To, co usłyszała, dotyczyło porwania regenta podczas jego drogi powrotnej z Chelles... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Dubois został więc powiadomiony o planach spiskowców jeszcze tegoż wieczoru i aby schwytać winnych na gorącym uczynku, kazał lokajowi Bourguignon przebrać się w strój regenta, a lasek Vincennes otoczył kordonem muszkieterów, szwoleżerów i dragonów. Mieliśmy okazję stwierdzić, jaki był rezultat tego podstępu. Dowódca porywaczy został przyłapany in flagranti, a że pierwszy minister znał nazwiska innych sprzysiężonych, było rzeczą mało prawdopodobną, by mogli się oni wymknąć z ogromnej sieci, jaką na nich zarzucił.
XX. Pamięć Pierwszego Ministra
 
Kiedy Batylda otwarła oczy, nie od razu zrozumiała, dlaczego leży w pokoju panny Emilii; Mirza wyciągnęła się w nogach jej łóżka, a dwie siostry Denis czuwały u wezgłowia; zdruzgotany bólem Buvat siedział w kącie z głową opuszczoną na piersi, z rękoma splecionymi na kolanach.
W pierwszej chwili nie mogła zebrać splątanych myśli, czuła tylko silny ból fizyczny; podniosła rękę do głowy - rana znajdowała się tuż za skronią. Wezwany wcześniej lekarz założył opatrunek i polecił, aby go wezwano, gdyby pojawiła się gorączka.
Ocknąwszy się ze snu, który wydawał jej się tak ciężki i tak męczący, Batylda zdziwiona, że jest w obcym domu, spoglądała pytająco na każdą z obecnych w pokoju osób. Atenais i Emilia odwróciły jednak oczy, Buvat jęknął głucho, tylko Mirza podsunęła jej swój długi pyszczek, domagając się na próżno pieszczoty; wspomnienia zaczynały już napływać do świadomości Batyldy; zaciemniająca pamięć zasłona rozwiewała się z wolna i łączyły się z sobą zerwane nici, które mogły pomóc dziewczynie w odtworzeniu minionych wydarzeń: przypomniała sobie powrót Buvata, wszystko, co mówił jej na temat konspiracji, przypomniała też sobie o niebezpieczeństwie, jakie zagroziło d'Harmentalowi po złożeniu zeznań przez Buvata. Wróciła jej pamięć o nadziei, że zdąży na czas, by go ocalić, odtworzyła pospieszną drogę przez ulicę i po schodach oraz moment swego wejścia do pokoju Raula - i krzyknęła rozpaczliwie, jak gdyby po raz drugi znalazła się naprzeciw martwego ciała.
- A on? - zawołała. - Co się z nim stało?
Nikt nie odpowiedział, nikt też tego nie wiedział; tylko Buvat, dławiąc się łzami, wstał i ruszył w kierunku drzwi. Batylda zrozumiała, ile wyrzutów sumienia wyraża on tym milczącym odwrotem. Jednym spojrzeniem zatrzymała Buvata. Po czym wyciągając do niego obie ręce spytała:
- Drogi ojcze, czy nie kochasz już swojej biednej Batyldy?
- Ja miałbym ciebie nie kochać, moje dziecko! - zakrzyknął Buvat padając na klęczki i całując przez pościel stopy Batyldy. - O mój Boże, ja miałbym ciebie już nie kochać! To raczej ty nie będziesz mnie już kochać, i to nie bez racji, bo jestem nędznikiem! Powinienem się był domyślić, że kochasz tego młodzieńca, na wszystko się ważyć, wszystko przecierpieć, aniżeli... Ale ty mi się nie zwierzyłaś, nie miałaś do mnie zaufania, więc ja, no, cóż chcesz, mając najlepsze intencje, robiłem same głupstwa. Och, jaki jestem nieszczęśliwy, nieszczęśliwy! - i Buvat nagle wybuchnął szlochem. - Czy zdołasz mi to kiedykolwiek wybaczyć, a jeśli mi nie wybaczysz, jakże ja będę mógł żyć?
- Ojcze - zawołała Batylda - drogi ojcze, postaraj się tylko dowiedzieć, co się z nim stało, błagam cię o to!
- Oczywiście, dziecino, zdobędę te informacje. Jeśli przyniosę ci dobre nowiny, z pewnością mi wybaczysz, prawda? A jeżeli będą złe... będziesz mnie jeszcze bardziej nienawidziła, i to aż nazbyt słusznie, ale nie umrzesz, prawda?
- Idź już, idź - rzekła Batylda otaczając szyję Buvata ramionami i obdarzając go pocałunkiem, w którym piętnaście lat wdzięczności walczyło z jednym dniem żalu. - Idź, mój los jest w ręku Boga! To On zadecyduje, czy mam żyć, czy umrzeć.
Buvat pojął z tego wszystkiego tylko jedno: znaczenie otrzymanego pocałunku. Wydało mu się, że gdyby Batylda miała do niego wielką urazę nie ucałowałaby go, a więc niemal pocieszony wziął laskę i kapelusz, zapytał panią Denis, jak był ubrany kawaler, i wyruszył w ślad za nim.

Tematy