Każdy jest innym i nikt sobą samym.


- No, no. Wylegiwanie się w godzinach pracy... - zażartowała Jennifer.
Adam nie odpowiedział.
- O co chodzi? - spytała.
- Podejrzewam, że byłaś w Englewood - rzucił ze złością. Jennifer przyjrzała mu się uważnie. Nie miała ochoty znosić jego humorów. Nie cierpiała przepraszać Adama za to, że spotyka się z rodzicami.
- Tak, byłam w domu - powiedziała, opierając ręce na biodrach.
- Tego to i sam się domyśliłem - stwierdził Adam, odwracając się do telewizora.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nic szczególnego.
- Słuchaj - zaczęła Jennifer, siadając na brzegu łóżka. - Miałam ważny powód, by tam pojechać. Doktor Vandermer zasugerował, że powinnam się poddać amniopunkcji. Pojechałam do domu, żeby się poradzić, czy mam się na to zgodzić.
- Świetnie - stwierdził Adam sarkastycznie. - Dyskutujesz o tym ze swoimi rodzicami, chociaż to jest nasze dziecko.
- Wiedziałam, że w ciągu dnia nie uda mi się ciebie złapać - wyjaśniła Jennifer, starając się zachować spokój. - Oczywiście miałam zamiar przedyskutować to z tobą, ale chciałam też porozmawiać z mamą, bo ona sama urodziła dziecko z zespołem Downa.
- W dalszym ciągu uważam, że decyzja należy tylko i wyłącznie do nas - powtórzył Adam. Przewrócił się na bok i postawił stopy na podłodze. Wiedział, że nie ma racji. - Poza tym zdawało mi się, że Vandermer powiedział, iż nie ma potrzeby robić amniopunkcji.
- To prawda. Ale dziś rano oznajmił, że przejrzał materiały dotyczące mojego brata i doszedł do wniosku, że powinnam się jej poddać.
Adam wstał i przeciągnął się. Nie znał się zbytnio na genetyce, ale nie widział potrzeby, by jego żonie robiono amniopunkcję.
- Może powinnaś skonsultować tę opinię z kimś jeszcze. Kiedy na początku pytałem ludzi o dobrego położnika, polecano mi także Herberta Wickelmana.
Jennifer potrząsnęła głową.
- Nie potrzebuję się nikogo więcej radzić. Kolejna opinia tylko jeszcze bardziej wszystko skomplikuje. Jestem zadowolona z doktora Vandermera i mam do niego pełne zaufanie, szczególnie teraz, gdy jego maniery tak bardzo się poprawiły.
- Co masz na myśli? - zainteresował się Adam.
- Od kiedy wrócił z konferencji medycznej, poświęca pacjentkom więcej czasu i uwagi. Nie jest taki zagoniony.
Adam momentalnie zapomniał o swojej złości.
- Czy coś jeszcze się zmieniło? - spytał.
- Mówi, że ma już dosyć prywatnej praktyki - odparła Jennifer, zdejmując sukienkę i kierując się w stronę łazienki. - Postanowił przenieść się do Kliniki Juliańskiej i teraz tam będę chodzić na wizyty.
Adam powoli opadł na łóżko.
- Myślałam, że po śmierci Cheryl już nigdy tam nie pójdę - zawołała Jennifer z łazienki. - Ale doktor Vandermer przekonał mnie, że ta klinika jest znakomita. Wiesz zresztą, jakie wrażenie zrobił na mnie tamtejszy personel.
Adam słyszał odgłos wody lejącej się do umywalki. Zupełnie nie wiedział, co powiedzieć. Nie wspominał Jennifer o zniknięciu Percy’ego Harmona ani o innych wątpliwościach związanych z Arolenem, ale teraz, gdy i Vandermer był w to jakoś wplątany, postanowił, że musi coś zrobić.
Poszedł do łazienki, gdzie jego żona myła twarz.
- Zależy mi, żebyś poszła do doktora Wickelmana. Nie podoba mi się, że Vandermer przenosi się do Kliniki Juliańskiej.
Jennifer spojrzała na niego ze zdumieniem. Ostatnio Adam zachowywał się czasem bardzo dziwnie.
- Mówię poważnie... - zaczął, ale urwał w pół zdania, zobaczywszy na umywalce znajome opakowanie. - A cóż to jest, do diabła? - zawołał, chwytając buteleczkę.
Jennifer przeniosła wzrok z twarzy męża na lekarstwo, które trzymał w dłoni. Potem odwróciła się i w milczeniu powiesiła ręcznik.
- Zadałem ci pytanie - wrzasnął Adam.

Tematy