Każdy jest innym i nikt sobą samym.


– Choć muszę przyznać, że kapitanowie rzadko dezerterują...
– To nie była dezercja – sprzeciwiła się kobieta, która wróciła już do siebie i przeglądała broń zabitych bandytów. Znalazła lekki tulwar i zamachnęła się nim kilka razy, by sprawdzić jego wyważenie. W blasku ogniska Kalam zauważył, że jest atrakcyjna. Miała średnio grube kości, włosy usiane smużkami barwy żelaza i zdumiewające, jasnoszare oczy. Podniosła rapcie i przytroczyła je sobie do pasa.
– Wyruszyliśmy z Orbalu – zaczął kapitan z bólem w głosie. – Cała kompania eskortująca grupę uchodźców. To znaczy, nasze rodziny. Natknęliśmy się na całą przeklętą przez Kaptura armię, która maszerowała na południe.
– Zostaliśmy tylko my – wtrąciła jego towarzyszka, odwracając się, by wskazać ręką ciemność.
Na oświetlony obszar weszła druga kobieta – młodsza i szczuplejsza wersja pierwszej. Towarzyszyło jej dwoje dzieci. Zostawiła je i podbiegła do kapitana.
Mężczyzna nadal celował w Kalama drżącą kuszą.
– Moja żona Selv – oznajmił, wskazując na kobietę, która stała u jego boku. – Nasze dzieci. I siostra Selv, Minala. To my. A teraz opowiedz nam o sobie.
– Kapral Kalam, Dziewiąta Drużyna... Podpalacze Mostów. Teraz rozumiesz, dlaczego nie noszę munduru, kapitanie.
Mężczyzna uśmiechnął się.
– Wyjęto cię spod prawa. W takim razie, dlaczego nie jesteś z Dujekiem? Czyżbyś wrócił do ojczyzny po to, by przyłączyć się do Tornada?
– Czy to twój wierzchowiec? – zapytała Minala.
Skrytobójca odwrócił się i zauważył, że ogier wszedł od niechcenia do obozu.
– Tak.
– Znasz się na koniach.
– Zapłaciłem za niego złote góry. Pomyślałem sobie, że jeśli coś tyle kosztuje, to na pewno jest dobre. Tyle tylko wiem o koniach.
– Nadal nam nie wyjaśniłeś, co tutaj robisz – mruknął kapitan, Kalam widział jednak, że mężczyzna wyraźnie się uspokoił.
– Zwietrzyłem zapach buntu – odparł skrytobójca. – Imperium przyniosło Siedmiu Miastom pokój. Sha’ik chce powrotu dawnych czasów. Tyranów, pogranicznych wojen i rzezi. Jadę do Arenu. Tam właśnie wyląduje korpus ekspedycyjny. Jeśli będę miał szczęście, to może uda mi się do niego przyłączyć, na przykład jako przewodnik.
– W takim razie będziesz nam towarzyszył, kapralu – stwierdził kapitan. – Jeśli rzeczywiście jesteś Podpalaczem Mostów, to znasz się na żołnierskiej robocie. Jeśli udowodnisz mi to po drodze do Arenu, dopilnuję, żebyś bez przeszkód wrócił w szeregi imperialnej armii.
Kalam skinął głową.
– Mogę podnieść broń, kapitanie?
– Proszę bardzo.
Skrytobójca przykucnął, sięgając po długi nóż, zatrzymał się jednak.
– Aha, jeszcze jedno, kapitanie...
Mężczyzna wsparł się ciężko o żonę, kierując na Kalania spojrzenie półprzytomnych oczu.
– Słucham?
– Lepiej, żebym zmienił imię... to znaczy, oficjalnie. Nie chciałbym w Arenie skończyć na szubienicy. Co prawda, imię Kalam jest dość pospolite, ale zawsze istnieje szansa, że ktoś mnie rozpozna...
– Jesteś tym Kalamem? Powiedziałeś: Dziewiąta. Zgadza się? Na oddech Kaptura!
Jeśli kapitan zamierzał powiedzieć coś więcej, nic z tego nie wyszło. Ugięły się pod nim kolana i żona z cichym jękiem ułożyła go na ziemi. Popatrzyła na siostrę ze strachem w oczach, a potem przeniosła spojrzenie na Kalama.
– Spokojnie, dziewczyno – rzucił skrytobójca, prostując się. Uśmiechnął się szeroko. – Właśnie wróciłem w szeregi armii.
Dwaj chłopcy, jeden mniej więcej siedmio-, a drugi czteroletni, ruszyli z przesadną ostrożnością ku nieprzytomnemu mężczyźnie i jego żonie. Gdy kobieta ich zauważyła, rozpostarła ramiona. Rzucili się jej w objęcia.
– Został stratowany – wyjaśniła Minala. – Jeden z bandytów przywiązał go do swojego konia i wlókł sześćdziesiąt kroków, nim udało mu się uwolnić.
Kobiety mieszkające w garnizonach były nierządnicami albo żonami. Nie ulegało wątpliwości, do której z tych kategorii należała Minala.
– Twój mąż również służył w kompanii?
– Dowodził nią, ale już nie żyje.
Jej słowa były tak wyprane z emocji, że równie dobrze mogłaby mówić o pogodzie. Kalam wyczuwał w niej sztywne panowanie nad sobą.
– A kapitan jest twoim szwagrem?
– Nazywa się Keneb. Moją siostrę Selv już poznałeś. Starszy chłopiec nazywa się Kesen, a młodszy Vaneb.
– Pochodzicie z Quon?
– To dawne czasy.
Nie jest zbyt rozmowna.
Skrytobójca zerknął na Keneba.
– Będzie żył?
– Nie wiem. Ma zawroty głowy. Mdleje.
– Opadanie głowy, niewyraźna mowa?
– Nie.
Kalam podszedł do konia i wziął w ręce wodze.
– Dokąd się wybierasz? – zapytała Minala.
– Został jeszcze jeden bandyta. Pilnuje żywności, wody i koni. Potrzebujemy wszystkich tych trzech rzeczy.
– W takim razie pojedziemy razem.
Kalam chciał się sprzeciwić, lecz Minala uniosła rękę.
– Zastanów się, kapralu. Mamy ich konie. Umiemy jeździć. Chłopcy siedzieli w siodle, nim jeszcze nauczyli się chodzić. A kto będzie nas strzegł pod twoją nieobecność? Co się stanie, jeśli zostaniesz ranny w walce z tym bandytą? – Zwróciła się do siostry – Przerzucimy Keneba przez siodło. Zgoda, Selv?
Młodsza kobieta skinęła głową.
Skrytobójca westchnął.
– Ale strażnika zostawcie mnie.
– Nie ma sprawy. Sądząc po reakcji Keneba, zdobyłeś sporą sławę.
– Dobrą czy złą?
– Jak się ocknie, pewnie powie nam więcej.
Mam nadzieję, że nie. Im mniej o mnie wiedzą, tym lepiej.