Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Ostatnie z ma³ej chaty kowala.
A potem s³u¿¹cy gospodarza, który sta³ w drzwiach, nie maj¹c odwagi wejœæ do œrodka. „Musisz opuœciæ dwór, Silje. Gospodarz potrzebuje domu dla nowego kowala.”
Nikt nie zapyta³, dok¹d ma zamiar siê udaæ.
Jakiœ dŸwiêk dochodz¹cy od strony jeziora wyrwa³ j¹ z zamyœlenia. Czy to lis? Czy mo¿e jakiœ duch siê skar¿y? O, znowu. To przypomina jednak g³os lisa. Mia³a nadziejê, ¿e nic gorszego.
W ka¿dym razie dobrze siê sta³o, ¿e coœ przerwa³o pasmo drêcz¹cych wspomnieñ. Niewiele brakowa³o a d³awi¹cy ból krzykiem wyrwa³by siê z jej piersi. Nie wolno dopuszczaæ myœli o tym, co by³o, to tylko nadwerê¿y jej si³y, których tak bardzo potrzebuje.
Stara³a siê odprê¿yæ, oddycha³a g³êboko, powoli. Czu³a zapach brzozowego drewna, suszonego siana z pos³ania i brzozowych ga³¹zek, le¿¹cych na pod³odze. Same przyjemne aromaty.
Tengel by³ taki... nieswój, kiedy od nich odchodzi³ i prosi³, by dobrze zamknê³a drzwi. Nie chcia³ dostrzec b³agania w jej pe³nych rozpaczy oczach, strachu przed tym, ¿e ma zostaæ sama, potrzeby jego bliskoœci. Sta³ jednak chwilê w drzwiach. S³owa przychodzi³y mu z trudem.
- Dobrze, ¿e tu jesteœ, Silje, ty i maluchy. Tak jest mi ³atwiej.
Gdy ju¿ zamyka³ za sob¹ drzwi, zdo³a³a us³yszeæ te ostatnie s³owa:
- I trudniej.
Tengel...
Silje stara³a siê wyobraziæ sobie jego twarz, lecz bez skutku. Zamiast tego widzia³a zarys jego postaci stoj¹cej w drzwiach. Z go³¹ g³ow¹, z opuszczonym kapturem z wilczej skóry. Sztywne czarne w³osy, opadaj¹ce na ramiona. Olbrzymia sylwetka, nienaturalnie rozroœniêta od pasa w górê, ramiona szerokie i wysokie, upodabniaj¹ce go do zwierzêcia, ³osia albo niedŸwiedzia o silnym karku. Wilcze futro nie poprawia³o wygl¹du. Mia³ d³ugie nogi i w¹skie biodra, a kiedyœ dostrzeg³a przypadkiem kawa³ek klatki piersiowej i wiedzia³a, ¿e by³ mocno ow³osiony - jak zwierzê. Zwierzocz³ek... By³o to pierwsze imiê, jakie mu nada³a, nie ona jedna wymyœli³a to okreœlenie.
Jak to mo¿liwe, by czuæ poci¹g do kogoœ tak odra¿aj¹cego? Tymczasem skala jej uczuæ rozrasta³a siê, obejmowa³a wszystko: od wspó³czucia, ciep³a serdecznoœci, nieœmia³ego podziwu, poprzez g³êbokie przywi¹zanie, mocne poczucie przynale¿noœci, a¿ do nieznoœnie mêcz¹cego, trudnego do pokonania poci¹gu zmys³owego.
Nie, musi za wszelk¹ cenê poskromiæ wyobraŸniê, w przeciwnym razie nie zaœnie do rana, wiedzia³a o tym z doœwiadczenia. Skuli³a siê i powoli zaczê³a zapadaæ w sen.
Kobieta z s¹siedniego domu, krewniaczka Tengela, du¿o pomaga³a Silje w pierwszych dniach pobytu w obcej dolinie. Eldrid by³a zwyczajn¹ kobiet¹, nie mia³a ¿adnych demonicznych cech; nie mia³a te¿ urody jego zmar³ej siostry. By³a ch³opk¹, przedsiêbiorcz¹ i zdecydowan¹, samotn¹, gdy¿ nikt nie œmia³ ¿eniæ siê z potomkini¹ z³ego Tengela. Wiedzia³a jednak du¿o wiêcej o prowadzeniu domu i wychowywaniu dzieci ni¿ Silje. Eldrid zajmowa³a siê krowami Tengela i co dzieñ przynosi³a Silje i dzieciom œwie¿e mleko. Dziewczyna protestowa³a, uwa¿a³a bowiem, ¿e mo¿e iœæ po nie sama. Eldrid jednak nie ustêpowa³a.
Silje rozpaczliwie walczy³a o utrzymanie porz¹dku w domu. Wszystko musia³a teraz robiæ samodzielnie. Przynosiæ wodê ze studni, która by³a na wpó³ zamarzniêta, r¹baæ drwa i nosiæ je do domu, rozpalaæ ogieñ w ch³odne poranki, piec chleb, praæ odzienie sobie i dzieciom, próbowaæ robiæ ig³y z rybich oœci...
By³a jeszcze jedna sprawa, która j¹ martwi³a. U Benedykta Maria i Greta odci¹¿a³y j¹ bardzo w opiece nad dzieæmi. Tutaj wszystko spad³o na jej g³owê. Z gorycz¹ musia³a przyznaæ, ¿e nie daje sobie rady. Niemowlê, któremu odparzy³a siê pupa podczas d³ugiej podró¿y, i bardzo samodzielna dwulatka doprowadza³y j¹ czasami do szaleñstwa. Czu³a siê bardzo zagubiona.
Eldrid widzia³a, jak Silje siê mêczy.
- Masz dopiero siedemnaœcie lat, dziewczyno, i pod opiek¹ dwójkê obcych dzieci. Nie s¹dzê te¿, byœ by³a urodzona do pracy w obejœciu. Przystroi³aœ dom bardzo piêknie, pracowa³aœ za siedmiu, ale kurz grub¹ warstw¹ zalega po k¹tach.
Silje zrezygnowana wytar³a oczy.
- Wiem. S¹dzi³am, ¿e przynajmniej z dzieæmi dam sobie radê, ale widocznie nie mam doœæ cierpliwoœci.
Dziki ryk Sol dobiega³ z izby sypialnej. Dosta³a lanie, poniewa¿ - mimo wyraŸnego zakazu Silje, a mo¿e w³aœnie dlatego - z rozmys³em rozsypa³a po pod³odze roz¿arzone wêgle. Wrzaskom Sol wtórowa³ nieustanny krzyk Daga. P³aski chleb, który Silje usi³owa³a upiec, przypali³ siê.
- Pozwól mi zabraæ dzieci na dwa dni, bêdziesz mia³a trochê spokoju - powiedzia³a Eldrid. - U mnie w domu ma³o bywa³o dzieci, a Sol jest przecie¿ córk¹ mojej kuzynki.
Silje zawaha³a siê. Brzmia³o to kusz¹co, lecz z drugiej strony tak bardzo kocha³a dzieci, ¿e nie chcia³a siê z nimi rozstawaæ.
- Dziêkujê - odpar³a. - Najlepiej jednak bêdzie, jeœli najpierw zapytam Tengela. Mnie powierzy³ opiekê nad nimi, dlatego powinnam siê go poradziæ.