Jun wrócił do biura mieszczącego się po przeciwnej stronie ulicy, przy której stało Refektorium Hibya, współczując obu przyjaciołom, że pojechali ku życiu, skazującemu na niesmak, ciężki trud i niemal pewną śmierć. W następnych dniach dzięki stosunkom z Fujita życie Juna otrzymało nowe podniety i blask. Nigdy nie spotkał dotychczas człowieka doświadczonego równie wszechstronnie. Zawsze mówił logicznie, cicho; nigdy nie wchodził w spór ani nie posługiwał się przesadnym stylem. Jun był zaś chłonnym studentem, wsysał w siebie wszystkie te zdumiewające informacje i poglądy bez zastrzeżeń.
Poza tłumaczeniem depesz zagranicznych i czytaniem sprawozdań japońskich korespondentów prasowych z Singapuru, Manili, Pekinu i Hongkongu, Jun pracował także dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Biura Informacyjnego Rządu. Oba te urzędy mieściły się w odległości piętnastominutowego spaceru i w obu Fujita przedstawił go urzędnikom wysokich szczebli. Urzędnicy należeli do probrytyjskich i proamerykańskich frakcji, usiłujących doprowadzić do pokoju, zanim Japonia zostanie całkowicie zniszczona. Jeden z nich, dyplomata, powrócił właśnie z Szanghaju i podarował Junowi pirackie wydanie dzieła Edgara Snowa „Czerwona Gwiazda nad Chinami". Jun pochłonął tę książkę w dwie noce. Wstrząsnęły nim rewelacje Snowa, lecz dzięki wykładom Fujity uwierzył w każde przeczytane słowo. Zaprzyjaźnił się także ze starszym bratem Ko, Tadashim Todą. Mieli wiele wspólnego, często razem zjadali lunch i bywali na prasówkach.
Z początkiem listopada Jun otrzymał biały świstek - nakaz stawienia się na badanie lekarskie w ciągu dwu dni. Jego pułk stacjonował w Yamaguchi, mieście położonym u południowego krańca wyspy Honshu. Koledzy biurowi urządzili mu pożegnalne przyjęcie i obładowali prezentami. Podarunkiem Fujity był długi spacer po parku z końcowym upomnieniem: „Postaraj się wrócić do Tokio z życiem", i poradą, co ma zrobić, żeby odpaść po badaniu. Jun zamknął swoje biurko i pojechał pociągiem do Iwakuni, by się pożegnać z dziadkami. Stary człowiek powitał go z niezwykłym u niego namaszczeniem, było oczywiste, że przepełnia go duma, ponieważ wnuk wkrótce zacznie służyć krajowi jak mężczyzna. Sprosił nawet rówieśników Juna na łyczek sake, który przeciągnął się do późnej nocy. Do Yamaguchi dojechał Jun następnego dnia. Było zimno, dżdżysto, ale stosując się do porady Fujity - celowo nie włożył płaszcza. W Yamaguchi wsiadł do autobusu, którym dojechał do obozu 42 Pułku Piechoty i gdy stawił się na miejscu, siąkał już nosem i miał wysoką gorączkę.
W ciągu dziesięciu następnych dni wyfasował mundur, buty, getry i przeszedł długą serię badań. Promienie X wykryły mgliste plamy na prawym płucu, lekarzy niepokoił jego kaszel i wysoka temperatura. Dziesiątego dnia lekarz poinformował go, że niestety, nie jest zdolny do służby. „Postaraj się dojść do siebie przed komisją w przyszłym roku". Ukrywając zadowolenie, Jun przyrzekł, że bardzo się będzie o to starał. Przybrał smutny wyraz twarzy i odmaszerował do autobusu. Dopiero w pociągu jadącym do Tokio pozwolił sobie na uśmiech. Udało się! Był wolny. Nie wysiadł w Iwakuni, wiedząc, że dziadek byłby mocno urażony. Słyszał, że niektórzy rodzice, na wieść o odrzuceniu syna, popełniali samobójstwa. Koledzy w Tokio powitali go ciepło, Fujita, by to uczcić, zaprosił go na kolację.
Todowie otrzymali właśnie kolejny list od głowy rodu. Był to, jak zwykle, zwięzły komunikat donoszący, że stalownia w Środkowych Chinach pracuje dobrze i że on ma nadzieję, iż rodzina radzi sobie i nie odczuwa nadmiernych niedostatków. W postscriptum pytał, czy nie mają wiadomości od Shoga. Czy nie przebywa jeszcze w Chinach, gdzie wysłano go z pułkownikiem Tsujim, po fiasku na Guadalcanal?