Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Wszystko, co opowiedziała, zdawało się potwierdzać podejrzenia Henryka von Waldheima. Ta kobieta bała się zapewne, iż każdy z domowników zamku, ujrzawszy Walerię, będzie zaskoczony jej podobieństwem do Małgorzaty, którą musiała widywać w młodości. Chcąc jednak uspokoić Walę, odparł z uśmiechem:
- Matka z pewnością kocha panią, lecz tacy prości, zapracowani ludzie nie potrafią dać wyrazu swym uczuciom. Są skryci, surowi, a każdy objaw uczucia uważają za oznakę słabości. Nie powinna pani do nich przykładać swojej własnej miarki.
Waleria znowu potrząsnęła głową, tym razem ze smutkiem.
- Najbardziej przerażające jest to, że ja ich także nie kocham, chociaż powinnam. Dawniej niekiedy zdawało mi się, że między mną a moją najdroższą opiekunką znajduje się jakiś niewidzialny mur obcości. Dowiedziawszy się później, iż nie jestem jej rodzoną córką, zrozumiałam wreszcie, na czym to polegało. Łudziłam się, że w domu rodzicielskim znajdę to wszystko, czego mi brakowało, stało się jednak inaczej. Łączy nas najściślejsze pokrewieństwo, więc czemu czuję się tak obco wśród swoich? Nie jestem też do nich ani trochę podobna. Brat i siostra mają czarne włosy i oczy jak ojciec. Matka, zanim posiwiała, była blondynką, ale oczy ma niebieskie...
Fred słuchał uważnie, zadowolony, że Waleria sama z siebie mówi mu o tym, czego chciałby się dowiedzieć. Jej uderzające podobieństwo do Małgorzaty von Waldheim nie mogło być dziełem przypadku!
- Zdarza się dość często, zwłaszcza w rodzinach wielodzietnych, że jedno z tych dzieci nie jest do nikogo podobne. Może ktoś z przodków pani spoglądał na świat takimi szarymi, bardzo pięknymi oczyma?
Zaczerwieniła się mocno.
- Czy pan wie, że to pierwszy komplement, jaki usłyszałam z pańskich ust?
Jego poważne oblicze rozjaśniło się uśmiechem.
- A pani, naturalnie, przywykła do pochlebstw i teraz, na tym odludziu, odczuwa ich brak!
- Nie uwierzy mi pan pewnie, jeśli powiem, że nigdy nie cierpiałam bezmyślnych komplementów.
Spojrzał jej głęboko, przeciągle w oczy.
- Jest pani naturą tak prawą, tak uczciwą, iż wierzę każdemu pani słowu.
- Jeżeli mogę tego uniknąć, staram się nie kłamać - znowu stanęła w posach.
- Gdyby nawet usta pani skłamały, oczy nie uczyniłyby tego nigdy - rzekł serdecznie.
Waleria mocno, aż do bólu, zacisnęła dłonie. Na litość boską - nie wolno jej się cieszyć tym, co powiedział, musi stłumić w sobie kiełkującą nieśmiało nadzieję. Przecież ją i Freda dzieli przepaść nie do przebycia!
Zmusiła się do swobodnego tonu, zmieniając szybko temat rozmowy na inny, mniej osobisty. Skąd mogła wiedzieć, że tymczasem Fred Gerold utwierdza się w przekonaniu, iż nigdy dotąd żadna kobieta nie wywarła na nim aż tak głębokiego wrażenia, że - sam już zakochany - postanowił zasłużyć sobie na jej wzajemność?
Podjął rozmowę o rzeczach obojętnych, ale nie umknęło jego uwadze, że Waleria nie umie spokojnie patrzeć mu w oczy. Ocenił to jako dobry znak dla siebie i był tym uszczęśliwiony.opowiadał jej o swojej pracy, wspomniał również, że przyjaciel dał mu do przejrzenia kronikę rodu Waldheimów, mówił, iż po zakończeniu swego dzieła ma zamiar gruntownie ją przestudiować.
Z uwagą słuchała jego słów, zadając od czasu do czasu pytania, na które udzielał szczegółowych i przystępnych odpowiedzi.
Ani się spostrzegli, jak zegar na wieżyczce kościoła wybił szóstą. Wala szybko podniosła się z ławki.
- Teraz muszę już powrócić do domu.
- Zejdziemy razem na dół, jeżeli oczywiście nie ma pani nic przeciwko temu. I proszę powiedzieć, kiedy zobaczę panią znowu?
- Czy pan istotnie chce mi poświęcić jeszcze trochę czasu?
Zaśmiał się i spojrzał na nią wesoło.
- Mam właśnie taki zamiar. Pani zaś zrobi dobry uczynek, odrywając mnie od pracy, gdyż stanowczo za dużo ślęczę nad książkami.
Uśmiechnęła się słodko, uroczo - tak nie potrafił się uśmiechać nikt inny na całym świecie.
- Cóż na to powie pański przyjaciel, młody dziedzic? Czy nie będzie się gniewał?
Jego oczy rozbłysły filuternie. Był to zupełnie inny Fred Gerold niż ten, którego kiedyś poznała Waleria. Nigdy przedtem nie widziała jego chłopięcego uśmiechu ani swawolnego wyrazu twarzy. Nie wiedziała, który z nich podoba jej się bardziej - Fred poważny czy też Fred przekorny? W każdym razie dla nich obu jej serce biło bardzo mocno, toteż postanowiła nagle, że wykorzysta każdą minutę szczęścia, zwłaszcza że ma ich przed sobą tak mało...