Ściany są gładkie, z cegieł i kamienia.
- A te żelazne drzwiczki od dymnika? - zapytał Batura. - Nie wygląda na to, żeby to
pomieszczenie miało przewód kominowy. A jednak tuż przy ziemi są drzwiczki do
wyjmowania sadzy. Trzeba je otworzyć.
- Nie mamy klucza sztorcowego...
- Spróbuj kombinerkami uchwycić trzpień zamka. Usłyszeliśmy cichy zgrzyt żelaza o
żelazo. Potem coś skrzypnęło.
- Już otwarte - stwierdził z ulgą Cagliostro. - Ale dymnik zawalają cegły.
- Wyjmij cegły - znowu rozkazał Batura.
Do naszych uszu dobiegły odgłosy czyjegoś sapania, potem kilkakrotnie coś stuknęło.
Ktoś rzucał cegły na kamienną posadzkę. A po chwili usłyszeliśmy pełen radości głos
Cagliostra:
- Są! Waldek, tu są skarby! Leżą za cegłami w dymniku.
Batura, również rozgorączkowanym głosem, zaczął rozkazywać:
- Odsuń się, Cagliostro. Teraz ja wezmę się do roboty. Muszę znaleźć pudełko albo
woreczek z rubinami. Inne rzeczy pozostawimy, one nas nic nie obchodzÄ….
Znowu chwila ciszy i głos Batury:
- Znalazłem blaszane pudełko po tytoniu. Są w nim kamienie.
- Pokaż je. Daj je tutaj.
Znowu chwila ciszy i głos Batury:
- Tak, to sÄ… rubiny.
- Pokaż je - prosił Cagliostro.
- Teraz nie ma czasu na oglądanie. Wkrótce wróci kościelny i zaraz tutaj zjawi się
Pietruszka. Weź ode mnie pudełko. Wyjmij z naszego woreczka fałszywe rubiny. Przesyp je
do pudełka, a te z pudełka włóż do woreczka. A ja zajrzę do dymnika.
Dyrektor Marczak uderzył pięścią w stół.
- A to Å‚ajdaki! - wrzasnÄ…Å‚. - ZamieniajÄ… kamienie!
Teraz doszedł naszych uszu szmer cegieł wsuwanych do dymnika, później zgrzyt
żelaza o żelazo, to zapewne Cagliostro zamykał dymnik. Jeszcze później usłyszeliśmy
oddalające się kroki i głośny hałas otwieranych drzwi.
Batura i Cagliostro ujrzeli chyba coÅ› lub kogoÅ› w otwartych drzwiach, bo
usłyszeliśmy głośne:
- O, rrrrany...
I nastała cisza. Audycja była przerwana.
W naszym pokoju też trwało milczenie. Oto byliśmy świadkami faktu odnalezienia i
obrabowania trzeciego schowka Koeniga. Było oczywiste dla wszystkich, że w taki sam
sposób obrabowano pierwszy i drugi schowek. Dyrektorowi Marczakowi dostarczyłem
dowodu, którego tak usilnie domagał się ode mnie.
Ale, o dziwo, Marczak wcale nie był tym zachwycony. Groźna zmarszczka
pobruździła mu czoło.
- Pan wiedział, Tomaszu, gdzie jest trzeci schowek, czy tak? - zapytał mnie
złowróżbnym tonem.
- Zrobiłem w tej sprawie notatkę i dałem ją panu na przechowanie - powiedziałem bez
cienia strachu.
- Pan wiedział, gdzie jest schowek - powtórzył Marczak. - Postawił pan tam jakiś
aparat nadawczy. Wiedział pan również, że złoczyńcy tam przyjdą i dokonają rabunku.
Innymi słowy, wiedząc, że oni obrabują schowek, nie tylko pan tego nie uniemożliwił, ale
zrobił pan z tego szopkę, audycję radiową, narażając skarb państwa na ogromne straty.
- Odbierzemy im te rubiny - odrzekłem beztrosko. - Ale przecież to właśnie pan
umożliwił złoczyńcom odkrycie trzeciego schowka.
- Ja? - oburzył się dyrektor.
- Mówię poważnie, panie dyrektorze. W poczuciu pełnego zaufania powierzyłem panu
kopertÄ™, kryjÄ…cÄ… rozwiÄ…zanie zagadki trzeciego schowka...
Nie dokończyłem. W tym momencie otworzyły się drzwi pokoju i jak bomba, która za
chwilę ma wybuchnąć, wpadł do nas magister Pietruszka. Włos miał rozwiany, wzrok błędny.
- Wiem! wiem! wiem! - krzyczał histerycznie. - Mam rozwiązanie zagadki trzeciego
schowka. Osiem kątów na planie Koeniga to przecież oktogon. Ośmioboczna wieża warowni
fromborskiej. Tam kryje siÄ™ teraz trzeci schowek!
- Czyżby? - ponuro zapytał dyrektor Marczak.
- Tak, panie dyrektorze. To było genialnie proste. Lecz właśnie takie rozwiązanie
najtrudniej przychodzi człowiekowi do głowy. Panna Anielka, widząc moją rozpacz, zapytała
mnie o szyfr do trzeciego schowka. Powiedziałem jej o ośmiu kątach na planie Koeniga.