Dawniej nie byłem do tego przekonany. Później
odkryłem wartość dzielenia się modlitwą poza rekolekcjami. Jakie odmienne byłyby nasze
dyskusje, konsulty, spotkania poprzedzające podjęcie decyzji, gdybyśmy modlili się nie
tylko na początku i na końcu, ale również wtedy, gdy nie wiemy, co dalej robić, gdy
zatrzymaliśmy się w miejscu, gdy szukamy natchnienia i światła, gdy czujemy się poirytowani
i zdenerwowani, mamy ochotę kłócić się i bronić. Mogłem osobiście stwierdzić, jak te
modlitewne sesje wspaniale łączyły ludzi, wspólnoty, pokonywały barierę pokoleń, gdy inne
metody (dialog we wspólnocie, spotkanie grup itd.) zawodziły. Z przykrością muszę
stwierdzić, że my księża tak rzadko spotykamy się, by modlić się w sposób odmienny, niż
przewidują to stereotypowe formy liturgiczne. Nasze spotkania i dyskusje, zwłaszcza
zespołów odpowiedzialnych za podejmowanie decyzji, niewiele się różnią od zebrań rady
administracyjnej lub innych spotkań w zakładach pracy lub urzędach. Nie brak nam
trzeźwego spojrzenia i ludzkiej roztropności, a nadto dysponujemy dobrymi analizami
sytuacji i obfitą dokumentacją dyskutowanych problemów. Nie mamy jednak
bezpośredniego kontaktu z Bogiem ani nie liczymy tak bardzo na Jego inspirację i
kierownictwo. Wyraził to trafnie amerykański ksiądz Joseph M. O’Meara w artykule pt.
Contrasting Conventions: Prayer Makes a Difference: W ostatnim miesiącu uczestniczyłem
w dwóch spotkaniach, w Baltimore i Waszyngtonie. Obydwa poświęcone były sprawom
religii, jakże bardzo jednak różniły się od siebie! Pierwsze z nich, to doroczne zebranie
Krajowej Federacji Rad Kapłańskich (KFRK), drugie - doroczne zebranie Full Gospel
Business Men’s Fellowship International, międzywyznaniowej organizacji osób (przeważnie
katolików, a także protestantów z różnych grup, a nawet Żydów), które przeżyły głębokie
doświadczenie spotkania z Jezusem, a równocześnie dostrzegają niewystarczalność utartych
sposobów ewangelizacji. Stowarzyszenie to ma zasadniczo charakter charyzmatyczny...
Stowarzyszenie powstało w 1953 r. w Stanach Zjednoczonych, ma tam ponad 500
„oddziałów” i wiele w innych krajach. Doszło do takiego rozkwitu, że codziennie niemal
powiększa się o jeden oddział, podczas gdy my tracimy codziennie wielu kapłanów, oni
powiększają stale liczbę sług Pana. Kiedy nasi wierni tracą szybko nadzieję na skuteczność i
owocność naszego chrześcijaństwa, ich członkowie mówią z entuzjazmem, czego Pan
dokonuje w ich życiu i w całym świecie. Podczas gdy coraz niechętniej mówimy o naszej
osobistej relacji z Bogiem i o naszym doświadczeniu Boga, oni z niecierpliwością czekają,
by mówić o tym, co Pan uczynił dla nich i w ich życiu. Słuchałem młodego, 23-letniego
mężczyzny opowiadającego, jak osobiste doświadczenie Boga odmieniło jego życie:
przedtem oddawał się wyłącznie narkotykom, teraz prowadzi życie oddane bez reszty
Jezusowi. Jest wiele podobnych świadectw młodych ludzi, znajdujących się w kręgu
oddziaływania Stowarzyszenia. Ilu z nas może stwierdzić, że spotkało podobne owoce w
naszych Kościołach? Jestem jeszcze pod wrażeniem świadectwa pewnego Żyda, który
twierdził, że gotów jest „zostać eunuchem” dla Pana; człowiek żonaty, który żył, jakby nie
był żonaty, ponieważ pochłaniało go całkowicie apostolstwo. Co za kontrast z tym, czego
słuchałem podczas zebrania KFRK! Dlaczego dzieje się to wszystko u nich, a nie u nas czy
w innych Kościołach chrześcijańskich? Nie znam pełnej odpowiedzi, lecz tylko jej część.
Modlitwa! Jestem o tym przekonany. Podczas zebrania Stowarzyszenia nie mówiono o
osobach, o miejscach, o sprawach, by równocześnie nie obejmować ich nieustanną
modlitwą... Modlitwa, odmawiana lub śpiewana, była zawsze na ich wargach. Tymczasem
podczas zebrania KFRK zaledwie odmówiono jedną modlitwę. Członkowie
Stowarzyszenia między jedną sesją a drugą spotykali się w grupach i dzielili osobistym
doświadczeniem Boga i planami, w jaki sposób mają zamiar głosić Jego wspaniałe słowo.
Natomiast podczas zebrania KFRK spotykaliśmy się w przerwach po to, by sączyć koktajl
i dyskutować o polityce kościelnej. W Stowarzyszeniu nie podejmowano niczego bez
wezwania pomocy Ducha Świętego. Na spotkaniach KFRK zdawaliśmy się postępować z
o wiele większą „naturalnością”... Przekonałem się, że sesja dzielenia się modlitwą w trakcie
rekolekcji w żadnym razie nie powoduje „rozproszenia”, jakiego można by się spodziewać
po dyskusji w grupie, pod warunkiem że nie urządzamy więcej niż jedną sesję dziennie. W
przeciwnym razie istnieje niebezpieczeństwo, że rekolektant będzie się starał znaleźć
ucieczkę w tej formie modlitwy stosunkowo „wygodniejszej”, by uniknąć rygorów
związanych z osobistym spotkaniem z Bogiem. W odróżnieniu od dzielenia się modlitwą,
dyskusja w grupie może rozbudzić emocje, którymi później trzeba się zająć, i może
naruszyć wewnętrzne milczenie, którego domagają się rekolekcje. Co więcej: zrozumiałem,
że dzielenie się modlitwą oznacza dla niektórych rekolektantów prawdziwe działanie
profetyczne! Niejeden z odprawiających rekolekcje zwierzył mi się, że jakaś prośba,
refleksja lub intuicja, której wysłuchał podczas dzielenia się modlitwą, spowodowała
radykalną zmianę w jego rekolekcjach: to tak, jakby sam Pan przemówił do niego poprzez