Ciocia Zosia, bo tak jej było na imię (chrzestna matka mojej mamy, też Zofii), kiedy przedstawiano jej młodego człowieka, pytała:
„Kto pana rodził?”. Było to w czasach mojej młodości, czyli w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, i tego typu pytanie zawsze wywoływało pełną konsternację u nieszczęśnika.
Zazwyczaj, jąkając się, odpowiadał: „m… mama”.
Tak więc mama babci Ireny nie była w tamtych czasach „upoważniona” do rodzenia
hrabianek. Nic nie pomogło, że żona przyjmuje tytuł od męża ani że córka dziedziczy tytuł po ojcu. Takie były czasy i takie obyczaje.
Ślub moich dziadków: Ireny Ledóchowskiej i Piotra Sumińskiego. Obok Piotra jego matka Sabina Sumińska, 2° Jasieńska, z domu Oczosalska,1932.
Prababcia Ewa Ledóchowska, ok. 1912.
Choć babcia Irena była hrabianką, i to bardzo bogatą, to jednak miała skazę w postaci matki niskiego stanu. A czas upływał nieubłaganie – nie można było dopuścić, aby Irena wyszła za mąż za kogoś z niższym niż hrabiowski tytułem. Niełatwo jednak znaleźć wśród arystokracji kogoś, kto zaryzykowałby utratę pozycji towarzyskiej dla takiego mariażu. Nie każdy był
Adamem Ledóchowskim.
Prababcia Ewa Ledóchowska, 1963.
Hrabia „gołodupiec”
Babcia Irena, hrabina Leszczyc-Sumińska, żyje do dziś. Ma sto lat. Jest wdową od dawna. Jej mąż, mój ukochany dziadziuś Piotr, odszedł – nie z powodu gruźlicy, na którą chorował bardzo długo bez zdiagnozowania. Nie przyczyniły się do tego miliony wypalonych papierosów ani siedem, tak – siedem, zawałów serca. W wieku osiemdziesięciu kilku lat dziadziuś złamał nogę i unieruchomienie zabiło go w ciągu trzech miesięcy. To był rok 1987.
Dziadek Piotr był dla mnie kimś niesłychanie ważnym. Jestem pewna, że to on zaszczepił
we mnie głód wiedzy przyrodniczej. Wart jest oddzielnej książki. Już jego wygląd wiele o nim mówił. Wysoki, o szlachetnych rysach, zawsze elegancki, zawsze pod muszką. Nigdy nie
widziałam dziadzia w niedbałym stroju. Nigdy nie słyszałam z jego ust wulgaryzmu. Miał
ogromną wiedzę przyrodniczą. Jego publikacje dotyczące europejskich zwierząt łownych do dziś nie mają sobie równych. Znał biegle, w mowie i piśmie, kilka języków, z łaciną i greką włącznie.
Był najwspanialszym gawędziarzem, jakiego kiedykolwiek dane mi było słuchać. Z
wykształcenia leśnik, z zamiłowania „człowiek lasu”, myśliwy i jeździec – Piotr Paweł Stefan Marcin Maria hrabia Sumiński herbu Leszczyc. W 1932 roku ożenił się z Ireną Ledóchowską.
Państwo młodzi – Irena i Piotr Sumińscy, moi dziadkowie, 1932.
To była już zupełnie inna historia.
Tu zabrakło najważniejszego – miłości. Nie wiem, jak Adam i Ewa mogli zapomnieć o
swoim płomiennym uczuciu, kiedy popchnęli córkę w ramiona człowieka, którego niewiele znała i którego nie kochała. Dlaczego moja druga prababka ze strony ojca – hrabina Sabina Sumińska, z domu Oczosalska, herbu Paprzyca, kobieta jak na lata dwudzieste niezwykle światła i postępowa, ożeniła syna z właściwie nie znaną mu kobietą?
Wnioski nasuwają się same. Pierwszy to taki, że dzieci Sumińskich i Ledóchowskich były bardzo posłuszne rodzicom,a drugi, że chodziło o „pieczeń”, którą , obie rodziny przy okazji tego ślubu zamierzały upiec.
Hrabina Sabina Sumińska, z domu Oczosalska,herbu Paprzyca, moja prababka ok. 1900.
Hrabia Artur Edward Sumiński, herbu Leszczyc, mój pradziadek,ok. 1900.
Młodziutki Piotr Sumiński, tak jak pozostali trzej bracia, był we władaniu silnej i
apodyktycznej matki. Prababka Sabina należała do kobiet ze wszech miar niezwykłych. W
tamtych czasach nawet kobiety wysoko urodzone rzadko były tak wykształcone jak ona. Urodziła się w 1881 roku. Jako absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, została wykładowcą języków obcych (angielskiego, niemieckiego, francuskiego, hiszpańskiego i włoskiego) w swojej Alma Mater i na innych uczelniach, między innymi na Sorbonie.
Sabina Sumińska z synami: od lewej – Albert, Artur, Piotr (mój dziadek), ok. 1911.
Mój pradziadek chorował na gruźlicę, która w tamtych czasach, zbierała śmiertelne żniwo. Nie oszczędziła i jego– zawiadomienie o śmierci.
Wysoka i dumna emancypantka budziła respekt, ale nie u wszystkich. Nie przestraszył się jej Artur
Edward hrabia Sumiński herbu Leszczyc. Wykształcona panna była mu przychylna i zostali małżeństwem. Z tego związku urodziło się trzech synów – najstarszy Albert oraz, w roku 1908, bliźnięta: Artur i Piotr, mój dziadek.
Mąż Sabiny chorował na gruźlicę, która w tamtych czasach zbierała śmiertelne żniwo.
Nie oszczędziła i jego. Sabina została wdową w finansowych tarapatach. Leczenie męża było nie tylko mało skuteczne, ale i bardzo kosztowne, a rodzina, choć arystokratyczna, nie należała do najbogatszych. Na szczęście Sabina niedługo pozostawała sama. Wyszła za mąż po raz drugi za doktora medycyny o nazwisku Jasieński. Doczekali się jednego syna – Stanisława.
Sabina Sumińska, 2° Jasieńska, z synami: najstarszym Albertem, bliźniakami Arturem i Piotrem Sumińskimi oraz najmłodszym Stasiem Jasieńskim, Podkamień, 1926.
Niestety historia powtórzyła się i gruźlica zabrała prababce drugiego męża. Sabina była bardzo dzielna. Pracowała i nie szczędziła środków na edukację czterech synów. Trzymała ich
krótko, wychowała i wykształciła znakomicie.
W końcu lat dwudziestych trzej najstarsi synowie są już dorośli. Mają świetne