Nowa religia wypierajaca zen, która przybyla ze Srodkowego Wschodu i podbija teraz Kalifornie. Ty tez powinnas sie tym zainteresowac, skoro uwazasz religie za swoja profesje. Dzieki niej dostalas prace. Religia placi twoje rachunki, moja droga, wiec jej nie lekcewaz.
Obraz telewizyjny sie rozjasnil i pokazal sie Wilbur Mercer.
- Dlaczego on nic nie mówi? - spytala Joan.
- Mercer zlozyl w tym tygodniu sluby calkowitego milczenia. - Ray zapalil papierosa. -
Departament Stanu powinien byl wyslac mnie, a nie ciebie. Jestes watpliwym ekspertem.
- Przynajmniej nie jestem blaznem - odparla Joan. - Ani wyznawca blazna.
- Istnieje takie powiedzenie zen - przypomnial jej Ray lagodnie: - "Budda jest kawalkiem papieru toaletowego". I inne: "Budda czesto..."
- Cicho badz! - przerwala ostro. - Chce obejrzec Mercera. - Ach, chcesz go sobie obejrzec - glos Raya byl nabrzmialy ironia. - O to ci chodzi, na milosc boska? Nikt nie oglada Mercera, na tym wlasnie cala rzecz polega. - Wrzuciwszy papierosa do kominka, podszedl do telewizora, przed którym Joan zauwazyla metalowa skrzynke z dwoma uchwytami, podlaczona do odbiornika podwójnym przewodem. Ray wzial w rece uchwyty i natychmiast jego twarz wykrzywila sie grymasem bólu.
- Co ci jest? - spytala zaniepokojona Joan.
- N...nic. - Trzymal dalej uchwyty. Na ekranie Wilbur Mercer szedl wolno po jalowym, skalistym zboczu opustoszalego wzgórza z wyrazem glebokiego spokoju - czy moze nieobecnosci - na uniesionej w góre twarzy o wyostrzonych rysach mezczyzny w srednim wieku. Z glebokim
westchnieniem Ray puscil uchwyty.
- Tym razem moglem je utrzymac tylko przez czterdziesci piec sekund. - Zwrócil sie do Joan z wyjasnieniem: - To przekaznik empatii, moja droga. Nie moge ci powiedziec, w jaki sposób go dostalem, prawde mówiac sam nie wiem. Oni go przyniesli, ta jakas organizacja, która je rozprowadza, Spólka Akcyjna Wilcer. Za to moge ci powiedziec, ze kiedy bierzesz w rece te uchwyty, nie ogladasz juz Wilbura Mercera, ale uczestniczysz w jego przezyciach. Czujesz dokladnie to, co on czuje.
- Wyglada na to, ze to bolesne.
- Tak - odparl spokojnie Ray Meritan. - Poniewaz Wilbur Mercer jest scigany przez zabójców.
Zmierza wlasnie do miejsca, gdzie go zabija.
Joan ze zgroza odsunela sie od skrzynki.
- Sama zauwazylas, ze tego wlasnie nam trzeba - przypomnial Ray. - Nie zapominaj, ze jestem calkiem niezlym telepata. Nie musze sie zbytnio wysilac, zeby odczytac twoje mysli. Gdybysmy tylko mogli cierpiec, oto co myslalas nie tak dawno temu. No wiec, nadarza ci sie okazja, Joan.
To zwyrodnienie!
- Czy pomyslalas "To zwyrodnienie?"
- Tak!
Ray Meritan rzekl:
- Wilbur Mercer ma juz dwadziescia milionów zwolenników. Na calym swiecie. Cierpia razem z nim podczas jego wedrówki do Pueblo w Colorado. Przynajmniej podobno tam wlasnie zmierza, aczkolwiek osobiscie mam co do tego pewne watpliwosci. Tak czy owak merceryzm jest teraz tym, czym kiedys byl zen; jedziesz na Kube propagowac wsród bogatych chinskich bankierów rodzaj ascetyzmu, który juz jest przestarzaly, juz sie przezyl.
Joan w milczeniu odwrócila sie od niego i patrzyla na idacego Mercera.
- Wiesz, ze mam racje - ciagnal Ray. - Wychwytuje twoje emocje. Mozesz nawet sama nie byc ich swiadoma, ale gdzies w glebi tak czujesz.
Na ekranie w Mercera rzucono kamieniem. Trafil go w ramie. Joan zdala sobie sprawe, ze wszyscy trzymajacy teraz przekaznik empatii poczuli to razem z nim.
Ray kiwnal glowa:
- Masz racje.
- A co sie stanie, kiedy... kiedy go juz naprawde zabija? - Wzdrygnela sie.
- Zobaczymy - odparl spokojnie Ray. - Na razie nie wiemy.
II
- Mysle, ze sie mylisz, Boge - powiedzial Sekretarz Stanu Douglas Herrick do Bogarta Croftsa. -
Dziewczyna moze i jest kochanka Meritana, ale to nie znaczy, ze cokolwiek wie.
- Poczekamy, co nam powie pan Lee - odparl Crofts zniecierpliwionym tonem. - Kiedy Hiashi wyladuje w Hawanie, bedzie juz na nia czekal.
- A czy Lee nie moze wysondowac bezposrednio Meritana?
- Jeden telepata sondujacy drugiego? - Bogart Crofts usmiechnal sie do siebie na ten pomysl.
Stworzyloby to dosc nonsensowna sytuacje: Lee czytalby w myslach Meritana, który, równiez bedac telepata, czytalby w myslach Lee i odkryl, ze ten czyta w jego myslach, a Lee z kolei odkrylby, ze Meritan to wie, i tak dalej, i tak dalej. Nie konczacy sie kolowrotek, w wyniku którego Meritan wystrzegalby sie najstaranniej wszelkiej mysli o Wilburze Mercerze.
- Najbardziej przekonuje mnie to podobienstwo nazwisk - mówil Herrick. - Meritan, Mercer.
Pierwsze trzy litery...
- Ray Meritan nie jest Wilburem Mercerem - przerwal mu Crofts. - Powiem ci, skad to wiemy.