał się uważnie w rytm kroków
robotów. Na jego polecenie Bollux zmienił nieco tempo marszu, dostrajając wibracje
wywołane krokami robotów do naturalnej częstotliwości mostu, powodując tym samym
potężny rezonans. Zgranie ruchów sprawiło, że poruszali się niczym jeden, potężny
młot. Z każdą sekundą nowi wojownicy wchodzili na most krokiem defiladowym, jeszcze
bardziej zwiększając drgania.
Wreszcie, w chwili gdy Max odnalazł właściwy rytm, most zadrżał w posadach. Wszystkie
roboty znajdowały się już na nim, a ich jedyną myślą było dostanie się na drugi brzeg i
unicestwienie wroga.
Han i pozostali unieśli się wyczekująco.
— Bolluxowi chyba się nie powiodło — rzekł Han. Pierwsze szeregi robotów, kroczących
bezpośrednio za swym dowódcą były już dobrze widoczne. — Chyba rozsądniej będzie
się stąd wycofać.
— Nie ma gdzie — rzekła Hasti smutnym głosem. Nagle rozległ się okrzyk Skynxa.
— Patrzcie!
Han, czując pod stopami silne drgania, znów spojrzał na most i aż krzyknął ze zdumienia.
Most drgał rytmicznie za każdym uderzeniem stalowych stóp. Podpory trzeszczały coraz
silniej, niezdolne wytłumić tak ogromnych drgań. Roboty ani na chwilę nie przerywały
swego rytmicznego marszu.
W pewnym momencie usłyszeli trzask. Najsłabszy punkt konstrukcji nie wytrzymał.
Jedna z belek podporowych wygięła się i skrzywiła u podstawy. Za moment podpora
wygięła się jeszcze bardziej i pękła. Potem po kolei zaczęły puszczać wszystkie elementy
nośne.
Rozległy się dźwięki sygnałów alarmowych, emitowane przez niektóre z robotów. Przez
chwilę most i zebrane na nim machiny wydawały się wisieć w powietrzu, po czym, z
potwornym hukiem i łomotem runęły, wzniecając ogromne tumany pyłu, kurzu i dymu,
które na chwilę oślepiły Hana i jego towarzyszy.
Przetarłszy oczy i odpluwszy kurz, Han podszedł do krawędzi wyrwy. Pośród unoszącego
się pyłu dostrzegł podpory mostu, lśniące korpusy robotów i fragmenty stalowych
konstrukcji z potępieńczym łomotem walące się na dno przepaści. Nagle, po drugiej
stronie ukazał się Bollux. Ujrzawszy Hana, robot pomachał długą ręką. Pilot roześmiał
się z ulgą, gestem pozdrawiając robota.
Nagle nowy dźwięk sprawił, że Han zadarł do góry głowę i zaklął szpetnie w przypływie
wściekłości. „Tysiącletni Sokół” unosił się w powietrze. Han i Chewbacca patrzyli z
91
@
Han Solo i utracona fortuna
rozpaczą jak ich ukochany statek, mimo wszystkich ich wysiłków, ucieka im sprzed
nosa.
Lecz frachtowiec łagodnie osiadł na płaskowyżu, po przeciwnej stronie szczeliny. Ruszyli
biegiem ku niemu. W chwili gdy znajdowali się o parę metrów od jego kadłuba, główna
rampa opadła. Zasuwa włazu odsunęła się, ukazując stojącego za nią Gallandra Powitał
ich uśmiechem, lekko opierając dłoń na kolbie pistoletu. Jego odzież i piękna, jedwabna
apaszka były przykurzone, jednak ogólnie rewolwerowiec prezentował się nieźle jak na