- Powiedziałem, otworzyć te parszywe drzwi, bo inaczej będziecie zdrapywali jej mózg z
sufitu! - Lekauf pstryknął przełącznikiem blastera, a schwytana przez niego kobieta zaczęła krzyczeć, z początku cicho, potem coraz głośniej. - Jeżeli pozwolicie mi się dostać na pokład statku i odlecieć, ta kobieta będzie żyła. Nie próbujcie żadnych sztuczek. Powiedziałem, nie próbujcie ze mną żadnych... parszywych... sztuczek!
- Uwolnij tę damę - odezwał się funkcjonariusz, który przecisnął się przez tłum i stanął na skraju wolnej przestrzeni. - Odłóż blaster. Puść ją.
- Żebyście mogli rozprysnąć mój mózg po całym terminalu? - zadrwił Lekauf. - Akurat. Nie ma mowy.
- Chłopcze, to ci się nie uda. Możemy porozmawiać...
- Tak, już to sobie wyobrażam - przerwał porucznik. - Miła pogawędka o tym, jak załatwiłem Gejjena. Zabiłem tego drania i jestem z tego dumny. Zamierzał nas sprzedać Galaktycznemu Sojuszowi. Chciał napchać sobie kieszenie ich kredytami. Jestem patriotą, słyszysz? Kocham Korelię. Powinienem chyba dostać za to medal.
Funkcjonariusz dał znak gestem agentowi koreliańskiej służby bezpieczeństwa przy wyjściu z hali i skrzydła drzwi się rozsunęły. Ben patrzył jak zahipnotyzowany, jak Lekauf wycofuje się tyłem na lądowisko, na poły wlokąc, a na poły niosąc nieszczęsną zakładniczkę, i jak mozolnie kieruje się do statku wycieczkowego. Dotarcie do niego zajęło mu chyba całą wieczność, bo musiał iść cały czas tyłem i zmagać się przy tym z kobietą. W pewnej odległości za nim
podążali policjanci i strażnicy z blasterami, wypatrując okazji do oddania celnego strzału.
Ben miał ochotę pobiec za Lekaufem, żeby mu pomóc, ale nie miał pojęcia, jak to zrobić.
Gdyby odwrócił od niego uwagę, wszyscy by zginęli.
Lekauf opuścił rampę i zaczął wchodzić tyłem na pokład statku. Kobieta przestała krzyczeć i zaczęła szlochać.
- Wychodzimy. Natychmiast. - Shevu, który podszedł do Bena od tyłu, zbliżył usta do jego
ucha, chwycił go za kołnierz i pociągnął mocno na dowód, że nie żartuje. - Powoli i spokojnie.
Nie zmarnuj tej okazji. Dzięki niemu zyskaliśmy więcej czasu.
Ben chciał krzyknąć: „A co z nim"?, ale tego nie zrobił. I tak postępował niezgodnie z planem, a żołnierze się tak nie zachowywali. Miał wrażenie, że jego nogi uginają się pod ciężarem ciała.
Lekauf dotarł do szczytu rampy i zepchnął po niej zakładniczkę. Klapa włazu zamknęła się za nim, a kobieta leżała na permabe- tonie, głośno lamentując. Policjanci podbiegli, żeby pomóc jej wstać, a snajperzy zajęli wokół statku dogodne miejsca do oddania strzału.
Wszyscy jakby zapomnieli o pasażerach pozostałych w hali terminala. Koreliański agent
wybiegł na lądowisko, podszedł do kolegi i obaj puścili się biegiem w stronę kordonu
policjantów.
- Benie, to jest to. Chodźmy... - Shevu szarpnął go za kołnierz i pociągnął w kierunku drzwi na południowym krańcu terminala. Ben zastanawiał się, gdzie strażnicy zajmą pozycje do
strzału i jaką taktykę obiorą żeby powstrzymać Lekaufa przed odlotem. Jeżeli porucznik miał
dość przytomności umysłu, odleci na orbitę i przyspieszy do prędkości nadświętlnej, zanim żałosna flota Vulp- tera zdąży się wznieść w powietrze.
Statek turystyczny spoczywał na permabetonie, ale z dysz silników nie wydobywały się gazy wylotowe. Kierując się w stronę południowych drzwi, Ben mógł wszystko obserwować przez
transpastalowe okna terminala, ale nie zachwycało go to, co widział.
W końcu doszedł do wniosku, że Lekauf w ogóle nie zamierza odlatywać.
A może statek jest popsuty?
O, nie, nie, nie... - jęknął w duchu chłopak.
Wyczuł jednak, że jednostka napędowa statku jest sprawna. Wyczuwał też Lekaufa...
przerażonego, ale triumfującego, pogodzonego z losem mimo groźnej sytuacji. To była
najdziwniejsza kombinacja emocji, jaką kiedykolwiek wyczuwał w Mocy.
- Co on robi, panie kapitanie? - zapytał. - Jak zamierza stąd odlecieć?
Shevu kilka razy przełknął ślinę, a jego grdyka skoczyła w górę i opadła.
- Robi, co musi - odparł oficer.
- A co musi? - nie dawał za wygraną Ben.
- Wymyśla prawdopodobną historyjkę.
- Janie...
- Benie, idziemy. Natychmiast. - Shevu chwycił go za rękę z taką siłą że chłopak poczuł ból, i zaciągnął po permabetonie do transportowca. Ben zauważył, że statek wycieczkowy jest
otoczony przez kordon policjantów i uzbrojonych strażników, a automaty służby
bezpieczeństwa zabezpieczają perymetr i odciągają inne statki, które zaparkowano zbyt blisko.
- Nie możesz zaprzepaścić tego, co osiągnąłeś do tej pory. Zadanie zostało wykonane.