Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Za nim sięgnęła ręka, która sprawnie zajęła się moim mie­czem. Było to niemal zabawne, nim jeden z żołnierzy nie powie­dział:
- Jesteś aresztowany. Pogwałcenie godziny policyjnej i lekce­ważenie praw stanu wojennego.
- To jedna z najzgrabniejszych akcji, jakie w życiu widziałem - powiedziałem.
- Zamknij się - poradził mi kapral.
Wszystko potrwało może z sześć sekund. W dali Carl Lake zni­kał za następnym rogiem. W chwili, gdy to zrobił, pomyślałem, że byłem świadkiem czegoś nieprawdopodobnego. Odłożyłem to do przemyślenia na później. Na nieszczęście przymusowy urlop, któ­ry mnie czekał, nie należał do tych obiecujących wypoczynek i re­konwalescencję. Szedłem prosto do lochów.
Rozdział VII
SHAA PROWADZI ROZMOWĘ
 
Popołudnie powoli przechodziło w wieczór. W Roosing Oolvaya wkrótce miał rozbrzmieć stłumiony tupot ukradkowo przemy­kających postaci i szept haseł. Błysną noże i ludzie będą ginąć, podczas gdy przyzwoici obywatele pozamykają się w domach. Ogólnie rzecz biorąc, zanosiło się na typową noc.
Jednak w rzeczywistości mogło być inaczej, przynajmniej o ile Zalzyn Shaa miał coś do powiedzenia, a coraz bardziej wyglądało na to, że ma. Shaa uważał się za osobę przyzwoitą (odkrył, że po­dobnie myśli o sobie większość ludzi), lecz tym niemniej miał spę­dzić noc na ulicach. To znaczy, spędzić na ulicy początek nocy. Shaa złożył lunetkę, schował ją pod płaszczem i odwrócił się do Jurtana Monta. Mont był ledwo widoczny. Siedział w gęstym cie­niu za ciemnym kominem, kryjąc się przed niepowołanym wzro­kiem z dołu i z okolicznych dachów, niższych od tego, na którym siedzieli.
- Spróbuję to powtórzyć - rzekł Shaa. - Cztery dni temu Czci­godny łapie się za gardło i pada trupem. Ten głupek Kaar ogłasza się Czcigodnym, profilaktycznie zamyka rząd swojego ojca i pod płaszczykiem stanu wojennego zaczyna zgarniać pod klucz każde­go, kogo miał na oku. Tak sytuacja wygląda w zarysie, i z pewno­ścią nie jest ona niczym wyjątkowym.
Mont drgnął i powiedział rozdrażniony:
- Więc nie jest wyjątkowa. Kto by się przejmował, skoro to nic nadzwyczajnego? Ale sytuacja nie musi być wyjątkowa, żeby była zła.
- Dobrze powiedziane. W dzisiejszych czasach nieliczne sytu­acje są naprawdę wyjątkowe, o ile kiedykolwiek było inaczej. Tym, co nadaje danej sytuacji charakter indywidualny; są zamieszane persony i natura własnego ryzyka. W ten oto sposób doszliśmy do bezpośrednio interesującej nas kwestii, której sednem jest twoje osobiste ryzyko. Mam rację?
- Chyba tak. Musi chodzić o mnie, gdyż tylko ja zostałem. Poj­mali całą moją rodzinę. Nie mogę ich zostawić, by zgnili w lo­chach - Jurtan dodał coś niezrozumiałym szeptem.
- Co mówisz?
Za drugim razem głos Monta był niewiele głośniejszy:
- ...powiedziałem, że chciałbym mieć w sobie więcej cech wy­bawcy.
- Może cierpisz na niedostatek tego, o czym wspomniałeś, czym­kolwiek by to było, ale za to posiadasz inną, bardziej przydatną cechę.
- Jaką?
- Inteligencję. Można by rzec, że jesteś dość bystry, aby wie­dzieć, kiedy zwrócić się o pomoc.
- Nie wiem. Mam wrażenie, że powinienem zrobić to samo­dzielnie, a nie...
- Szukanie pomocy u konsultanta to nie hańba - zapewnił go Shaa. - Masz skłonności do rozsądnego zachowania, przynaj­mniej od czasu do czasu, i podjąłeś rozsądną decyzję. Mamy kon­tynuować?
Mont patrzył na Shaa przez dłuższą chwilę, potem spuścił oczy. Skinął głową bez przekonania.
- Mówiłeś, że twój ojciec został aresztowany jako jeden z pierwszych, wraz z resztą najbliższej rodziny Kaara oraz inny­mi potencjalnymi pretendentami do tronu, członkami Gabinetu i tymi, którzy mogli stanowić zagrożenie. Twój ojciec jest za­możnym kupcem handlującym zbożem, lecz bynajmniej nie dla­tego znalazł się w lochach. Siedzi w ciupie, ponieważ był woj­skowym doradcą byłego Czcigodnego.
- Ja ująłem to inaczej.
- Doradcą, który specjalizuje się w wyciąganiu ludzi z pa­skudnych opałów, co? Siłą własnego miecza, jeśli trzeba? Dzię­ki tego rodzaju stosunkom łączących go z byłym Czcigodnym został uznany za człowieka niebezpiecznego. Z drugiej stro­ny, gdyby Kaar zdołał przeciągnąć twojego ojca do swojego obozu, byłoby to przydatne ze względu na opinię publiczną, nieprawdaż?
- Mój ojciec nienawidzi Kaara.
- Tak, a tortury? Mont parsknął cicho.
- Nie znasz mojego ojca. Myślę, że on lubi tortury.
- Wysnułem takie przypuszczenie, lecz nie całkiem o to mi cho­dzi. Nie o niego, a o innych członków twojej rodziny. Masz ro­dzeństwo?
- Mam siostrę.
- Jak wam się układało?
- Dobrze, tak myślę.
- Ja też mam siostrę. Niestety, nasze stosunki napotykają pew­ne problemy.
- Och, przykro mi to słyszeć.

Tematy