Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Rozkład zajęć liczył niemal dwadzieścia pięć stron. Pierwsza część była poświęcona ortopedii, a druga ginekologii i położnictwu. Adam zauważył, że większość prelekcji dotyczyła zagadnień klinicznych, co - jak sądził - tłumaczyło ogromną popularność konferencji.
Był przekonany, że jeśli miało tu miejsce coś w rodzaju prania mózgów, to działo się to właśnie podczas wykładów. Ale co takiego mówili prelegenci, że lekarz pokroju Vandermera zmienił zdanie na temat leku? A może wszystko polegało na jakiejś formie hipnozy? Adam cisnął program na bok. Stwierdził, że i tak wkrótce wszystkiego się dowie.
Nagle poderwał go na równe nogi ryk syreny. Po chwili usłyszał, jak włączyły się silniki. Postanowił pójść na pokład i trochę się rozejrzeć.
Zdjął marynarkę i krawat, po czym wyszedł na korytarz. Zatrzymał się przed pokojem 409. Uświadomił sobie, że mimo iż ich kajuty sąsiadowały ze sobą, w ogóle nie słyszał Alana. Zastukał w drzwi, ale nie było odpowiedzi. Korytarzem przechodził jakiś steward i Adam musiał przycisnąć się do ściany, by go przepuścić. Zapukał jeszcze raz. Już miał odejść, gdy z kabiny doleciał go głuchy odgłos. Zaczął walić pięściami w drzwi przypuszczając, że Alan jest w łazience. Wciąż jednak nie było żadnego odzewu. Nacisnął klamkę. Kajuta nie była zamknięta i drzwi otworzyły się do środka.
Alan siedział na brzegu łóżka. Obok niego na podłodze leżała rozbita szklanka.
- Bardzo przepraszam - bąknął Adam.
Lekarz wymamrotał, że nic nie szkodzi, ale widać było, że jeszcze przed chwilą spał.
- Nie chciałem ci przeszkadzać - wyjaśnił Adam. - Zamierzałem zobaczyć, jak statek odbija od brzegu i pomyślałem, że może ty też... - Urwał widząc, że Alan osuwa się z łóżka. Wbiegł do pokoju i złapał go, nim lekarz zdążył zwalić się na podłogę. Ostrożnie ułożył go z powrotem na koi.
- Słuchaj, czy dobrze się czujesz? - spytał. Alan sennie pokiwał głową.
- Jestem po prostu zmęczony.
- Chyba powinieneś się trochę przespać - zaśmiał się Adam. Zerknął na nocną szafkę podejrzewając, że lekarz łyknął sobie parę kieliszków. Nigdzie jednak nie było ani śladu alkoholu. Rozważał, czy nie przykryć Alana, ale ponieważ doktor miał na sobie ubranie, zostawił go leżącego na pościeli.
W recepcji kilka osób czekało jeszcze na przydział kajut, ale trap był już podniesiony. Adam wszedł dwa piętra wyżej i znalazł się na pokładzie spacerowym.
Różnica między chłodem klimatyzowanych pomieszczeń a tropikalnym upałem Miami była dla niego szokiem. Podszedł do balustrady i spojrzał na nabrzeże. Robotnicy portowi odwiązywali cumy „Fiorda”. Maszyny zwiększyły obroty, a boczne silniczki sterujące powoli odsunęły statek od molo. Z rufy dochodziła radosna wrzawa. Orkiestra zaczęła grać „Dixie”.
Adam skierował się na dziób, ale niebawem napotkał tekową barierkę z drzwiczkami. Na tabliczce widniał napis: „Pasażerom wstęp wzbroniony”. Nacisnął klamkę. Drzwiczki były otwarte, ale postanowił nie ryzykować.
Ponownie rozległ się ryk syreny i w tym samym momencie wibracje statku uległy zmianie. Domyślił się, że zaczęły się obracać główne śruby. „Fiord” powoli ruszył naprzód.
Adam spotykał po drodze innych pasażerów, którzy podobnie jak on zwiedzali statek. Wszyscy byli serdeczni i przyjacielscy. Panował iście wakacyjny nastrój.
Zszedł na niższy pokład i natknął się na sale konferencyjne. Miały najróżniejsze rozmiary, poczynając od dużego kompletnie wyposażonego kina, a kończąc na małych pokojach na dziesięć osób. Niemal wszystkie pomieszczenia wyposażono w tablice i rzutniki do slajdów.